Czekaliśmy na taką propozycję dla Świątek w Polsce. "Złożyłem ją tacie Igi"

Dominik Senkowski
Polski Związek Tenisowy chce w końcu wykorzystać złoty czas, który nastał w naszym tenisie. Prezes PZT zdradził Sport.pl, że złożył propozycje Tomaszowi Świątkowi, ojcu Igi, dotyczące amej liderki rankingu, a także współpracy w ramach turnieju WTA w Warszawie.

Z Dariuszem Łukaszewskim, prezesem Polskiego Związku Tenisowego, spotkaliśmy się, by porozmawiać m.in. o tym, jak związek chce wykorzystać w naszym kraju sukcesy Igi Świątek. Rozmawialiśmy także m.in. o turniejach WTA w Warszawie i Kozerkach, aferze byłego prezesa Mirosława Skrzypczyńskiego i stosunku władz tenisa do Rosjan i Białorusinów. W rozmowie towarzyszyła nam nowa członkini PZT Daria Sulgostowska.

Prezes zaskoczył nas informacją, że związek chce wykorzystać Igę Świątek do promocji tenisa w Polsce. Wydawać by się mogło to naturalne, ale dotychczas PZT nie podejmował podobnych kroków. Teraz miał złożyć propozycję w tym zakresie ojcu liderki rankingu.

Zobacz wideo Była numer 1 uważa, że Iga Świątek może przenieść wszystko z mączki na trawę. Trener Igi: Zgadzam się, jak najbardziej

Dominik Senkowski: Byli państwo na ostatnim turnieju WTA 250 w Warszawie?

Dariusz Łukaszewski: Niestety, nie byliśmy obecni, ale oglądaliśmy w telewizji wszystko, co najważniejsze. Bardzo cieszy, że taki turniej jest w Polsce. Trzeba robić wszystko, by dalej się odbywał. 

Organizatorzy musieli sobie radzić bez wsparcia Polskiego Związku Tenisowego. Czy to się zmieni? 

Dariusz Łukaszewski: Rozmawiałem z panem Tomaszem Światkiem mniej więcej sześć tygodni przed startem tegorocznego turnieju [ojciec Igi Świątek należy do organizatorów imprezy WTA 250 w Warszawie - red.]. Próbowałem go wesprzeć, ale skomplikowana sytuacja wokół turnieju WTA w Kozerkach sprawiła, że w tym roku nie udało nam się dopiąć pewnych tematów. 

Do kolejnej edycji turnieju w Warszawie został praktycznie rok. Czasu jest sporo i wierzę, że dojedziemy do tego, żeby impreza była współorganizowana przez Polski Związki Tenisowy, a jeśli nie - by nasz udział przy organizacji był większy. Daliśmy sobie z panem Tomaszem Światkiem jasno do zrozumienia, iż fakt, że nie udało się tego zrobić razem w tym roku nie oznacza, że nie może się udać w przyszłym sezonie. 

Tomasz Świątek często powtarza, że ten turniej tak naprawdę nie jest dla jego córki, a dla innych polskich tenisistek, by zdobywały punkty do rankingu WTA. Niestety w tym roku tylko Iga przeszła pierwszą rundę. 

Dariusz Łukaszewski: Jestem przekonany, że gdyby to był turniej współorganizowany przez Polski Związek Tenisowy, to łatwiej byłoby doprowadzić do sytuacji, w której uczestniczyłyby w nim zawodniczki kadry narodowej. Jako związek moglibyśmy odpowiednio wcześniej zareagować, porozmawiać z zawodniczkami i "namówić" je do startu. To w dużej mierze dla nich byłby wtedy ten turniej. Raz jeszcze podkreślę, iż liczę, że za rok będziemy mogli jako PZT wesprzeć organizację zawodów. 

Kilka polskich utalentowanych tenisistek występuje teraz także w Kozerkach w imprezie rangi WTA 125. Jeden z tenisistów, Michał Dembek, napisał mi ostatnio, że takie zawody dla naszych dziewczyn to wielka presja, bo kolejne szanse na poziomie WTA mogą przyjść dopiero za rok. Czy organizatorzy turniejów w Polsce mogą zrobić coś zrobić, by polskie zawodniczki wypadały w nich lepiej?

