Iga Świątek po słabszym występie w Tokio, gdzie już w drugim meczu przegrała z Rosjanką Weroniką Kudiermietową (17. WTA) nie miała sobie równych w Pekinie. Polka zdobyła swój pierwszy tytuł rangi WTA Masters 1000 w sezonie, pokonując w finale Rosjankę Ludmiłę Samsonową (16. WTA) 6:2, 6:2. Dwa poprzednie finały "tysięcznika" Świątek przegrała - w Dubaju oraz Madrycie.
Dla Polki to wyraźny krok w stronę powrotu do najlepszej formy, która ma zagwarantować powrót na fotel liderki rankingu WTA. 22-latka piastowała to miano przez 75. tygodni, do US Open, w którym przegrała w czwartej rundzie z Łotyszką Jeleną Ostapenko (13. WTA) i nie obroniła tytułu. Po utracie pierwszego miejsca na świecie Świątek przyznała, że bywały momenty, gdy za dużo myślała o utrzymaniu się na tej pozycji, co tylko negatywnie wpływało na jej grę.
- Gdybym ponownie została numerem 1 na świecie, z pewnością byłabym lepiej przygotowana na wszystko. Nie, żebym zmieniła pewne rzeczy dokładnie, ale na tym etapie wiedziałabym, jak sobie z nimi poradzić. Myślę, że jeśli się czegoś nauczę i wyciągnę z tego wnioski, będzie mi łatwiej. Ale na pewno pierwszą rzeczą jest dotarcie tam. Po prostu spróbuję to zrobić - powiedziała Polka w rozmowie z oficjalną stroną WTA.
Iga Świątek liderką rankingu została nagle i trochę niespodziewanie, gdyż spowodowane było to zakończeniem kariery przez Australijkę Ash Barty. Trzykrotna triumfatorka wielkoszlemowa wycofała się z zawodowstwa w marcu zeszłego roku. 27-latka została drugą tenisistką w historii WTA (po Justine Henin w 2008 roku), która odeszła z profesjonalnej gry jako aktualna liderka rankingu singlowego. Niedawno pochwaliła się urodzeniem dziecka.
Natomiast teraz przed Igą Świątek kolejne wyzwania. Mianowicie ostatni turniej w tym sezonie, czyli WTA Finals. To impreza, której 22-latka jeszcze nie wygrała. W tym roku odbędzie się w meksykańskim Cancun. Polka wycofała się z Billie Jean King Cup, który będzie rozegrany później.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!