• Link został skopiowany

Oto dowód mistrzostwa Świątek. Popis geniuszu. Gigantka

Łukasz Jachimiak
"Umie być opanowana, konsekwentna, fantastycznie skoncentrowana. Pragnienie wygrywania Igę Świątek niesie, ale jej nie ponosi. Jej rok 2022 i rok 2023 są jak dwie strony złotej monety. Jak opowieść o kimś, kto zrobił coś wielkiego i zdecydowanie się tym nie zadowolił. Jak historia kogoś, kto wszedł na szczyt i teraz się tam urządza. I najlepsze: to wszystko nie jest ani trochę zaskakujące" - pisze Łukasz Jachimiak po spektakularnym zakończeniu sezonu przez Igę Świątek. W finale WTA Finals Iga wygrała z Jessiką Pegulą 6:1, 6:0 i znów jest światową numer 1!
Iga Świątek
AP

6:1, 6:0 - wynik finału WTA Finals 2023 niesie się w świat, a my na długo go zapamiętamy. Iga Świątek wygrała z Jessiką Pegulą w sposób bezdyskusyjny. Zaskoczyła wszystkich, w tym wielkie Martinę Navratilovą i Chris Evert.

Zobacz wideo Iga Świątek rozbawiona pytaniem od dziewczynki trenującej tenis. "Mój Boże, też bym chciała się dowiedzieć"

Pierwsza z byłych mistrzyń obecnych w Cancun typowała triumf Peguli, druga wskazała na Świątek, ale nie było w jej typie wielkiej pewności, były raczej słowa, że po rozczarowujących wynikach na Wimbledonie i US Open Iga znów jest w formie i "może to udźwignąć".

Można zamykać plebiscyt na sportowca roku. Nie trzeba sztucznej inteligencji

Odpadnięcie Świątek już w czwartej rundzie US Open i przez to utrata prowadzenia w rankingu WTA po 75 tygodniach panowania było zaskakujące. Ale dlaczego ćwierćfinał Wimbledonu - najlepszy wynik na trawie, gdzie Iga wciąż nie czuje się najpewniej - też miałby być czymś ocenianym na minus? Jeśli tak to widzi 18-krotna mistrzyni wielkoszlemowa, jest to dowód tylko jednego - że Świątek w krótkim czasie stała się kimś, kogo najwięksi mierzą swoją miarą. O kim myślą, że w pełni cieszy się tylko wtedy, gdy wygrywa wszystko.

Poza 6:1, 6:0 z poniedziałkowego wieczoru w Cancun warto zapamiętać inne wielkie liczby Igi Świątek. 135:20. Co to jest? Taki stosunek meczów wygranych do przegranych Iga wypracowała sobie przez dwa minione sezony. W dwa lata została absolutną królową światowego tenisa. Dominatorką, jakiej nie było od czasów Sereny Williams z najlepszego okresu jej kariery. 22-latka z Raszyna to gigantka globalnego sportu, o polskim nawet nie mówiąc. "Przegląd Sportowy", który od 1926 roku organizuje plebiscyt na najlepszych sportowców w naszym kraju, już ma zwyciężczynię za rok 2023, choć jeszcze nawet nie ogłosił nominowanych.

W trwającym zaledwie 59 minut finale WTA Finals, czyli turnieju wyłącznie dla ośmiu najlepszych tenisistek świata, Świątek rozbiła Pegulę, choć niepokonana od miesiąca Amerykanka miała być niesamowicie groźna dla naszej faworytki. Nawet sztuczna inteligencja dawała Idze tylko 59 procent szans na zwycięstwo. "Tylko", bo w półfinale z Aryną Sabalenką - wtedy jeszcze numerem jeden - przy nazwisku Świątek widzieliśmy 69 proc. A zwykle w takich przewidywaniach Iga dostaje 80, nawet 90 proc.

Świątek weszła na szczyt i się tam urządza

135 wygranych meczów na 155 rozegranych w ciągu roku 2022 i 2023 to jest aż 87 procent zwycięstw. Przez ten czas Świątek wygrała 14 turniejów. W 2022 roku miała najdłuższą w XXI wieku serię wygranych meczów (37) i turniejów (sześć) z rzędu. Wtedy triumfowała w dwóch turniejach wielkoszlemowych - Roland Garros i US Open. Tamten sezon zamknęła z 67 meczami wygranymi i dziewięcioma przegranymi. Rok 2023 Iga kończy z bilansem 68-11, z sześcioma wygranymi turniejami, w tym jednym wielkoszlemowym i z pierwszym w życiu wygranym mastersem.

Te dwa sezony warto łączyć, a wręcz trzeba łączyć, bo one są jak dwie strony złotej monety. Jak A i zaraz po nim B. Jak opowieść o kimś, kto zrobił coś wielkiego i zdecydowanie się tym nie zadowolił. Jak historia kogoś, kto wszedł na szczyt i teraz się tam urządza. I najlepsze: to wszystko nie jest ani trochę zaskakujące. Zadziwić może skala jednego czy drugiego zwycięstwa, ale nie całościowy triumf Świątek, do którego ona doszła krok po kroku. I idzie dalej.

