Od niedzieli 29 października do niedzieli 5 listopada w Cancun w Meksyku zostanie rozegrany turniej WTA Finals dla ośmiu najlepszych tenisistek świata w 2023 roku.
W ostatnich dniach uczestniczki zawodów, ich trenerzy i kibice ostro krytykowali WTA za liczne organizacyjne wpadki.
Dopiero w sobotę oddano do użytku stadion, na którym odbędą się wszystkie mecze. Na początek - z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego - zobaczymy spotkania Jeleny Rybakiny z Jessiką Pegulą oraz Aryny Sabalenki z Marią Sakkari. Iga Świątek swój pierwszy mecz rozegra w poniedziałek od godziny 23 czasu polskiego, a jej rywalką będzie Marketa Vondrousova. W drugim meczu tej grupy zmierzą się Coco Gauff i Ons Jabeur (najpewniej około godziny 1.00 we wtorek czasu polskiego).
Piotr Sierzputowski: Właśnie jestem u Shelby, w Boca Raton na Florydzie, i szykujemy się na następny sezon. Idzie to w dobrym kierunku. Mówię o zdrowiu, bo tenis Shelby to już od dłuższego czasu jest solidny, ale zdrowia jej bardzo brakowało.
- Tak. Można byłoby je odbudować, ale to by oznaczało aż dwa lata przerwy. A Shelby nie ma dwóch lat. Myślimy, że to będzie jeden z jej ostatnich sezonów. Na pewno zmieniają się priorytety i na pierwsze miejsce będzie wysuwać się rodzina.
- Nie mamy konkretnego planu, że w tym i w tym turnieju Shelby chciałaby dojść szczególnie daleko. Na razie jesteśmy na etapie pracy z dnia na dzień. Nie wiemy, kiedy i na ile będzie gotowa, żeby grać w turniejach, dlatego nie zaprzątamy sobie głowy sprawami, na które nie mamy wpływu.
- Igrzyska były marzeniem Shelby i po to zaczynaliśmy współpracę, żeby w 2024 roku jechać do Paryża. Ale dla Amerykanek zakwalifikowanie się na igrzyska jest bardzo trudne. Przecież nawet jak Shelby była 30. na świecie, to w USA była dopiero ósma. Amerykanie pewnie będą mieli trzy zawodniczki na igrzyskach. My myśleliśmy o zrobieniu top 15 w rankingu WTA i o tym, że przy odrobienie szczęścia i gorszej dyspozycji innych, Shelby może się do tej trójki najlepszych w USA załapać. Ale to już nierealne. Punkty trzeba było zacząć zbierać już po tegorocznym Roland Garros, a że Shelby właściwie od tamtego czasu nie jest w stanie grać, to igrzyska odpłynęły i Shelby zdaje sobie z tego sprawę. Szkoda, bo występ w turnieju olimpijskim był jej największym marzeniem w karierze. Teoretycznie jeszcze mamy na to szansę, ale Shelby musiałaby zrobić jakiś spekatularny wynik. Nie mówię, że to jest kompletnie niemożliwe, ale jednak graniczyłoby to z cudem. Absolutnie czegoś takiego nie planujemy, bo szanse są po prostu marginalne. Podchodzimy więc do przyszłego roku na dużym luzie. Chcemy zamknąć ten nasz wspólny projekt z satysfakcją.
- Myśle, że będę się tym zajmował, jak już współpraca z Shelby się zakończy. Nie ma sensu wybiegać w przyszłość. Aktualnie jestem w zespole Shelby Rogers i tutaj siebie widzę. Jak wiadomo, każdy projekt się kiedyś kończy i wtedy angażuje się w następne. Nie mógłbym już mieć dogadanego następnego projektu, bo gdybym już teraz postanowił, że z kimś konkretnym będę pracował w przyszłości, to nie dałbym z siebie wszystkiego w pracy z Shelby. A to świetna dziewczyna, znakomicie nam się współpracuje i chcę, żeby moja głowa do końca była w tej pracy i żebyśmy dalej robili dobrą robotę. A później? Po prostu wiem, że coś fajnego się zrobi, że fajny zespół się zbuduje. Takie szanse na pewno się pojawią.
- Kibic widzi ostateczną rzecz, czyli ranking - to jasne. Shelby jest w nim teraz 143., bo ma kontuzję i nie gra. Ale ekipa za kulisami widzi zupełnie coś innego. My się spotykamy, mijamy, razem z innymi trenujemy i myślę, że wiele osób z tenisowego środowiska docenia naszą pracę i to jaki mamy wkład w rozwój zawodnika.
- Że to nic nowego. Ja ci powiem tak: dwa lata temu w Gudalajarze [wtedy Sierzputowski prowadził Igę Świątek] na pewno jeszcze w czwartek kort centralny nie był gotowy. Z tego co pamiętam, potrenować na nim można było tylko w piątek, sobotę i niedzielę, a w poniedziałek zaczęła się gra.
- Możliwe, że w Guadalajarze kort meczowy był otwarty na treningi jednak tylko w sobotę i niedzielę. I tamtejszy kort wyglądał identycznie jak ten w Cancun - też straszyły stelaże trybun, też były niedoróbki.
- Nie, tam absolutnie nie było nawet pół stadionu, gdy przylecieliśmy! Powstawał w ostatniej chwili. I bałem się, że to wszystko się rozsypie, bo powstawało na takich samych stelażach jak teraz w Cancun i tam też mocno wiało. Rzeczywiście przypominam sobie, ze w Guadalajarze był gotowy stadion, ale sporo mniejszy i na jego płycie powstał wtedy namiot ze strefą z jedzeniem dla zawodniczek. Dużą różnicą między Cancun a Guadalajarą było to, że obok stadionu stało tam sześć kortów treningowych z taką samą nawierzchnią, jaką miał kort meczowy.
- Tak i podkreślam, że w Guadalajarze naprawdę taka sama nawierzchnia była na kortach treningowych i na meczowym, a słychać, że w Cancun tak nie jest. Ale niedoróbki były i wtedy. Pamiętam jak wyszliśmy na pierwszy trening na kort meczowy i zobaczyliśmy bulwę na linii końcowej. Od razu wezwaliśmy superwajzora, pokazaliśmy mu tę bulwę i dopiero następnego dnia wszystko było okej.
Teraz rzeczywiście męczące są te wszystkie wpadki organizacyjne. I nawet jeśli zawodzi ekipa na miejscu, a nie WTA, to na takie rzeczy WTA nie powinno się zgodzić. Myślę i o terminach oddania kortu meczowego, i o tylko dwóch kortach treningowych i o tylko jednym stringerze do dyspozycji zawodniczek.
- To nie musi być niewiarygodnie duża drużyna stringerów, ale minimum dwóch powinno ciągle pracować. A nawet trzech. Bo jeden stringer wciąga 25 rakiet dziennie, a więc taki człowiek siedzi po nocach, jest zajechany, a dziewczyny, które używają wielu rakiet, czekają i się denerwują. Niestety, nie każdy gra jak Ons Jabeur jedną rakietą cały mecz. Zupełnie nie rozumiem też takich rzeczy jak brak konkretnej informacji co do terminu losowania grup. Przez wiele dni nie można było się dowiedzieć, kiedy ta ceremonia się odbędzie.
Generalnie na stronie internetowej WTA znalezienie jakiejkolwiek informacji jest bardzo trudne. Mówię o codzienności, nie tylko o Finalsach. Albo ta cała afera o "performance bye".
- Nie będę ściemniał: wiem, że kiedyś były już "perfomance bye", ale mocno podsuwałem ten pomysł ponownie w WTA. Nie wytrzymałem rok temu, gdy Shelby doszła do finału w San Jose, ten finał z nią wygrała Kasatkina, a półtora dnia później Kasatkina przegrała mecz w Kanadzie, gdzie miała o trzy godziny inny czas, dokąd dotarła po długiej podróży i od razu musiała wychodzić na kort. Przecież to bez sensu pod każdym względem. Zawodniczka ma małe szanse na zwycięstwo, organizatorzy turnieju nie zdążą się pochwalić, że gra u nich zwyciężczyni jakiegoś innego turnieju zakończonego przed chwilą. No nie zdążą tego medialnie ograć, zaprosić kibiców na jej mecze. A do tego zawodniczka, która z następnego eventu sie wycofa, jest karana finansowo. Nie ma to najmniejszego sensu, szczególnie że WTA dąży do zwiększania liczby obowiązkowych turniejów, a nie zmniejszania. I oczywiście uważam, że "bye" to w ogóle jest śmieszne rozwiązanie i całkowicie niekoniecznie, ale jak ktoś oczekuje od zawodniczek, że będą rywalizować po 25 razy w roku, to musi spojrzeć na to zupełnie inaczej.
- Jak zawsze: jednym się to będzie podobać, drugim nie. Ale może przynajmniej sprawi, że zawodniczki będą bardziej aktywnie angażowały się w organizację, jaką jest WTA.
- Tego nie wiem. Ale wiem, że inni trenerzy, których ta zasada mogła dotyczyć, poszli do WTA i zapytali się, jak to bedzie wyglądać. Zrobili po prostu pierwszą rzecz, jaką trzeba zrobić na miejscu, żeby mieć pewność jak planować treningi. Zresztą, wystarczy do superwajzora zadzwonić, nie trzeba go szukać. My, trenerzy, mamy podane numery do sperwajzorów. Ale uważam, że WTA też robi to źle. Bo dlaczego takich rzeczy nie wyjaśnia na stronie? Dlaczego nie ogłasza zmian, nie tłumaczy wszystkiego w przejrzysty sposób nie tylko dla zawodników i trenerów, ale też dla kibiców? Przecież można i trzeba dać ludziom informację, że to testujemy czy że wprowadzamy to i tamto. Warto też dlatego, żeby zobaczyć, jaki jest odbiór. I tutaj absolutnie nie ma co bronić WTA, bo rzeczywiście tych kilka zawodniczek, które mogły być zmianami dotknięte, można było poinformować osobiście.
- Komunikacja jest absolutnie do pilnej poprawy. Jako fan uważam, że właściwie to jej nie ma. Co przy robieniu takiego turnieju jak WTA Finals jest śmieszne.
Niestety, tak to jest, gdy tym biznesem rządzą firmy menedżerskie. Od razu odpowiadam, że nie da się ich pozbyć. Kiedyś ustalono, że ci ludzie będą w zarządzie i tak to trwa. A przecież firmy menedżerskie nie mają interesu w tym, żeby WTA się rozwijało, bo to by im zabierało zysk.
- Nie. I to by było bez sensu. W czymś takim WTA straciłoby jakąkolwiek wartość. Po takim połączeniu za 20 lat po prostu nie byłoby damskiego tenisa.
- On jest niezłym prezesem, tylko próbuje wszystkich wysłuchać i wszystkich zadowolić, co się nie może udać. On też - niestety - do wielu rzeczy jest zmuszany. I tak naprawdę nie ma władzy wykonawczej, a tylko reprezentuje federację i na sam koniec podpisuje coś, co uchwalono. A jeśli nie będzie podpisywał, to straci posadę.
- Zgadza się: tak będzie tak długo, aż ktoś tam porządnie nie huknie wewnątrz, w strukturach.
- Tylko organizacje typu PTPA. Ale - niestety - oni walczą o zupełnie inne rzeczy niż te, o które powinni walczyć. Związek zawodowy tenisistów powinien po prostu twardo ustalić: "Za tydzień nie gramy, jeśli WTA nie zrobi tego, tego i tego". Ale ten związek zawodowy byłby gotowy ogłosić, że zawodniczki nie zagrają, tylko gdyby WTA powiedziało, że im nie zapłaci. A że pieniądze są wypłacane, to na inne rzeczy tenisiści przymykają oczy. To bardzo źle, bo przez te przymknięte oczy nie widzą, że przy lepszym zarządzaniu, przy lepszej organizacji, pieniędzy do podziału byłoby więcej. Słyszę, że wejdzie nowy inwestor, który wyłoży 100 milionów dolarów. I że to będzie realna zmiana. A przecież to są absurdalnie małe pieniądze.
- Ale niech się skrzyknie kilka czołowych zawodniczek i same tyle zainwestują! Oczywiście 100 milionów dolarów to ogromna kwota, ale jak słyszę, że z tych stu milionów dolarów zostaną podniesione pule nagród w turniejach WTA na najbliższe 10 lat, to pytam, o czym my mówimy. Ile oni dorzucą do pul nagród, mając do dodania 10 milionów dolarów rocznie na całe mnóstwo turniejów granych w sezonie? To są niewielkie pieniądze jak na taką organizację. PTPA powinno działać tak, żeby zmusić WTA do lepszej organizacji, do trzymania standardów, a nie tylko myśleć o pulach nagród. Bo szersze spojrzenie, bo dobra organizacja, przyniesie większe zyski.
- Generalnie one wszystkie nagle znalazły się w bardzo podobnej sytuacji do tych tenisistek, które grają na wielkim korcie przeciw jednej z gwiazd, a przed takim meczem nie dostają prawa nawet do wejścia na ten kort. Przykładem Shelby, która grała na Wimbledonie na korcie centralnym mecz otwarcia z Rybakiną, a zaproponowali jej tylko zejście na dół trybun i popatrzenie sobie na nawierzchnię.
- Trudno ocenić, bo dziewczyny od dwóch-trzech tygodni nie rywalizowały. Mogę powiedzieć, że kilka dni temu widziałem w Boca Raton trening Sabalenki i naprawdę dobrze to wyglądało. Ale na pewno w takim towarzystwie, w gronie samych świetnych zawodniczek, ważna będzie dyspozycja konkretnego dnia i bardzo ważne będzie podejście. One są na bardzo wyrównanym poziomie, każda z każdą może wygrać. Ale oczywiście uważam, że gdyby miało się odbyć 10 takich turniejów jeden po drugim, to najwięcej wygrałaby ich Iga. Natomiast że zagrają raz, że będzie tylko jedna szansa, to nie wskażę tej, która wygra.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!