W poniedziałek kibice zgromadzeni na korcie Suzanne-Lenglen byli świadkami bardzo długich spotkań, co sprawiło, że przedłużyło się oczekiwanie na mecz Igi Świątek, która na ten obiekt wychodziła jako trzecia. Najpierw przez 3 godziny i 50 minut rywalizowały panie Sara Sorribes Tormo (132. WTA) oraz Beatriz Haddad Maia (14. WTA), w którym lepsza była Brazylijka. To najdłuższy mecz kobiet w tym roku. Jeszcze dłużej, ponad cztery godziny, grali Holger Rune (6. ATP) i Francisco Cerundolo (23. ATP).
Spotkanie miało dramatyczny przebieg, o czym świadczy sama długość i wynik końcowy. Ale po kolei. W pierwszym secie zadecydował tie-break, mimo że Duńczyk szybko uzyskał przewagę przełamania, ale nie zdołał utrzymać jej do końca. Sprawę udało mu się rozstrzygnąć w tie-breaku do trzech. W drugim secie sporą przewagę uzyskał Cerundolo, który podniósł poziom swojej gry. O wyniku 6:3 zadecydowało jedno przełamanie na jego korzyść.
Kolejne spore emocje, niekoniecznie sportowe, pojawiły się na początku trzeciej partii. Przy stanie 2:1 dla Rune i serwisie Cerundolo, wielki błąd popełnił arbiter główny, Kader Nouni. Gdy na tablicy wyników widniała równowaga 40:40, Argentyńczyk zagrał dobrą akcję ofensywną. Piłka zdążyła się odbić dwa razy od kortu, zanim podbił ją Rune, lecz nie dostrzegł tego sędzia. 24-latek rozłożył ręce i zaczął dyskutować z arbitrem.
Dzięki tej sytuacji Duńczyk szybko uzyskał przewagę przełamania, którą ponownie roztrwonił w późniejszym etapie seta. Przy stanie 5:4 i zdołał jednak kolejny raz wygrać gema, mimo podania przeciwnika. To on był górą w kluczowym fragmencie spotkania, co znacznie przybliżył go do końcowego triumfu i awansu do pierwszego w karierze ćwierćfinału turnieju wielkoszlemowego.
Gdy wydawało się, że to Holger Rune jest na sporej fali wznoszącej, ponownie odrodził się gracz rodem z Buenos Aires. Już w pierwszym gemie przełamał Duńczyka, który zaczynał mieć coraz większe problemy fizyczne i wyraźnie kumulował energię na finałowego seta. W raptem 35 minut do piątej partii doprowadził Cerundolo.
W nim do stanu 4:3 dla Argentyńczyka nie oglądaliśmy żadnego break pointa, a obaj zawodnicy zdawali sobie sprawę z wagi każdego punktu. Dopiero wtedy w pierwszy dołek wpadł Rune, który między punktami coraz częściej podpierał się o swą rakietę. To wtedy w jego gemie serwisowym doszło do stanu 0:40. Argentyńczyk nie wykorzystał tych szans. Pluć w brodę może sobie zwłaszcza z ostatniej piłki, w której miał przewagę sytuacyjną i piłkę na forehandzie, lecz minimalnie wyrzucił w aut.
W tamtym momencie można było przywołać piłkarskie powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, gdyż kilka chwil później to Rune przełamał Cerundolo do 15 i wydawało się, że mecz zmierza ku końcowi. Mieliśmy jednak kolejny zwrot akcji. Argentyńczyk szybko wyczyścił głowę i zdołał doprowadzić do wyrównania, wygrywając gem przy podaniu rywala do 30.
Szala zaczęła przechylać się na stronę niżej notowanego 24-latka, gdyż Duńczyk wyglądał coraz gorzej fizycznie. W wielu akcjach, aby skrócić wymianę, decydował się na szybkie dojście do siatki. O awansie do ćwierćfinału musiał zadecydować super tiebreak rozgrywany do dziesięciu punktów. W nim, mimo początkowej przewagi Cerundolo, lepszy okazał się Rune, który wygrał do siedmiu.
Tenisowy los odpłacił mu za wydarzenia z tegorocznego Australian Open. W nim 20-letni Duńczyk również w czwartej rundzie mierzył się z Andriejem Rublowem w super tie-breaku piątego seta. Wówczas przegrał mecz jedną piłką, która po returnie Rosjanina przetoczyła się po siatce na drugą stronę. Kilka miesięcy później szósty zawodnik świata w końcu doczekał się awansu do pierwszego ćwierćfinału wielkoszlemowego. W nim zmierzy się z Casperem Ruudem (4. ATP).