W sobotę MSWiA poinformowało, że Straż Graniczna nie pozwoliła na wstęp do Polski rosyjskiej tenisistce Wierze Zwonariewej. Sportsmenka przybyła na lotnisko Chopina w Warszawie z Belgradu, posługując się wydaną we Francji wizą. Miała bowiem zagrać w rozpoczynającym się w poniedziałek turnieju WTA 250 w Warszawie. Nie zdołała jednak opuścić strefy tranzytowej i odleciała do Podgoricy.
Sprawa wywołała spore poruszenie zwłaszcza w Rosji. Odwetem grożą Polsce już nawet deputowani do Dumy Państwowej. - Rosjanka znajdująca się na liście osób, których pobyt jest niepożądany na terytorium RP, nie została wpuszczona przez Straż Graniczną ze względów bezpieczeństwa państwa i ochrony bezpieczeństwa publicznego - tłumaczyło polskie ministerstwo.
Do tego uzasadnienia odniósł się w wywiadzie dla agencji TASS były rosyjski tenisista Andriej Czesnokow. - To po prostu śmieszne. Jakie zagrożenie stwarza Zwonariewa? Odbieram to jako prowokację. Dla polskich fanów tenisa to strata. Zwonariewa wygrywała turnieje Wielkiego Szlema w deblu, grała w finale singla. Może nie wygrała, ale i tak jest gwiazdą. Wielu fanów sportu ją pamięta i kocha - oburzał się triumfator siedmiu turniejów ATP.
Zwonariewa rzeczywiście w przeszłości odnosiła znaczące sukcesy. W 2010 zagrała w finale Wimbledonu i US Open. Była też druga w światowym rankingu. W grze podwójnej sięgnęła zaś po trzy wielkoszlemowe tytuły. Teraz jest jednak 655. zawodniczką świata i to u kresu kariery, więc trudno odbierać jej nieobecność za wielki dramat dla kibiców.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
Wcześniej Czesnokow w podobnym tonie skomentował słowa polskiego ministra sportu Kamila Bortniczuka, który zapowiedział, że będzie bojkotował mecze w Warszawie, w których będą występować Rosjanki i Białorusinki. - Nie rozumiem tego. Myślisz, że świat zwróci uwagę na jego oświadczenie? Nie sądzę, aby świat to zobaczył. Jeśli oglądałeś Roland Garros, zobaczyłeś, że ukraińscy tenisiści nie podali ręki rosyjskim białoruskim sportowcom. I cała publiczność gwizdała - stwierdził.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!