W finale WTA Finals Iga Świątek (1. WTA) spotkała się z Jessicą Pegula (5. WTA), która była rewelacją zmagań w Cancun. Amerykanka do finału nie przegrała ani jednego seta i wydawało się, że powalczy z Polką jak równa z równą. Świątek była jednak niezwykle zdeterminowana i kompletnie zdominowała wydarzenia na korcie. Pierwszego seta wygrała 6:1, a w drugim nawet nie oddała przeciwniczce gema. Dzięki temu pobiła i wyśrubowała imponujący rekord.
Świątek w pierwszym secie już drugi raz podczas turnieju zanotowała wygraną do jednego. Z kolei druga partia wygrana do zera była już trzecią taką w jej wykonaniu podczas zmagań w Cancun. Meksykańskie zmagania były dla niej obfite w wygrane, w których rywalki nawet się do niej nie zbliżały.
Na start Polka ograła Marketę Vondrousovą (7. WTA) 7:6(3), 6:0 i to właśnie ta rywalka "urwała" jej najwięcej gemów. Później były wygrane 6:0, 7:5 z Coco Gauff (3. WTA), 6:1, 6:2 z Ons Jabeur (6. WTA), 6:3, 6:2 z Aryną Sabalenką (2. WTA) i później finał z Pegulą. Łącznie nowa liderka światowego rankingu wygrała 62 gemy, a straciła ich tylko 20.
Od zmiany formatu zmagań w WTA Finals na grę "każdy z każdym" w 2003 roku nikt nie osiągnął tak kapitalnego wyniku. Wydawało się, że w rywalizacji z najlepszymi zawodniczkami danego roku nikt w stawce nie ma szans na tak wielką dominację. Potwierdza to fakt, że dotychczasowy rekord najmniejszej liczby straconych gemów należał do Sereny Williams. Amerykanka w 2012 roku wygrała WTA Finals przegrywając 32 gemy - o 12 więcej niż Świątek.
Teraz to Świątek jest nową rekordzistką i wyśrubowała rekord do niebotycznie małej liczby, która będzie trudna do pobicia. Polka co najmniej przez rok nie musi martwić się, że któraś zawodniczka w stawce zbliży się do jej osiągnięcia. Jeśli awansuje do przyszłorocznych WTA Finals sama będzie miała szansę jeszcze go poprawić.