• Link został skopiowany

Hurkacz pisze historię. W Szanghaju zrobił to, czego mu brakowało w Wielkim Szlemie

Agnieszka Niedziałek
Hubert Hurkacz dzięki triumfowi w prestiżowym turnieju w Szanghaju pisze historię. Jest pierwszym tenisistą spoza Top10 światowego rankingu, który wygrał tę imprezę. Była ona jedyną spośród obecnych "tysięczników", w której zwyciężali dotychczas wyłącznie zawodnicy z tego grona. Choć Polak zagrał świetnie, to nie on dostał największą owację - tę zgotowano legendzie zasiadającej na trybunach.
China Tennis Shanghai Masters
Fot. Andy Wong / AP Photo

Było w trakcie tego finału w Szanghaju kilka momentów, kiedy wydawało się, że Hubert Hurkacz dopisze na swoje konto kolejną piękną porażkę. Na szczęście w napakowanym emocjami spotkaniu z Andriejem Rublowem pokazał w kluczowych chwilach pazur i odporność psychiczną. Wygrał 6:3, 3:6, 7:6, a to zwycięstwo pod wieloma względami jest bardzo ważne. 

Zobacz wideo Była numer 1 uważa, że Iga Świątek może przenieść wszystko z mączki na trawę. Trener Igi: Zgadzam się, jak najbardziej

Bitwa na emocjach i wiara do końca

Ten sezon w wykonaniu Huberta Hurkacza dotychczas nie prezentował się najlepiej. Stał pod znakiem kilku niewykorzystanych szans. Dużych szans. Był blisko pokonania Sebastiana Kordy w 1/8 finału Australian Open - przegrał w pięciu setach. Na tym samym etapie przegrał z Novakiem Djokoviciem w Wimbledonie po czterech zaciętych partiach. Do maksymalnej liczby setów doprowadził latem w obu spotkaniach z Carlosem Alcarazem - zarówno w 1/8 finału w Toronto, jak i w półfinale w Cincinnati górą był Hiszpan.

Będący siódmą rakietą świata Rublow też zrobił sporo, by Polak w niedzielę zaliczył udaną piękną porażkę. Co prawda zdarzył mu się krótki moment słabości, który wrocławianin bezlitośnie wykorzystał, notując przełamanie na wagę zwycięstwa w pierwszej odsłonie. Ale dysponujący potężnym uderzeniem Rosjanin od początku kolejnej z impetem zabrał się za odrabianie strat. Od tego momentu to on dominował w dłuższych wymianach. Zajmujący 17. miejsce w rankingu ATP Hurkacz od stanu 0:3 od czasu do czasu dalej rozprowadzał rywala po korcie, ale nie miał punktu zaczepienia, by odrobić stratę. 

- Ależ to była bitwa. Zwłaszcza pod względem emocjonalnym - przyznał tuż po tym pojedynku Polak. I nie sposób się z nim nie zgodzić. A naładowana emocjami była zwłaszcza decydująca partia. To wtedy Rublow w dużym zdenerwowaniu ruszył w stronę jednego z fotoreporterów, który chwilę wcześniej podczas ważnej wymiany w 10. gemie przeszkodził mu w jakiś sposób. Rosjanin nieraz emocjonalnie reagował też, gdy nie mógł sobie poradzić z potężnymi serwisami przeciwnika. W końcówce meczu po zepsutym zagraniu uderzał zaś rakietą w kolano, a tuż po spotkaniu był wyraźnie rozczarowany.

Czasem też i Hurkaczowi udzielały się nerwy. Krzywił się po stracie punkty lub machał rakietą. Ale nie pozwolił, by emocje wpłynęły na jego koncentrację. I tym wygrał. A tego nieraz brakowało mu wcześniej wtedy, kiedy kończył z piękną porażką. Tego też brakowało mu, gdy zaskakująco szybko odpadał z rywalizacji wielkoszlemowej.