Dariusz Łukaszewski: Na pewno nie możemy skreślać kogoś tylko dlatego, że raz nie wykorzystał dzikiej karty, jaką otrzymał. Jako organizatorzy musimy być cierpliwi. Choćby dlatego Weronika Ewald ma nasze zaufanie i po turnieju w Warszawie otrzyma także szansę startu w Kozerkach. Nie możemy jej skreślać. Identycznie jest z Mają Chwalińską. Nie odwracamy się, tylko dajemy kolejne szanse. 

Daria Sulgostowska: To też nie do końca jest kwestia tego, jaki wynik osiągnie polska tenisistka w turnieju w Warszawie czy Kozerkach. Rozmawiamy z nimi i podkreślają, jak bardzo potrzebują samego ogrania na takim poziomie. Im bardziej będą doświadczone, tym większa szansa, że przejdą kolejne rundy. Wiadomo, że presję odczuwa nawet sama Iga. W tym roku trochę "odczarowała" wreszcie ten turniej w Warszawie. 

Dariusz Łukaszewski: Jeśli taka polska zawodniczka przegra z rywalką z top 100 lub top 150 rankingu WTA 2:6, 3:6 to będzie wiedziała, czego jej brakuje do najlepszych. To ona jest na korcie, widzi najlepiej, w jakim kierunku musi zmierzać. Wierzę, że po takim spotkaniu pojedzie na turniej niższej kategorii i na 100 procent zagra lepiej. 

Turniej WTA 125 w Kozerkach ruszył w poniedziałek. Dlaczego tak długo nie było wiadomo, czy się odbędzie? 

Dariusz Łukaszewski: Po zamieszaniu z jesieni ubiegłego roku [wokół byłego prezesa Mirosława Skrzypczyńskiego - red.] Polski Związek Tenisowy ma problemy finansowe, na które zareagowało ministerstwo, by wesprzeć nas w organizacji turnieju w Kozerkach. Problem w tym, że w związku z wojną w Ukrainie po stronie ministerstwa powstało oczekiwanie wskazane w jednym z przepisów, żeby w zawodach nie wystąpiły żadne tenisistki z Rosji i Białorusi [od tego uzależniano przyznanie wsparcia finansowego - red.].

Daria Sulgostowska: A pamiętajmy, że te zawodniczki rywalizują we wszystkich zawodach WTA jako neutralne. To utrudniało nam możliwość rozmowy z ministerstwem.

Dariusz Łukaszewski: Znamienne, że turniej w Kozerkach odbywa się tuż po tym, jak Wiera Zwonariowa nie została wpuszczona do Polski, Anastazja Potapowa nie mogła zagrać w Hamburgu, a Czesi nie dopuścili do gry czterech zawodniczek. WTA początkowo nie rozumiała sytuacji. Polacy są najbliżej wojny i staramy się to tłumaczyć działaczom WTA.

Daria Sulgostowska: Wystąpiliśmy w roli pośrednika między WTA a ministerstwem sportu. Staraliśmy się zrozumieć obie strony i dlatego nasze rozmowy w sprawie imprezy w Kozerkach trwały tak długo [dopiero w piątek 28 lipca ministerstwo potwierdziło wsparcie finansowe - red.].

Dariusz Łukaszewski: Bez wątpienia muszę przyznać, że ostatecznie obie strony - zarówno WTA, jak i ministerstwo - pomogły nam rozwiązać problem z tenisistkami z Rosji i Białorusi. Nikt nie stanął okrakiem, nikt nie chował się po kątach, unikając dyskusji. To dlatego nie zostałem zmuszony, by wyjść i powiedzieć, że turniej się nie odbędzie.

Zwykle jest tak, że zawodniczki zgłaszają się do danej imprezy tenisowej za pośrednictwem WTA i organizator danego turnieju nie ma wpływu na listę tenisistek, które wystąpią u niego. Jak udało się doprowadzić do sytuacji, w której Rosjanek i Białorusinek nie będzie na imprezie WTA 125 w Kozerkach?

