Jeszcze przed rozpoczęciem meczu Aryny Sabalenki (2. WTA) z Eliną Switoliną (192. WTA) wielu ekspertów wypowiadało się, że tego typu spotkania w ogóle nie powinny mieć miejsca ze względu na sytuację zbrojną na Ukrainie. Mimo to federacje tenisowe jako jedne z nielicznych nie zdecydowały się na wykluczenie zawodników z Rosji i Białorusi z międzynarodowej rywalizacji. - Serdecznie współczuję Switolinie. To jest skandal, że Rosjanie i Białorusini grają w wielkiego tenisa - zakomunikował dziennikarz Eurosportu Tomasz Wolfke. Okazuje się, że miał całkowitą rację.
Drugie wtorkowe spotkanie ćwierćfinałowe zakończyło się zwycięstwem Sabalenki, która pewnie pokonała Switolinę 6:4, 6:4. Tuż po zakończeniu starcia Białorusinka udała się w kierunku siatki, aby podziękować rywalce za mecz. Ukrainka nie miała jednak ochoty się do niej zbliżać i poszła bezpośrednio do sędziego, aby uścisnąć mu dłoń. - Nie wiem, na co czekała pod tą siatką. Mój komunikat był wystarczająco jasny - przekazała podczas pomeczowej konferencji prasowej.
Więcej podobnych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Do podobnej sytuacji doszło już kilka tygodni temu, kiedy Switolina przegrała w pierwszej rundzie turnieju WTA 1000 w Madrycie z inną Białorusinką Aliaksandrą Sasnowicz 4:6, 5:7. Wtedy również po zakończonej konfrontacji nie raczyła nawet spojrzeć na rywalkę i podziękowała za mecz tylko sędziemu.
"Dlaczego rosyjscy i białoruscy sportowcy mieliby dostać szansę, skoro ich rządy okradają niewinnych ludzi i sportowców z ich szansy" - napisała Switolina w lutym ubiegłego roku na Instagramie, sprzeciwiając się pomysłowi MKOl-u, by Rosjanie i Białorusini mogli wziąć udział w międzynarodowej rywalizacji. Jej zachowanie wobec zawodniczek z wrogo nastawionych krajów nie powinno zatem nikogo dziwić.
Sabalenka, która uchodzi za ulubienicę prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki, w obawie przed niewygodnymi pytaniami dziennikarzy, unikała konferencji prasowych podczas tegorocznej edycji Rolanda Garrosa. Niespodziewanie tenisistka pojawiła się na spotkaniu z mediami po zakończonym starciu ze Switoliną. Otrzymała dwa pytania dotyczące powiązań z Łukaszenką od dziennikarza Sport.pl Dominika Senkowskiego.
- Spotykałam się z Łukaszenką tylko na meczach Pucharu Federacji. Wtedy nie było wojny i nic się nie działo. Nie jestem politykiem. Gdybym nim była, nie byłoby mnie tu. Nie wspieram wojny. Nie chcę, by mój kraj był zaangażowany w wojnę - odpowiedziała, mijając się z prawdą. Wielokrotnie bowiem widywała się z białoruskim dyktatorem poza kortem, czego dowody nietrudno znaleźć w internecie.