Zeszłotygodniowy triumf w Szanghaju pozwolił Hubertowi Hurkaczowi (11. ATP) realnie myśleć o znalezieniu się w najlepszej ósemce sezonu, co dałoby mu występ w ATP Finals. Polak na fali dobrego występu w Chinach chciał przedłużyć passę zwycięstw w Tokio w ramach turnieju ATP 500, ale przegrał w pierwszej rundzie z Zhizhenem Zhangiem (57. ATP) 6:3, 4:6, 6:7(4). To miała być istotna porażka, gdyż w tej samej imprezie rywalizują także Taylor Fritz oraz Casper Ruud - bezpośredni rywale Hurkacza w walce o grę w Turynie.
Rozstawieni z dwoma najwyższymi numerami Amerykanin oraz Norweg wygrali swoje pierwsze mecze, ale nie dali rady rywalom na dalszym etapie rywalizacji. Casper Ruud przegrał 3:6, 4:6 z Marcosem Gironem (79. ATP), ale jeszcze większą sensacją była porażka Taylora Fritza. Dziesiąty zawodnik świata uległ 6:0, 4:6, 6:7(2) reprezentantowi gospodarzy Shintaro Mochizukiemu. 20-latek jest notowany na 215. miejscu na świecie.
Pierwszy set zwiastował błyskawiczny mecz. Amerykanin wygrał go w pół godziny do zera, co odzwierciedlało dysproporcję w miejscu rankingowym. W drugiej partii pojedynek się wyrównał, aż nagle w jej decydującym fragmencie to Mochizuki stanął przed dwoma break pointami. Wykorzystał drugiego z nich i chwilę później doprowadził do wyrównania w setach. Finałowa partia układa się w sposób spodziewany. Fritz prowadził już 5:2 z jednym breakiem, lecz w momencie, gdy serwował na zwycięstwo w meczu, Japończyk przełamał go do zera. W trzech następnych gemach returnujący nie wygrał już punktu i o awansie do ćwierćfinału zadecydował tiebreak.
W nim Shintaro Mochizuki grał jak natchniony. Za to Fritz wydawał się być sparaliżowany faktem, że wymknęło mu się zwycięstwo w tym pojedynku i zaraz może przegrać z tak nisko notowanym rywalem. Wizja stała się rzeczywistością. 215. zawodnik rankingu, grający z dziką kartą, ograł dziesiątą rakietę świata i awansował do ćwierćfinału turnieju ATP 500 w Tokio. To niesamowita historia, gdyż 20-letni Japończyk swój pierwszy mecz w imprezie rangi ATP Tour wygrał we wtorek. "To jedna z największych sensacji" - pisze na Twitterze Jose Morgado, dziennikarz tenisowy.
Porażki Fritza oraz Ruuda - a także wcześniej Zvereva - oznaczają, że przed ćwierćfinałami turnieju w Tokio odpadło trzech najwyżej rozstawionych zawodników. To także dobre informacje dla Huberta Hurkacza. Polak wciąż zajmuje 11. miejsce w rankingu Race z 2775 punktami. Strata do wyprzedzających go rywali jest niewielka, zwłaszcza że na horyzoncie ostatnia impreza rangi Masters 1000 w Paryżu.