Dariusz Łukaszewski: Mogę tylko potwierdzić, że nie będzie tych zawodniczek i dodać, że to wynik naszych rozmów z WTA.

A co z Challengerem ATP, który odbędzie się w Kozerkach w dniach 14-19 sierpnia? Na stronie zawodów pojawił się wcześniej komunikat z apelem do Rosjan i Białorusinów, by nie zgłaszali się do zawodów. 

Dariusz Łukaszewski: Polski Związek Tenisowy nie angażuje się w tym roku w organizację turniejów męskich rangi challenger. Nie będzie tam naszego logo czy logo ministerstwa sportu. To organizatorów trzeba pytać o szczegóły - w przypadku Kozerek najlepiej pana Jarosława Lewandowskiego. 

W Kozerkach powstało Centrum Szkoleniowe PZT. Czy nasi najlepsi tenisiści jak Hubert Hurkacz, Iga Świątek, Magdalena Fręch lub Magda Linette mogą normalnie trenować tam w ciagu roku bezpłatnie?

Dariusz Łukaszewski: Mogą, a jedynie muszą zgłosić taką chęć z wyprzedzeniem. Mogą korzystać z godzin, które będą odpisane z porozumienia zawartego między Akademią w Kozerkach a PZT, aż do momentu wyczerpania określonej puli godzin na każdy rok. Oczywiście można też rozmawiać o wykorzystaniu godzin z kolejnego sezonu, gdyby w danym roku była taka potrzeba.

Wracając jeszcze do kwestii wojny w Ukrainie - dlaczego władze światowego tenisa nie chcą wykluczyć Rosjan i Białorusinów z rywalizacji? Stało się tak w wielu innych dyscyplinach indywidualnych.

Dariusz Łukaszewski: Pamiętajmy, że ITF (Międzynarodowa Federacja Tenisowa) skupiająca federacje narodowe bardzo szybko wyrzuciło Rosję i Białoruś z drużynowych rozgrywek Pucharu Davisa i Pucharu Billie Jean King. To nie jest tak, że schowali głowę w piasek i nic nie zrobili. 

Z kolei WTA i ATP to prywatne stowarzyszenia zawodników i zawodniczek. Rozmawiają we własnym gronie, a nie z federacjami narodowymi. Z nami jako PZT rozmawiają jedynie teraz, bo kupiliśmy licencję na turniejach WTA w Kozerkach. 

Niestety, jest to zupełnie inna sytuacja niż np. w piłce nożnej. Gdy w niej pojawił się pomysł stworzenia Superligi poza strukturami FIFA i UEFA, po kilku dniach tamte federacje uderzyły pięścią w stół i wszystko się rozeszło. W tenisie od lat 70. XX wieku istnieją dwie organizacje, na które nie mamy wpływu. 

A pana zdaniem powinno dojść do zawieszenia tenisistów z tych dwóch państw? 

Dariusz Łukaszewski: Jestem Polakiem, mieszkam w kraju, który jest blisko wojny i raczej jestem za tym rozwiązaniem, by zawodnicy z tych krajów nie grali. 

A na igrzyskach w Paryżu 2024 Rosjanie i Białorusini będą występowali?

Dariusz Łukaszewski: Nie mam wiedzy na ten temat.

We Francji Iga Świątek i Hubert Hurkacz mają rywalizować razem w mikście, ponadto oczywiście także w singlu. Doczekamy się pierwszego medalu lub medali olimpijskich w tenisie?

Dariusz Łukaszewski: Musimy pamiętać, że zawody olimpijskie odbywają się zaledwie raz na cztery lata. Iga przegrała w Tokio, pamiętamy jej łzy. Zderzyła się wtedy ze specyfiką turnieju na igrzyskach. Agnieszka Radwańska też bardzo chciała zdobyć medal, a nie udało jej się. Hubert jak i Iga na pewno będą mieli szanse, do tego Jan Zieliński w deblu. Oby udało im się wrócić przynajmniej z jednym medalem.

Jak pan opowie na pytanie tym, którzy dopiero zaczynają interesować się tenisem: czy sukcesy Igi Świątek i Huberta Hurkacza to ich własna zasługa oraz rodziców i otoczenia, czy także PZT?

