Wojna w Ukrainie trwa już półtora roku, ale w środowisku tenisowym buzują emocje. Można to odczuć w Paryżu, gdzie od tygodnia trwa wielkoszlemowy Roland Garros. Już pierwszego dnia turnieju doczekaliśmy się awantury w związku ze spotkaniem Aryny Sabalenki z Martą Kostiuk.
Ukraińskie tenisistki przyjęły zasadę, że nie podają po meczu ręki rywalkom z Rosji i Białorusi. Podobnie zachowała się Kostiuk wobec Sabalenki, za co spotkała się ze sporą porcją gwizdów ze strony francuskiej publiczności. - Powinni się wstydzić - komentowała Ukrainka zachowanie kibiców na korcie centralnym imienia Philippe'a Chatriera.
Wiele emocji towarzyszyły także spotkaniu Darii Kasatkiny z Eliną Switoliną. Lepsza okazała się Ukrainka, która dopiero co wróciła do tenisa po urodzeniu dziecka. Switolinę wspierał cały stadion, jako że prywatnie pozostaje żoną francuskiego tenisisty Gaela Monfilsa.
Kasatkina i Switolina także nie podały sobie rąk po meczu. Rosjanka nawet nie podeszła do Ukrainki, bo wiedziała, że ta nie będzie chciała uścisnąć jej dłoni. W zamian pokazała uniesiony w górę kciuk, a rywalka kiwnęła jej głową z uznaniem. To były wyjątkowe gesty, których paryska publiczność jednak nie zrozumiała.
Daria Kasatkina schodząc z kortu została wygwizdana i wybuczana. Dzień później skierowała apel do fanów na Twitterze: "Bądźcie dla siebie lepsi!". Los nie był sprawiedliwy, bo akurat Kasatkina nie zasłużyła na takie traktowanie ze strony widzów. Jako pierwsza z rosyjskich tenisistek tak otwarcie zaczęła wypowiadać się przeciwko wojnie.
Dlaczego więc Switolina nie podała ręki Kasatkinie? Jak się dowiadujemy, najpewniej dlatego, iż jej rodacy mogliby się czuć źle, widząc takie obrazki. Ukrainki nie otrzymują żadnych nacisków z kraju, ale domyślają się, jak mogą czuć się osoby w ich ojczyźnie. Można to zrozumieć, próbując wyobrazić sobie mecz Polaka z Niemcem w 1939 roku, po którym obaj serdecznie dziękują sobie za rywalizację.
Jeszcze przed meczem Elina Switolina pytana o postawę Darii Kasatkiny przyznała: - Jestem bardzo wdzięczna Darii za jej zachowanie. Właśnie tego oczekujemy od innych zawodniczek. Jest naprawdę bardzo odważna.
Z naszych informacji wynika jednak, że Daria Kasatkina ogranicza wsparcie Ukrainek do wystąpień publicznych, choć i to odważny i szlachetny gest. Jedyną tenisistką z Rosji lub Białorusi od początku wojny, która podeszła do ukraińskich zawodniczek, jest Lidzija Marozawa. To białoruska deblistka, aktualnie 61. w deblowym rankingu WTA. W Paryżu w parze z Hiszpanką Rebeką Masarovą odpadły już w pierwszej rundzie.
Udało nam się ustalić, że Marozawa jako jedyna przyszła do Ukrainek, wyraziła współczucie z powodu wojny, potępiła działania Aleksandra Łukaszenki i zaproponowała pomoc. Żaden inny tenisista i tenisistka z Rosji lub Białorusi nie zdecydowali się na podobny krok.
Do ukraińskich kolegów i koleżanek z kortów nie podszedł nawet Andriej Rublow. Rosjanin wielokrotnie deklarował sprzeciw wobec wojny. Dzień po jej wybuchu rywalizował w Dubaju z Hubertem Hurkaczem. Po spotkaniu napisał na kamerze: "żadnej wojny, proszę". Z naszych ustaleń wynika jednak, że Rublow odwraca wzrok, gdy na drodze spotyka podczas turniejów rywali z Ukrainy. Nie rozmawia z nimi, woli trzymać dystans.
Daniił Miedwiediew i Karen Chaczanow usunęli flagi rosyjskie z opisów na Instagramie. W środowisku tenisowym nie brakuje jednak głosów, że zostali do tego zmuszeni przez sponsorów. Chaczanow podczas tegorocznego Australian Open wyraził też poparcie dla wyzwolenia Górskiego Karabachu. Władze Azerbejdżanu nie kryły oburzenia.
Miedwiediew podobnie jak Rublow apelował kilka razy o pokój, przedstawiał się jako przeciwnik wojny. We troje razem z Kasatkiną zrobili i tak więcej niż większość rosyjskich i białoruskich tenisistów, która w ogóle unika zabierania głosu w sprawie wojny.
Wyjątkowo udało nam się w Paryżu porozmawiać Kamillą Rachimową. Rosjanka wyeliminowała w drugiej rundzie Roland Garros Magdalenę Fręch. "Nie mieszajmy polityki ze sportem", "To wybór Ukrainek, że nie podają nam rąk", "Jedne tenisistki nie chcą z nami rozmawiać w szatni, inne chcą" - to tylko niektóre wypowiedzi Rachimowej.
Słuchając wypowiedzi Rachimowej dla Sport.pl, miałem wrażenie, jakbym rozmawiał z Aryną Sabalenką. Białorusinka jest dziś największym "wrogiem" Ukrainek z racji pozycji, jaką zajmuje w kobiecym tenisie. Nie można wykluczyć, że zostanie niebawem nową liderką rankingu WTA. Sabalenka zamiast współczuć koleżankom z atakowanego kraju, częściej wypowiada się na temat hejtu, jaki ma ją spotykać ze względu na narodowość.
To wszystko doprowadziło ostatnio do odwołania jej dwóch konferencji prasowych w stolicy Francji. We wtorek w ćwierćfinale Roland Garros Sabalenka zmierzy się z Eliną Switoliną. Będzie to kolejny "polityczny" pojedynek w tegorocznym paryskim turnieju. Dziennikarze przebywający w stolicy Francji w ciemno zakładają, że po takim meczu spotkanie Białorusinki z mediami znów się nie odbędzie. Wiceliderka rankingu nie będzie chciała narażać się na niewygodne pytania.