W nocy z czwartku na piątek wydawało się, że Madison Keys sprawi jedną z największych niespodzianek w ostatnim czasie w kobiecym tenisie. Amerykanka wygrała 6:0 pierwszego seta w półfinale US Open z Aryną Sabalenką i wyglądało, że jest na prostej drodze do drugiego finału nowojorskiego turnieju w karierze. Wtedy jednak Białorusinka zdecydowanie podniosła poziom swojej gry i po niezwykle zaciętym i świetnym meczu wygrała dwa następne sety w tie-breakach 7:6(1), 7:6(5). To ona awansowała do finału US Open, w którym zmierzy się z Coco Gauff.
- Madison grała na nieprawdopodobnym poziomie. To był zupełnie inny poziom. Nie wiem, jak udało mi się ten wynik odwrócić. Wiem, że chcieliście [kibice - przyp. red.] jej wygranej. To normalne, ale dziękuję, że zostaliście tutaj mimo późnej pory. Dziękuję tym, którzy mnie wspierali - tak o wygranej z Keys mówiła Sabalenka w wywiadzie na korcie.
Amerykanka pojawiła się na konferencji prasowej, na której opowiedziała, jak się czuje po porażce w półfinale US Open. - Myślę, że na początku turnieju każdy byłby naprawdę podekscytowany grą w półfinale. W tej chwili jest do bani. Myślę, że możliwe jest zaakceptowanie tego wyniku i przyjęcie go, jako coś pozytywnego. Nadal jest to coś, z czego warto być dumnym - mówiła łamiącym się głosem 28-latka, ocierając łzy.
Więcej takich informacji znajdziesz na Gazeta.pl
Półfinał US Open był najlepszym wynikiem Madison Keys w tym sezonie, jeśli chodzi o imprezy wielkoszlemowe. Wcześniej dochodziła do trzeciej rundy Australian Open, drugiej Rolanda Garrosa i ćwierćfinału Wimbledonu. Jej najlepszy wyczyn w karierze to finał nowojorskiego turnieju w 2017 roku. Amerykanka przegrała wtedy ze swoją rywalką Sloane Stephens 3:6, 0:6. Dwukrotnie grała także w półfinale Australian Open (w 2015 i 2022 roku) oraz raz w półfinale Rolanda Garrosa w 2018 roku.