- To niesamowicie miły facet, prawdopodobnie najmilszy gość w tourze, jakiego znam. Zawsze skromny, zawsze uśmiechnięty - powiedział Novak Djoković na pytanie Polsatu o Huberta Hurkacza.
To opinia, która się powtarza. - Trenowałem z nim w Szanghaju. Pamiętam, że po każdym popełnionym błędzie przepraszał mnie, zatem jest to naprawdę miły facet - uśmiechał się Roger Federer przed meczem z Hurkaczem w 2019 roku.
Świetnie, że nasz tenisista dał się poznać jako dżentelmen. Ale jeszcze lepiej byłoby, gdyby najwięksi na nazwisko Hurkacz reagowali przede wszystkim stwierdzeniami typu: "ma znakomity serwis" i "mimo imponujących warunków fizycznych świetnie się porusza". A oni ewentualnie dopowiadają to wszystko dopiero po komplementach dotyczących charakteru Polaka.
Byłoby świetnie, gdyby wreszcie wszyscy zobaczyli w Hurkaczu kogoś, kto jest po prostu jednym z najlepszych tenisistów świata. Byłoby świetnie, gdyby Hurkacz wreszcie postanowił to pokazać. Całym sobą.
26-letni Hurkacz wygrał w swojej karierze sześć turniejów ATP, doszedł do dziewiątego miejsca w rankingu, był półfinalistą Wimbledonu i okazał się tym zawodnikiem, który skończył karierę Federera, pokonując go w wimbledońskim ćwierćfinale, którego ostatni set skończył wynikiem 6:0. To nie jest mało, ale to wciąż za mało, żeby Hurkacza eksperci wymieniali jednym tchem z tymi, których zawsze typują do najważniejszych zwycięstw.
Hurkacz to świetny sportowiec, w Polsce nie mamy wielu takich profesjonalistów i pracusiów jak on. Ale jednocześnie cały czas trudno pozbyć się wrażenia, że on nie wyciska ze swojej kariery tyle, ile by mógł.
Półfinał Wimbledonu 2021 to było naprawdę COŚ. Wiemy, że Hubert chciałby, żeby kiedyś to był tylko jeden z jego świetnych wielkoszlemowych wyników. Wcale nie ten najlepszy. Hurkacz pragnie wielkoszlemowego tytułu. Czy go kiedyś zdobędzie? Być może, ale na razie droga do tego daleka. Natomiast miło widzieć, że w tym Wimbledonie Hurkacz zaczął iść pewniej niż to robi zazwyczaj.
W pierwszej rundzie Wimbledonu 2023 Hurkacz potrzebował tylko godziny i 40 minut, by pokonać Alberta Ramosa-Vinolasa. Wynik 6:1, 6:4, 6:4 z 15 asami, z 30 kończącymi uderzeniami i tylko 13 niewymuszonymi błędami to była miła odmiana po pięciosetowych thrillerach, które grał we wcześniejszych tegorocznych turniejach wielkoszlemowych - w Roland Garros i jeszcze wcześniej w Australian Open.
Jeszcze miesiąc temu w Paryżu Hurkacz wyglądał na tenisistę, który niżej notowanych rywali chce przeczekać, a nie zaatakować i zdominować. Z Belgiem Goffinem i z Holendrem Griekspoorem jeszcze się udało, choć dziwiły takie zapisy w statystykach jak 80 winnerów Griekspoora przy 67 Hurkacza. To pokazywało, że inicjatywę naprawdę miał ten niżej notowany rywal i Polaka ratowało to, że popełniał mniej błędów od rywala. Ale już w meczu z Peruwiańczykiem Varillasem nawet to się Hurkaczowi nie powiodło, przez co doszło do sensacji.
Na Roland Garros Varillas, który nigdy wcześniej nie przeszedł w turnieju wielkoszlemowym nawet jednej rundy, dotarł do rundy czwartej i zagrał z Djokoviciem. Hurkaczowi taki mecz uciekł. Teraz na Wimbledonie Hubert znów ma szansę zmierzyć się z wielkim Serbem w czwartej rundzie. I teraz idzie po to pewnie.
Po 15 asach, 30 winnerach i 13 niewymuszonych błędach w meczu z 76. w rankingu ATP Ramosem teraz Hurkacz utrzymał ten bardzo dobry trend przeciw nieobliczalnemu Janowi Choinskiemu. Syn Polaka i Brytyjki grający dla Wielkiej Brytanii dostał na Wimbledon dziką kartę i w pierwszej rundzie sprawił sensację, eliminując Dusana Lajovicia (56 ATP). Choinski to 164. zawodnik światowego rankingu, który nigdy nie był wyżej i nigdy wcześniej nie grał w turnieju wielkoszlemowym. Hurkacz to jego dobry znajomy, w czasach juniorskich grali razem debla. Choinski mógł sobie pozwolić na granie bez presji, na poszukanie swojej szansy. Natomiast Hurkacz nie mógł na to pozwolić i nie pozwolił.
Przede wszystkim Polak zamknął mecz w trzech setach. Co prawda potrzebował do tego tie-breaka - już 37. w sezonie! - w ostatnim secie, ale ważne, że w nim narzucił warunki, co w wielu wcześniejszych meczach sezonu wcale nie było oczywiste (dotąd tie-breakowy bilans Hurkacza w 2023 roku to było 18:18). Wygrywając tie-breaka 7:3 Hurkacz zaserwował w nim dwa asy i zagrał trzy winnery. W całym meczu trwającym tylko dwie godziny i sześć meczów Hurkacz miał 18 asów, 47 winnerów i 22 niewymuszone błędy.
To są liczby, na których można budować optymizm przed meczem z Lorenzo Musettim w trzeciej rundzie. Włoch to numer 16 rankingu ATP, a Polak jest 18. Dla Hurkacza taki mecz musi być okazją do potwierdzenia przemiany, jaką pokazuje na tym Wimbledonie. Jeśli chce zyskać coś tenisowo charakterystycznego - a bardzo chce - to nie powinien nagle się hamować, kalkulować, obawiać.
Niech Hurkacz gra ofensywnie, skoro potrafi i niech pracuje na miano prawdziwego eksperta od grania na trawie. Na razie jeszcze nim nie jest - poza półfinałem inne swoje Wimbledony kończył na pierwszej, trzeciej i znowu pierwszej rundzie. On ma teraz na Wimbledonie bilans meczów 9:4. On zdecydowanie nie jestem takim ekspertem od trawy, jaką ekspertką od niej była Agnieszka Radwańska, która na Wimbledonie była w finale, jeszcze dwóch półfinałach i dwóch ćwierćfinałach, a z 56 rozegranych meczów wygrała aż 43.
Hurkacz może dopiero buduje sobie pewną pozycję. Jemu potrzebny jest mecz z Djokoviciem, o którego jest o rundę. A najlepiej byłoby, żeby to był taki mecz jak tamten z Federerem. Na razie nie ma sensu zastanawiać się, czy to możliwe. Najpierw niech Hurkacz przeciw Musettiemu potwierdzi to, co pokazał przed chwilą z Choinskim i chwilę temu z Ramosem-Vinolasem.