Dariusz Łukaszewski: Przede wszystkim ich własna i ludzi, z którymi pracowali lub pracują. Ale patrząc wstecz, wydaje mi się, że Iga więcej korzystała z pomocy związku niż Hubert. Pamiętam jej wyjazdy na turnieje do Stanów w wieku 13-14 lat, które na pewno nie należały do tanich. Hubert mniej korzystał z takich podróży. Należał do kadr narodowych, ale dopiero później wskoczył na najwyższy poziom.

W top 100 singlowego rankingu WTA są dziś Igi Świątek, Magda Linette i Magdalena Fręch. Gorzej to wygląda w rankingu ATP - Hubert Hurkacz to nasz jedyny zawodnik w czołowej "setce". Kolejny z Polaków to dopiero Kamil Majchrzak na 230. miejscu, a pamiętajmy, że nie gra prawie od roku. Dlaczego jest tak słabo z naszym męskim tenisem?

Dariusz Łukaszewski: Na pewno jest większa konkurencja w światowym męskim tenisie. Liczyliśmy, że Kamil Majchrzak zostanie takim łącznikiem między Hubertem a pozostałymi zawodnikami. Mogło wydawać się, że Kacper Żuk i Daniel Michalski dojdą do wyższych miejsc. Trochę ich kariery zatrzymały się, ale na pewno nie mogę im odmówić ambicji. Miejmy nadzieję, że to chwilowe problemy. Wierzę też, że za chwilę będą im deptać po piętach młodsi: Maks Kaśnikowski, Martyn Pawelski, Tomek Berkieta i Olaf Pieczkowski. Moim zdaniem będziemy mieli wiele radości z powodu występów tej czwórki w przyszłości. 

A czy PZT rozważał organizację finałów Billie Jean King Cup w Polsce?

Dariusz Łukaszewski: W styczniu odwiedził nas prezes ITF David Haggerty. Po tej wizycie uznaliśmy, że odpuszczamy w tym roku finały, by skupić się na innych sprawach. To świetny pomysł, ale na przyszłość. Dlaczego świetny? Bo moglibyśmy zorganizować takie zawody razem z Czechami. Plan dotyczy Gliwic i Ostrawy, które leżą blisko siebie, autostradą można dojechać między nimi w 40 minut. W Ostrawie też Iga grała już nie raz.

Spójrzmy na działalność związku z szerszej perspektywy - czym na co dzień zajmuje się PZT, jakie są jego główne zadania? Jesteście w innej sytuacji niż PZPN, PZPS, PZKosz, które zarządzają swoimi reprezentacjami, bo konie pociągowe polskiego tenisa - Świątek i Hurkacz - to odrębne przedsiębiorstwa, całkowicie dziś niezależne od PZT.

Dariusz Łukaszewski: Jesteśmy zajęci pracą, aby rozwijać tenis, wykorzystywać to "pięć minut", jakie dziś trwa, a ma związek z sukcesami naszych zawodników, w tym przede wszystkim Igi Świątek. Wiem, że mamy duży potencjał.

Daria Sulgostowska: Powstają programy, o których opowiadał dyrektor sportowy PZT Henryk Kornas. Wszystko po to, by w rozmowach ze sponsorami czy samym ministerstwem dysponować pewnym produktem czy długoterminową wizją rozwoju, którą możemy zaproponować i tym przekonać do inwestycji. 

Dariusz Łukaszewski: Jako PZT szukamy sponsorów, by nie zmarnować tego czasu. Natomiast jeśli nam się nie uda, to trzeba sobie jasno powiedzieć, że być może Polska jest nadal zbyt biednym krajem i nie stać ją na to, by rozwijać tenis, poważniej w niego zainwestować.

Na przełomie roku atmosfera wokół PZT nie była dobra, a do tego zakończyła się współpraca z Orlenem. Jak państwo oceniają dziś klimat wokół związku i jego sytuację finansową?

Dariusz Łukaszewski: Dziś jest właśnie ten moment w ciągu roku, w którym koncentrujemy się wyjątkowo mocno, bo na jesieni spina się budżet PZT na kolejny rok, także z tytułu wsparcia ministerialnego. Jeśli teraz dobrze się zaprezentujemy, to sezon 2024 będzie dla nas udany. Jeśli zaś chodzi o konkrety sponsorskie, to toczą się rozmowy między nami, Polskim Komitetem Olimpijskim oraz Totalizatorem Sportowym. Mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu będziemy mogli już ogłosić szczegóły współpracy. 

Nigdy wcześniej polska tenisistka nie prowadziła w kobiecym rankingu WTA. Czy jako związek zauważacie wzrost zainteresowania uprawianiem tenisa w Polsce, szczególnie jeśli chodzi o dzieci, w związku z sukcesami Igi Świątek?

Dariusz Łukaszewski: Gdy Agnieszka Radwańska doszła do finału Wimbledonu [2012 - red.] pamiętam, że w turniejach dziecięcych w Polsce można było zaobserwować więcej dziewczynek niż chłopców. Wcześniej dominowali chłopcy - podobnie jak w ostatnich latach. Często na takich turniejach dziecięcych musiały być rozgrywane eliminacje dla chłopaków, bo poza 32 zawodnikami zgłaszało się kolejnych 32 na zawody. A u dziewczynek w tym czasie było np. 28-30 uczestniczek na 32 miejsca. Teraz to się wyrównało - tak samo dużo jest dziewczynek, jak i chłopców. To na pewno zasługa sukcesów Igi. 

Większa jest dziś moda na tenis w Polsce czy na Igę Świątek?

Dariusz Łukaszewski: Na pewno wiele osób z tych, które posyłają dziś dzieciaki na tenis, śledzi nie tylko suche wyniki czy ogląda mecze Igi, ale czyta praktycznie wszystkie informacje dotyczące naszej liderki rankingu. O Idze można przeczytać wszędzie, nie tylko na portalach sportowych. To na pewno sprzyja rozwojowi dyscypliny. 

Daria Sulgostowska: Mamy nadzieję, że to jest i będzie moda na tenis. A sama Iga jest fantastyczną ambasadorką tego sportu. Pokazuje wielu rodzicom, że obok tenisa może być też nauka, czytanie książek, akcje społeczne, które organizuje. Jestem również trenerką i wiem, że dla dziewczynek jest to ważne, że tenis jest tak "kobiecy", wdzięczny, rozwija mocno charakter. Mając Igę, na pewno chcemy jak najmocniej wykorzystać ten moment dla naszej dyscypliny. Nie zapominamy oczywiście także o Hubercie, który podobnie jak Iga zawsze promuje Polskę, stanowi motywację dla chłopców. 

Jak wykorzystywać zainteresowanie tenisem, jakie daje Iga Świątek?

Dariusz Łukaszewski: Musimy jako PZT znaleźć przede wszystkim środki na podstawę tenisowej piramidy, abyśmy byli w stanie wesprzeć organizatorów lub znaleźć takowych do imprez rangi ITF - chodzi o 15-25 tysięcy dolarów. Wszystko po tym, by takich turniejów nie było w tym roku w naszym kraju osiem, a np. 15. 

Ważne jest też upowszechnianie tenisa. Na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży, która zakończyła się miesiąc temu, do imprezy głównej w tenisie dostało się 96 osób. Sprawdziłem, że reprezentowały łącznie tylko osiem województw. Wiele pracy przed nami, żeby tenis nie był tylko w Warszawie, Krakowie, Poznaniu czy na Śląsku. Na tych obszarach Polski, które nie miały swoich przedstawicieli na wspomnianej olimpiadzie, na pewno też możemy znaleźć potencjalnych następców Huberta czy Igi.

Daria Sulgostowska: Stąd też nasz program identyfikacji talentów. Chcemy wyławiać tych najzdolniejszych i dawać wsparcie. To program polegający na wyszukaniu oraz objęciu opieką możliwie jak największej liczby utalentowanych młodych tenisistów

Iga Świątek nie raz mówiła, że zależy jej na rozwoju polskiego tenisa. Także jej występy w Warszawie są tego dowodem, bo promuje w ten sposób dyscyplinę. Mieli państwo może okazję rozmawiać z nią, jak połączyć siły? 

Dariusz Łukaszewski: Złożyłem propozycję panu Tomaszowi Świątkowi, by wspólnie wykorzystać ten moment, który dziś mamy. Cel? By Polacy jeszcze bardziej zachęcili się do tenisa. 

Ale ma pan na myśli wsparcie ze strony PZT turnieju w Warszawie, o czym już rozmawialiśmy, czy jakiś inny pomysł?

Dariusz Łukaszewski: Chodzi nie tylko o ten turniej. Można też podjąć pewne działania przy udziale teamu Świątek i PZT. Generalnie jako związek musimy dążyć do zwiększenia środków na upowszechnianie tenisa, a udział Igi choćby w konferencji czy na plakacie na pewno pomoże przyciągnąć sponsorów. Ona oczywiście ma własną karierę i musi myśleć przede wszystkim o sobie, a nie zajmować się teraz jeżdżeniem po Polsce i promowaniem tenisa. Wystarczy, że raz pojawi się na konferencji, innym razem tata, a my na tym będziemy już dalej budować tenis.

Jest już odpowiedź na pana propozycję?

Dariusz Łukaszewski: Na razie czekamy. Dopiero co skończył się jeden turniej w Warszawie, teraz trwa ten w Kozerkach. Byliśmy bardzo zajęci tym, by ten drugi doszedł do skutku. Teraz zaś będziemy pilnować, by zorganizować go na najwyższym poziomie. Minie turniej i od połowy sierpnia będziemy szukali czasu, by wspólnie porozmawiać z tatą Igi. 

Z Polski podchodzi liderka rankingu WTA, a do tego są też dwie inne tenisistki w "setce". Z drugiej strony daleko nam do Czech, które wypuszczają co chwilę nowe talenty, a zawodniczek z tego kraju jest prawie 10 w top 100 rankingu WTA. Gdzie tkwi tajemnica sukcesu Czechów i jak ich gonić?

Dariusz Łukaszewski: Jeśli wybudujemy teraz np. 100 kortów w 100 małych miejscowościach w Polsce to efekt będzie za 50-60 lat, a nie za dwa sezony. Szef czeskiej federacji tenisowej przyznał w naszej rozmowie, że mają mnóstwo obiektów, które stoją u nich od kilkudziesięciu lat. To jest ten potencjał. 

Prawie każde dziecko, które zapisuje się w Czechach na tenisa, ma w rodzinie doświadczenie z tej dyscypliny ze strony mamy, taty, babci - choćby amatorskie. Dzięki temu Czesi trzy razy lepiej niż nasi rodzice odnajdują się w meandrach tenisa, ocenie trenera. Nasi rodzice chcą dla dzieci oczywiście jak najlepiej, ale nie zawsze jest to zbieżne z ich karierami tenisowymi. W Czechach znajdziemy też więcej szkół tenisowych, nie gubi się tak talentów, jak u nas. 

Czesi są pewni, ze nigdy ich nie dogonimy. Zgadza się pan z tym stwierdzeniem?

Dariusz Łukaszewski: Kolega z czeskiej federacji tak uważa, ale ja nie straciłem zapału i wierzę, że możemy się bardzo rozwinąć. Nie należy się poddawać, a robić swoje. 

A skąd dziś tak duże sukcesy Słowianek w kobiecym tenisie? Bo to nie tylko Iga Świątek i Czeszki, ale także Białorusinka Aryna Sabalenka, Ukrainki, Rosjanki czy urodzona w Moskwie, a reprezentująca Kazachstan Jelena Rybakina.

Dariusz Łukaszewski: Na pewno zadziałał efekt pierwszych sukcesów, za którymi przyszły kolejne. To napędzało tenis w tej części świata. Dodatkowo ten rejon Europy był, a może i nadal jest biedniejszy, a tenis to ciekawa droga do zarabiania pieniędzy, awansu społecznego.

Pomówmy jeszcze o problemach w związku - przedni prezes PZT Mirosław Skrzypczyński odszedł w atmosferze skandalu. Jakie zostały podjęte kroki w związku, by nie doszło do podobnej historii?