Świątek to Mozart tenisa

W październiku 2020 roku Świątek skończyła sezon z triumfem w Roland Garros rozgrywanym wtedy przez pandemię koronawirusa w nietypowym, jesiennym terminie. To była sensacja. To był pierwszy tytuł 19-letniej wówczas Polki w dorosłym tenisie. I zapowiedź wielkich rzeczy. Ale czy ktokolwiek spodziewał się, że one przyjdą aż tak szybko i że będzie ich aż tyle?

Tu mógłby pewnie podnieść rękę Wojciech Fibak, który w polskich tenisistów zawsze wierzy najmocniej. - Mamy brylant. Taka dziewczyna się rodzi jedna na milion. Dla niej wszystko jest otwarte. Może już w czasie tego Rolanda Garrosa zagra w finale [...] wcześniej czy później będzie jedną z najlepszych tenisistek świata - mówił, gdy Iga wygrała mecz trzeciej rundy. "Po jej kolejnych koncertach myślę sobie, że ja byłem Salierim, a ona jest Mozartem. Tak, Iga Świątek staje się Mozartem tenisa" - dodawał w rozmowie ze Sport.pl.

Trzy lata później Iga ma już nie jeden, a 17 tytułów WTA. Wygrała je w 21 finałach. Mecze o puchary młoda Polka gra ze skutecznością ogromnie doświadczonej mistrzyni. Ale nie "jak stara mistrzyni", bo w grze Igi nie ma wyrachowania, czy wręcz cwaniactwa, natomiast jest głód, jest odwaga, jest fantazja. A to wszystko ona coraz częściej potrafi zamknąć w ramach konkretnego planu. Umie być opanowana, konsekwentna, fantastycznie skoncentrowana. Pragnienie wygrywania Igę Świątek niesie, ale jej nie ponosi.

Zeszła lawina. Ale na Świątek nie zrobiła wrażenia

Świątek ma wszystko, czego trzeba do wygrywania i o tym wie. "Urodziłam się po to, żeby odbierać puchary" - powiedziała w kwietniu 2022 roku, gdy odbierała trofeum za wygranie turnieju w Miami. To był jej szósty tytuł WTA. Dokładnie dwa dni później Iga została liderką rankingu WTA pierwszy raz w życiu. Panowała przez 75 tygodni. We wrześniu bieżącego roku numer jeden oddała Sabalence. Po tym jak odpadła w czwartej rundzie US Open wydawało się, że w tym roku już nie będzie miała szansy na kontrę. Tym lepiej smakuje dziś powrót Igi na szczyt.

Białorusinka była w tym sezonie świetna - wygrała Australian Open, doszła do półfinału Roland Garros i Wimbledonu oraz do finału US Open - ale "jedynkę" przy nazwisku miała tylko przez osiem tygodni. Straciła ją, ulegając Idze 2:6, 3:6 w półfinale WTA Finals i później już tylko obserwując (a nawet chyba nie, bo podobno wtedy leciała z Meksyku do domu), jak Świątek wygrywa finał z Pegulą.

W tym finale nasz Mozart dał kolejny koncert. Popis geniuszu dostaliśmy krótko po tym, jak Idze zdarzało się nie trafiać w nuty. Czwartego września przegrała na US Open z Jeleną Ostapenko, trzy tygodnie później w turnieju w Tokio wygrała tylko jeden mecz i odpadła, przegrywając z Wieroniką Kudermietową mecz, w którym popełniła aż 50 niewymuszonych błędów. Wtedy krytyka przybrała formę lawiny. Ale Igi nie porwała, nie przysypała, nie przygniotła.

Iga Świątek tworzy najlepszy serial. Będą kolejne sezony!

Jak ona to zrobiła, że po dziewięciu dniach od być może najgorszego meczu w seniorskiej karierze wygrała wielki turniej w Pekinie? Po prostu robiła swoje, czerpała z tego, co zbudowała razem ze swoim zespołem, trzymała się tego, co pewne. Po US Open Świątek wykonywała konkretną, ciężką pracę i efekty przyszły. W drodze do tytułu w Pekinie m.in. skończyła serię 16 zwycięstw mistrzyni US Open Coco Gauff, a w finale z Ludmiłą Samsonową nie popełniła ani jednego niewymuszonego błędu!

Teraz w Cancun Świątek wygrała wszystko, a w pięciu meczach straciła zaledwie 20 gemów. To nie jest jakaś tam statystyczna ciekawostka. To jest dowód mistrzostwa. WTA Finals w obecnej formule (faza grupowa plus półfinały i finał) są rozgrywane od 20 lat i nigdy wcześniej żadna tenisistka nie przeszła turnieju mistrzyń w stylu tak imponującym, jak teraz Świątek. Jej 20 straconych gemów to wynik wręcz nie do uwierzenia przy dotychczasowym rekordzie - 32 gemach przegranych przez Serenę Williams, gdy szła po tytuł w 2012 roku.

Świątek w końcówce sezonu uzyskała taką formę, w jakiej jest dla rywalek nieosiągalna. Kończy go z 11 zwycięstwami i dwoma tytułami z rzędu i aż szkoda, że będziemy mieli dwumiesięczną przerwę w oglądaniu tego tworzonego przez nią najlepszego serialu w polskim sporcie. Ale ten hit będzie miał jeszcze wiele sezonów. Bo bohaterka nie jest zmęczona. W każdym razie na pewno nie wygrywaniem!

Więcej o: