Iga Świątek jest już ćwierćfinale Roland Garros. Łesia Curenko nie była w stanie dograć spotkania czwartej rundy, które skończyło się przy wyniku 5:1 dla Polki. Po meczu nasza tenisistka przez dobre kilkanaście minut rozdawała kibicom autografy. Została dłużej i nie zeszła do szatni.
- Miałam taką myśl, że kibice nie zobaczyli dłuższego meczu i dlatego chciałam to zrekompensować. Ponadto miałam sporo sił i mogłam chwilę zostać. Po trudniejszym meczu potrzebuję więcej czasu na regenerację i nie ma tyle czasu na autografy. Dziś mogłam sobie na to pozwolić. Ludzie jednak schodzili też z wyższych trybun i nie byłam w stanie wszystkich podpisać - śmiała się Iga Świątek.
Mecz Polki i Ukrainki był wyznaczony jako trzeci w poniedziałek na korcie imienia Suzanne-Lenglen. Wcześniejsze pojedynki trwały jednak na tyle długo, że spotkanie Świątek - Curenko rozpoczęło się dopiero o 19:45. Jak liderka rankingu poradziła sobie z tak długim oczekiwaniem?
Dzisiaj akurat czułam się dobrze, czekając na mecz. Zdążyłam się zdrzemnąć między treningiem a rozpoczęciem spotkania. Ta przerwa była na tyle długa, że nie spędziłam całego czasu na obserwowaniu wyników. Dzięki temu miałam bardzo dużo energii w czasie gry. Jestem zadowolona z tego, jak zagrałam, choć oczywiście nie chciałabym zakończyć pojedynku w taki sposób. Mam nadzieję, że Łesia szybko wróci do zdrowia - podkreśliła nasza tenisistka.
Jedno z pytań do Igi Świątek dotyczyło także roli, jaką jej tata odegrał w tym, że została zawodową tenisistką. - Mój tata wziął większość trudów na swoje barki. Sprawił, że mogłam rozwijać się niezależnie od tego, jakie pojawiały się problemy dookoła. Prawda jest taka, że nie mamy w Polsce systemu, w którym ktoś pokazałby nam, jaką iść drogą. Tata musiał to odkryć samemu. Gdyby nie on, już dawno nie grałabym w tenisa. A i w ogóle bym nie zaczęła - powiedziała liderka rankingu.
Świątek wypowiedziała się także na temat innych osób, które spotkała w trakcie kariery. - Mam ogromne szczęście, że po prostu trafiłam na dobrych ludzi, którzy przekazali mi taką wiedzę lub okazali takie wsparcie, jakich akurat potrzebowałam w danym momencie. Jestem ogromnie wdzięczna wszystkim, z którymi pracowałam - niezależnie od tego, czy dana współpraca zakończyła się czy nadal trwa. Mam wrażenie, że większość z tych osób bardzo dużo wniosła do mojej kariery - przyznała.
Rywalką Igi Świątek w ćwierćfinale Roland Garros będzie Coco Gauff. Amerykanka nie ma dotychczas dobrych wspomnień z pojedynków z Polką - nie wygrała ani razu, nie urwała nawet seta. I to mimo, że rywalizowały już sześciokrotnie.
Nasza tenisistka w pewnym momencie miała negatywny bilans z Marią Sakkari, gdy w 2021 roku przegrała z nią aż trzy razy. Czy takie statystyki mają znaczenie przed kolejnym meczem? - Takie rzeczy zostają. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jest inaczej. Z Marią wygrałam pierwszy raz w Dausze w zeszłym roku. Trener dał mi nowe spojrzenie na ten mecz. Ponadto sama rozwijałam się jako tenisistka. Co do nadchodzącego spotkania z Coco wiem, że to może być inny pojedynek, bo wszyscy się zmieniamy. Dam z siebie wszystko - zapewniła Świątek.
Na koniec konferencji nasza tenisistka została zapytana o specjalną aplikację przygotowaną dla zawodników przez organizatorów Roland Garros do walki z hejtem. - Generalnie na turniejach ograniczam social media. Wchodzę tylko na 15 minut po meczu, by wstawić posty. Mało czytam w trakcie zawodów, unikam komentarzy. Często po turnieju mam taki okres, że nadrabiam komentarze. Niemniej ostatnio tego nie robię, bo miałam kilka turniejów, po których byłam zadowolona, a przegrałam w finale i pojawiało się dużo hejtu, co nie było to przyjemne. Ten system to na pewno krok w dobrym kierunku - zakończyła.