Daria Sulgostowska: Powstał system etyczny - to dokument, który ma kilkadziesiąt stron. Zbiera wnioski z audytu, który został przeprowadzony w PZT przez zewnętrznego partnera. Dysponujemy również procedurami, które przekazali nam działacze ITF na spotkaniu w lutym w Londynie. Zaadaptowaliśmy to na grunt polski. 

System etyczny składa się m.in. z kodeksu etycznego PZT i kodeksu trenera. Ten ostatni to 26 punktów określających zasady współpracy na linii trener - zawodnik, trener - rodzice oraz trener - PZT. Do tego mamy też politykę ochrony dzieci i politykę antykorupcyjną, która reguluje m.in. relacje ze sponsorami. 

Kolejnymi naszymi krokami będą: powołanie rzecznika lub rzeczniczki etyki, rozszerzenie składu komisji etyki, która obecnie składa się z trzech osób, a audyt zarekomendował pięć lub siedem. Stworzymy też funkcję oficera do spraw ochrony dzieci. Taka osoba będzie musiała być wyznaczona przez organizatora każdego turnieju dziecięcego i nie może być zawsze jedna i ta sama na całą Polskę. 

Dziecięcego - czyli do którego roku życia?

Daria Sulgostowska: We wszystkich turniejach, w których rywalizacja dotyczy osób poniżej 18. roku życia. Współpracujemy także z wojewódzkimi związkami tenisa, które będą musiały wdrażać nasz system etyczny, by całe środowisko działało według jednolitych zasad. Chcemy pokazać i zapewnić zarówno zawodników, jak i rodziców, że tenis to sport, do którego warto należeć i przyprowadzić swoje dziecko, bo jest bezpiecznie i transparentnie. 

Ostatnio opublikowany został raport Komisji PZT w sprawie Mirosława Skrzypczyńskiego. Jak oceniają państwo ten dokument?

Dariusz Łukaszewski: Z raportu jasno wynika, kto stanął przed komisją, a kto nie. Komisja działała tak, jak mogła. Zarzucano nam, że to organ opłacany przez związek. PZT powołał komisję w celu wyjaśnienia sprawy, a powołanie nie mogłoby się odbyć bezkosztowo. Mogliśmy nic nie robić, ale na pewno nie zostałoby to dobrze odebrane. Z kolei dziś po raporcie komisji też jesteśmy krytykowani. 

Daria Sulgostowska: Proszę pamiętać, że ta komisja działała niezależnie od PZT. Została przez związek powołana, ale żadna z członkiń komisji nie zna osób należących do zarządu PZT. Ten raport został nam przesłany dopiero po zakończeniu prac i jedynie w celu zapoznania się, a nie opinii czy wprowadzania jakichś zmian. 

Powołaliśmy komisję, by zareagować i rozliczyć się z przeszłością. Pozostałe nasze rozwiązania powstałe po odejściu byłego prezesa PZT dotyczą przyszłości - to te związane z etyką, o których opowiadałam. A jeśli chodzi o Mirosława Skrzypczyńskiego, z tego co wiemy,  dochodzi swoich praw sądownie, do czego ma prawo, ale to się dzieje poza Polskim Związkiem Tenisowym.

A jeśli Mirosław Skrzypczyński oczyści się w sądzie w drodze postępowań, to może jeszcze wrócić do zarządu PZT?

Dariusz Łukaszewski: W Polskim Związku Tenisowym, tak jak w innych stowarzyszeniach, co cztery lata odbywa się walne zebranie. Startować na prezesa ma prawo każdy, kto uzyska poparcie konkretnej liczby związków wojewódzkich lub delegatów. Jak zachowałaby się sala za dwa lata, gdy będą najbliższe wybory? Na dziś nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem, czy były prezes będzie chciał w ogóle startować. 

Słychać jednak głosy w środowisku, że Mirosław Skrzypczynski ma nadal duże wpływy w polskim tenisie, także w PZT.

Dariusz Łukaszewski: Moim zdaniem nie ma. Nie wiem, kto tak sugeruje. Generalnie jednak jako związek skupiamy się teraz przede wszystkim na sobie. Trzymamy kciuki za Igę, by utrzymywała się na szczycie. Chcemy by męska drużyna w końcu awansowała dwa szczeble wyżej w Pucharze Davisa, a kobieca na stałe rywalizowała w finałach Billie Jean King Cup, a nie dzięki dzikiej karcie. Chcemy też upowszechniać tenis, wyciągając przy tym najzdolniejsze talenty.

Jak państwo oceniają tegoroczne narodowe mistrzostwa Polski?

Dariusz Łukaszewski: Turniej po raz czwarty odbył się w Bytomiu. Pierwsze mistrzostwa z większą pulą nagród rozgrywane były właśnie tam. Pamiętam, że należały do udanych, nawet Hubert Hurkacz w nich wystąpił. Wówczas to zarząd na trzy lata przyznał prawo organizacji zawodów w Bytomiu. 

Po tym, co wydarzyło się jesienią wokół PZT uznaliśmy, że nie chcemy odbierać mistrzostw, mimo iż minęły umówione trzy lata. Nie chcieliśmy tworzyć wrażenia, że jak było dobrze i były pieniądze, to zawody mogą odbywać się w Bytomiu, a dziś jak jest trudniejsza sytuacja, to Bytom zrzuci mistrzostwa na kogoś innego. Bez względu na środki chcieliśmy utrzymać organizację w tym samym miejscu, ale zobaczymy, co wydarzy się w przyszłym roku. 

Dlaczego pula nagród w tegorocznych mistrzostwach była aż o tyle mniejsza w stosunku do poprzedniej edycji zawodów?

Dariusz Łukaszewski: To efekt zawirowań wokół związku w ostatnich miesiącach. Tak jak już mówiliśmy, pracujemy nad odbudową wizerunku i przyciągnięciem nowych sponsorów.

W tym roku pierwszy raz mistrzostwa Polski na wózkach odbyły się w tym samym czasie i miejscu co dla pełnosprawnych tenisistów. Skąd ta zmiana?

Dariusz Łukaszewski: Środowisko tenisa na wózkach miało swoje uwagi. Po analizie podjąłem decyzję, że to będzie dobra reakcja, by mistrzostwa zorganizować wspólnie. Zapewniliśmy im także po raz pierwszy nagrody finansowe. Chcemy to kontynuować. 

Podczas ostatnich mistrzostw Polski w czasie spotkań brakowało m.in. dzieci do podawania piłek. Na żywo, ale też z poziomu telewizji, bo transmitowano zawody w Polsacie, dość mocno rzucało się to w oczy, spowalniało grę.

Dariusz Łukaszewski: Gdybym nie był prezesem PZT, to na pewno dzieci pojawiłyby się na mistrzostwach. Po prostu wyleciało mi to z głowy jako dyrektorowi turnieju [Dariusz Łukaszewski od lat jest związany z Górnikiem Bytom - red.]. Byłem zajęty innymi sprawami i sam zdałem sobie później sprawę, że o tym zapomnieliśmy. Nie ma ludzi, którzy nie popełniają błędów. Aczkolwiek całość mistrzostw stała na dobrym poziomie - zarówno sportowym, jak i organizacyjnym. 

A jak pan ocenia projekt Superligi?

Dariusz Łukaszewski: Jestem zdecydowanym zwolennikiem tego projektu, bo mam nadzieję, że docelowo rozwinie kluby w Polsce. Kluby, o których zapomniano przez ostatnie kilkadziesiąt lat, mają teraz swoją szansę, którą miejmy nadzieję wykorzystają. To zaś spowoduje też, że i sam PZT będzie silniejszy i będziemy mogli się skoncentrować jedynie na tych najważniejszych sprawach. 

W samych rozgrywkach Superligi występują nie tylko nasi młodzi tenisiści, ale także zawodnicy m.in. z Niemiec, Czech czy Łotwy. To cenne doświadczenie dla polskich graczy. Być może tylko na początku pojawiło się zbyt wiele gwiazd tenisowych, ale z drugiej strony bez nich Superliga mogłaby nie pozyskać tylu sponsorów. 

Więcej o: