Chodzi o wtorkowy mecz na turnieju w Budapeszcie, w którym rozstawiona z numerem dwa Chika Shuai Zhang mierzyła się z reprezentantką gospodarzy Amarissą Kiarą Toth. Skandaliczna była cała sekwencja zdarzeń na korcie.
Najpierw sędzia popełniła poważny błąd, przyznając punkt Węgierce, choć piłka zagrana przez Zhang zmieściła się w boisku. Chińska tenisistka słusznie wykłócała się o punkt, ale bezskutecznie. Towarzyszyły temu szydercze uwagi i śmiechy ze strony publiczności. Sama Toth także zachowywała się niesmacznie.
Kolejna oburzająca sytuacja zdarzyła się w 11. gemie pierwszego seta. Chinka prowadziła 15:0 i powinna mieć prowadzenie 30:0, ale sędziowie zadecydowali inaczej. Piłka po zagraniu Zhang spadła na linię kortu, ale arbiter liniowy oznajmił, że był aut. Zrobił to po chwili zawahania. Zhang poprosiła o sprawdzenie śladu przez sędzię główną meczu, która także stwierdziła, że to była piłka autowa.
Chińska tenisistka nie kryła rozczarowania i oburzenia. Była przekonana, że niesłusznie zabrano jej punkt. I miała rację, co udowadniały telewizyjne powtórki. Także komentator stwierdził, że jego zdaniem "piłka była dobra". Mimo to sędzia pozostała nieugięta, a za przedłużające się dyskusje ze strony Zhang przyznała dodatkowy punkt Węgierce. Chinka domagała się interwencji supervisora, ale do niej nie doszło. Ze strony publiczności padały szydercze teksty, kibice na trybunach wyśmiewali chińską tenisistkę. Całej sytuacji przyglądała się Toth, która nie zachowała się fair play, tylko sama śmiała się pod nosem.
W następnej akcji Zhang doprowadziła do stanu 30:30. Po przegranej piłce skandalicznie zachowała się tym razem Toth, która celowo zatarła ślad po wcześniejszym zagraniu Chinki. Zhang zauważyła, że Toth zmierza w to miejsce i przewidziała, co Węgierka będzie chciała zrobić. "Czekaj, zostaw ten ślad!" - krzyczała Chinka w jej kierunku, ale Toth nic sobie z tego nie robiła. Turniejowa numer dwa miała pretensje do przeciwniczki i arbiter meczu. Znów nie było żadnej interwencji, sztab szkoleniowy Zhang nie krył zdumienia.
Gem trafił na konto Węgierki, a po jego zakończeniu Zhang postanowiła wezwać fizjoterapeutę. Sytuacja była dla niej trudna do wytrzymania. Dostała ataku paniki, płakała w trakcie konsultacji. Nie doczekała się interwencji ze strony supervisora.
Chinka postanowiła skreczować, nie widziała sensu dalszej gry, jeśli współpraca z arbiter główną stała się trudna, a rywalka nie zachowała się uczciwie. Zachowanie Toth po ogłoszeniu, że Zhang wycofuje się z dalszej rywalizacji, było skandaliczne.
Chińska tenisistka podała rękę na koniec zarówno sędzi, jak i Węgierce. Od razu po tym, jak Zhang się odwróciła, Toth uniosła ręce do góry w geście triumfu, który wcale nie był owocem jej dobrej gry na korcie. Ale to jej nie przeszkadzało. Publiczność w Budapeszcie była zadowolona z ostatecznego rozstrzygnięcia pojedynku.
"Człowiek jest w stanie z nieskrywaną przyjemnością upaść na moralne dno, aby tylko coś zyskać. Zjawisko dość dobrze znane nie tylko z kortu tenisowego. Obrzydliwe zachowanie Toth" - napisał na Twitterze komentator i ekspert tenisa Marek Furjan. "Nagroda za niesportowe zachowanie roku wędruje do Amarissy Toth" - dodała Urszula Radwańska. A podobnych głosów było więcej.
Kiara Toth to 20-letnia tenisistka z Węgier, zajmuje dopiero 548. miejsce w rankingu WTA. W turnieju w Budapeszcie bierze udział dzięki "dzikiej karcie". Shuai Zhang jest za to na liście zawodniczek zgłoszonych do gry w turnieju w Warszawie (24-30 lipca).