- To był bardzo trudny mecz. Mógł się zakończyć wygraną każdego z nas. (...) To było jedno z tych spotkań. Wierzyłem do końca i jestem bardzo szczęśliwy z powodu tego, jak poradziłem sobie z sytuacją na końcu - podsumował po finale 26-letni wrocławianin, który w tie-breaku przegrywał już 2-5. Wykorzystał czwartą piłkę meczową, a po drodze sam jedną obronił. A tuż po ostatniej piłce mógł dać się pochłonąć wzruszeniu i radości. 

Hurkacz ma blisko 900 asów w sezonie. Federer "odebrał" Polakowi owację

Od początku turnieju w Szanghaju widać było, że czuł się tam świetnie. Rewelacyjnie funkcjonował u niego serwis, tak ważny przy jego stylu gry. Do tego jednak też pokazywał świetną grę w obronie oraz przy siatce i luz, który sprawia, że jego mecze ogląda się z przyjemnością. W niedzielę dopisał do swojego dorobku 21 asów (w każdym meczu w tym turnieju miał ich co najmniej 12). W całym tegorocznym dorobku ma ich 893 i nikt w tourze nie może się pod tym względem z nim równać.

A o tym, że pewnie się czuł w tym tygodniu może też  świadczyć drobny gest po awansie do półfinału. Jako zwycięzca meczu tradycyjnie dostał flamaster, by napisać coś na kamerze. Spytał wówczas kogoś stojącego w pobliżu, jak napisać "Dziękuję" po chińsku. Dana osoba tego nie wiedziała i Polak ze śmiechem odparł, że może następnym razem zrealizuje swój pomysł i napisał wtedy zgodnie z wymową "Xie, xie". Dzień później miał ostatnią szansę w tym sezonie do występu przed tamtejszą publicznością. Wykorzystał ją i pokazał, że nie rzuca słów na wiatr - po wygranym finale napisał podziękowania już z użyciem chińskiego alfabetu.

Hurkacz po raz drugi w karierze wygrał turniej o randze 1000 (najbardziej prestiżowy w cyklu imprez ATP). Przy tej okazji zapisał się w historii, bo nigdy wcześniej turnieju w Szanghaju nie wygrał gracz spoza Top10. Mało tego, był to jedyny turniej spośród obecnych "tysięczników", w którym dotychczas triumfowali wyłącznie gracze z czołowej "10" światowej listy.

Mimo tego wyczynu, efektownej gry i waleczności to nie Hurkacz mógł liczyć na największą owację od publiczności w niedzielę. Tę otrzymał obecny na trybunach Rober Federer. Legendarny Szwajcar był już w Szanghaju wcześniej i w sobotę przywitał się w szatni z Polakiem szykującym się do półfinału (Hurkacz pokonał go w ostatnim meczu o stawkę w karierze). Dzień później obserwował zaś na żywo jego występ. Hurkacz nie był jedynym, który przekonał się o skali uwielbienia dla zdobywcy 20 tytułów wielkoszlemowych w Chinach. W sobotę po wygranym przez siebie półfinale Rublow ze śmiechem opowiadał, że jego w żaden sposób obecność Federera na trybunach nie rozproszyła, ale za to cała publiczność przestała się interesować meczem od momentu pojawienia się Szwajcara na trybunach.

Hurkacz dzięki niedzielnemu sukcesowi wróci w poniedziałek na 11. miejsce w światowym rankingu. Ale jeszcze ważniejsza obecnie jest inna 11 - na tę samą pozycję awansuje w rankingu ATP Race to Turin, który wyłoni uczestników ATP Finals. Polak wciąż ma szanse, by znaleźć się w obsadzie prestiżowej imprezy w Turynie. Od poniedziałku do ósmej lokaty, ostatniej gwarantującej występ, będzie tracił tylko 335 punktów. A plany startowe ma intensywne - w poszukiwaniu punktów w przyszłym tygodniu ma zagrać w Tokio, jest też zgłoszony do odbywającej się w kolejnym tygodniu imprezy w Bazylei. Możliwe, że z któregoś z tych występów zrezygnuje, bo klubowy zapewne będzie rozpoczynający się 30 października "tysięcznik" w Paryżu.

Więcej o: