Aż 43 niewymuszone błędy w przegranym meczu z Jeleną Ostapenko w IV rundzie US Open oraz 41 błędów z Mai Hontamą i 50 błędów z Wieroniką Kudiermietową w Tokio - trzy ostatnie mecze Igi Świątek były bardzo nieudane. Dlaczego?
Co stoi za wyraźną obniżką formy drugiej zawodniczki światowego rankingu WTA? I czy Iga Świątek zdąży odbudować się, jeśli nie na ruszający już w sobotę turniej WTA 1000 w Pekinie, to na zaplanowane na przełom października i listopada WTA Finals w Cancun?
Joanna Sakowicz-Kostecka: Oglądam niemal wszystkie mecze Igi od 2018 roku, od jej pierwszych występów w turniejach WTA, i nie przypominam sobie czegoś takiego. Nie pamiętam też innego meczu, w którym Iga popełniałaby błędy aż tak bezrefleksyjnie. Już komentując spotkanie Igi z Kudiermietową, mówiłam, że Iga nie wyciąga wniosków ze swoich błędów. I kilka godzin później dalej się zastanawiam, dlaczego tak to wyglądało. Być może o czymś nie wiemy. Nie lubię się wypowiadać z pozycji osoby wszechwiedzącej. Czasami w pewnych sprawach jest drugie dno.
Myślę, że pogoda nie jest problemem. Iga była w Tokio już kilka dni przed turniejem i sądzę, że zdążyła się przyzwyczaić do warunków. Zresztą, w trakcie meczu z Kudiermietową nie było aż tak gorąco, jak w meczu Igi z Hontamą. Na warunki bym na pewno tego nie zrzucała.
Na pewno nie jest jej łatwo. Na pewno słyszy krytyczne opinie, a nawet naciski ze strony nie tylko kibiców, lecz także niektórych ekspertów, żeby zwolniła swój sztab. Na pewno to do niej dociera. Trudno się z czymś takim zmierzyć. Chyba nie ma sportowca, na którym takie rzeczy nie robiłyby wrażenia. Ale nie jesteśmy tam na miejscu, nie jesteśmy w środku zespołu Igi, i nie mają sensu głębokie analizy robione na podstawie powierzchownego obrazka, jaki dostajemy. Niestety, z pomeczowej wypowiedzi Igi niewiele możemy się dowiedzieć. Obwinia siebie, stwierdza to, co było widoczne - że popełniła za dużo błędów i że ten mecz w jej wykonaniu był po prostu zły. Potwierdza też, że problemem nie była pogoda - mówi wprost, że wcześniejsze dni były pod tym względem trudniejsze.
Jeżeli mielibyśmy do czynienia z taką serią u jeszcze bardziej niż Iga ofensywnie grającej Ostapenko czy Sabalenki, tobyśmy tego przesadnie nie roztrząsali. Ale mamy do czynienia z tyloma błędami u dziewczyny, która przez bardzo długi czas prezentowała stabilny poziom. Iga była przewidywalna - wychodziła na kort i wiedzieliśmy, że nie będzie prostych błędów, że akcje będą długo budowane, że to będzie konstruktywna gra bez nadmiernego ryzyka. I że przy tym będzie niemal stuprocentowa gwarancja dobrej pracy na nogach. A teraz tego nie ma. W trakcie meczu z Kudiermietową mówiłam, że jeżeli chodzi o poruszanie się na nogach, to Iga byłaby ostatnią tenisistką, której pod tym względem mogłabym cokolwiek zarzucić, aż do teraz. W tym meczu mnóstwo błędów Igi wynikało z niedoczasu, z nieodpowiedniej oceny odległości. Ona zawsze tym przewyższała rywalkę. Każdą. Natomiast w obu meczach w Tokio bardzo to szwankowało. Ten aspekt może bardzo mocno zależeć od aktualnego okresu, w jakim Iga się znajduje. Mam na myśli, że to jest okres przygotowawczy.
Myślę, że tak, że to może mieć związek z tym, że teraz Iga jest w bardzo ciężkim treningu. Po US Open miała krótki odpoczynek, ale po nim wróciła do pracy i ta praca była wykonana tak, żeby z formą celować na Cancun, na WTA Finals.
To by było po prostu robienie uników. A to na pewno nie jest coś, co wpisuje się w kanon zachowań Igi. Ona jest już właściwie na miejscu, bo z Tokio do Pekinu jest blisko. Okej, to jest w tym roku turniej nieobowiązkowy, ale nie ma żadnego powodu, żeby go unikać. Pamiętajmy, że po Pekinie przed Cancun będą trzy tygodnie przerwy. Da się odpocząć. Po Tokio i ewentualnie jeszcze w Pekinie trzeba diagnozować, co się dzieje. Ale odpuszczanie na pewno nie byłoby dobrym pomysłem.
Bardzo trudno odpowiedzieć. Są przykłady, które potwierdzają, że Iga może za chwilę wygrać turniej, ale są też przykłady, że za chwilę może przegrywać z kretesem. Myślę, że pewni możemy być jednego - że w Cancun będzie lepiej. Nie wierzę, że ten stan utrzyma się aż do WTA Finals. Nie w przypadku Igi. Bo to nie jest tenisistka, która nagle, po półrocznym dobrym graniu, awansowała z pogranicza pierwszej i drugiej setki do top 10 i nie może się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć. Kryzys zdarza się każdemu. I teraz obserwujmy, jak cały zespół poradzi sobie ze znalezieniem antidotum. Do Pekinu czasu praktycznie nie ma, myślę, że ten turniej można nawet w pewnym sensie spisać na straty. Gra Igi nie wygląda dobrze, to trzeba powiedzieć uczciwie. Ale mam nadzieję, że to jest związane z ciężkim treningiem i z niczym więcej. Dlatego spodziewam się, że efekt będzie widoczny w Cancun.
Myślę, że większy problem z przegranymi meczami Igi mamy my niż Iga. Uważam, że robimy większy ambaras niż zespół. Proszę mi uwierzyć, że tenisiści myślą raczej tak: "No trudno, zdarzyło się, idziemy dalej". Ale wiem, że trudne jest zostanie przy swoim "nic strasznego się nie stało", gdy się otworzy internet i gdy się wtedy zauważy, że to, że się przegrało jest sprawą wagi państwowej, roztrząsaną na wszelkie możliwe sposoby. My do tego podchodzimy w kategoriach nie wiadomo czego, a myślę, że Iga podchodzi do tego jak do czegoś nowego, z czym się po prostu musi zmierzyć.