To miał być hit nad hity w męskim tenisie. Zaledwie 20-letni lider światowego rankingu, będący w doskonałej formie Hiszpan Carlos Alcaraz chciał pójść w ślady swojego rodaka Rafaela Nadala, prawdziwego króla paryskich kortów. Jednak w piątek na jego drodze do finału stanął ten, który poszukuje rekordowego, 23. triumfu wielkoszlemowego - niezniszczalny Serb Novak Djoković.
W piątkowy półfinał lepiej wszedł bardziej doświadczony z tenisistów. Djoković grał pewniej, sprytniej, był dokładniejszy i dokonywał zdecydowanie lepszych wyborów. Alcaraz wydawał się być nieco poddenerwowany, nie mógł wejść na swój najwyższy poziom. Już w czwartym gemie został przez Djokovicia przełamany, a po chwili zrobiło się już 4:1 dla Serba.
Nie można powiedzieć, że Alcaraz nie miał szans na powrót do gry w tym secie. Wbrew przeciwnie - przy serwisie Serba miał aż cztery break pointy w kolejnych gemach, ale w decydujących momentach albo brakowało mu zimnej krwi, albo wspaniale grał Djoković, który zwyciężył w pierwszej partii 6:3.
W drugim secie długo nie działo się zbyt wiele. Obaj tenisiści bardzo pewnie wygrywali swoje podanie, do zera czy 15, choć w tym wszystkim pojawiła się jedna niezwykła perełka w postaci uderzenia Carlosa Alcaraza, o którym mówił cały tenisowy świat. Hiszpan z beznadziejnej sytuacji zagrał niewiarygodnego winnera spod linii końcowej, będąc tyłem do siatki, co spowodowało prawdziwą euforię na korcie Philippe'a Chatriera.
Przy stanie 4:3 Novak Djoković niespodziewanie poprosił o przerwę medyczną, wskazując na jakiś problem z przedramieniem. A być może tylko potrzebował czasu na odpalenie tych wszystkich tenisowych fajerwerków, które pojawiły się z obu stron tuż po tym, jak obaj panowie wrócili na kort.
A dziać zaczęły się sprawy niezwykłe. Alcaraz poczuł krew, zaczął strzelać z forhendu i niezwykle uwijać się w defensywie. Efekt? Przełamanie na 5:3.
Ale Djoković odpowiedział pięknym za nadobne. Nie pozwolił rywalowi nawet na jedną piłkę setową przy jego serwisie i mając ciągłą inicjatywę doprowadził do gry na przewagi, a następnie przełamania powrotnego. Po chwili dwa absolutnie kosmiczne gemy z obu stron na 6:5 dla Alcaraza i niespodziewanie przełamanie do zera na jego korzyść, które pozwoliło na doprowadzenie do wyrównania 1:1.
Wszyscy nastawiali się na kolejne dwa sety wspaniałej walki obu tenisistów. Ale przy stanie 1:1 w trzecim secie wszystko przerwała bardzo niewinnie wyglądająca sytuacja z udziałem Hiszpana. Po uderzeniu na koniec drugiego gema Alcaraz niefortunnie "zaorał" stopą w ziemię, co dało druzgocący efekt.
20-letni Hiszpan nie był w stanie biegać, wziął dwie przerwy medyczne i choć po niefortunnej sytuacji z końca drugiego gema stanem zdrowia rywala zainteresował się także Djoković, to po chwili otrzymywał on od przeciwnika gema za gemem. Trzeci set zakończył się wynikiem 1:6, ale ważniejsze było to, czy Alcaraz jeszcze będzie w stanie w ogóle nawiązać walkę.
Alcaraz był w stanie wrócić na kort i dograć mecz, ale już nie walczyć o zwycięstwo. Djoković musiał robić to, co do niego należało - punktować nie do końca sprawnego przeciwnika. I tak też czynił. Hiszpan wygrywał tylko pojedyncze punkty, rodem bardziej z meczu pokazowego, bo i takie się wkradały w końcówkę tego spotkania. Djoković walczył momentami z własną koncentracją w tak niekomfortowej sytuacji, a także kibicami, którzy nie potrafili zrozumieć jego radości po niektórych wygranych ważnych punktach i momentami nawet na niego gwizdali.
W czwartym secie Serb wygrał 6:1 i po ponad 3 godzinach przebywania na korcie (i 2 godzinach wspaniałej tenisowej walki) zameldował się w finale Roland Garros.
Novak Djoković pokonał Carlosa Alcaraza 6:3, 5:7, 6:1, 6:0 i wciąż jest w grze o 23. wielkoszlemowy tytuł, co uczyniłoby go bezwzględnym rekordzistą w tym względzie. W niedzielnym finale w Paryżu 36-letni Serb zagra ze zwycięzcą drugiego półfinału, w którym Niemiec Alexander Zverev (ATP 27) zmierzy się z Norwegiem Casperem Ruudem (ATP 4). W razie wygranej Djoković wróci także na prowadzenie w światowym rankingu.