Aryna Sabalenka pewnie pokonała Kamilę Rachimową (6:2, 6:2) i awansowała do kolejnej rundy Roland Garros. Mecz zakończył się o godzinie 14:30. Następnie dziennikarze czekali na konferencję prasową z białoruską zawodniczką. Po trzech godzinach okazało się, że tym razem nie będzie im to dane. Aryna Sabalenka postanowiła zbojkotować wydarzenie.
Białoruska tenisistka swoją niechęć do udziału w konferencji prasowej argumentuje obawami o bezpieczeństwo, które pojawiły się po poprzedniej rozmowie z dziennikarzami. Zrezygnowała z powodu "dobra swojej kondycji psychicznej" i poinformowała, że organizatorzy "w pełni zrozumieli jej decyzję". Ostatecznie po meczu pojawiła się jedynie krótka, oficjalna rozmowa z Sabelenką, która została opublikowana w internecie. Szczegóły tej sytuacji opisał dziennikarz Sport.pl Dominik Senkowski. Nie jest to normalne działanie organizatorów.
Portal Tennis.com przypomniał, że Naomi Osaka też nie chciała rozmawiać z mediami w trakcie turnieju w 2021 roku, próbując zwrócić uwagę na dobro psychiczne zawodniczek. Organizatorzy ukarali ją wtedy kwotą 15 tys. dolarów i przypomnieli, że może zostać zdyskwalifikowana. Osaka sama wtedy zrezygnowała mówiąc, że przed rozmową z mediami odczuwa wielki niepokój oraz cierpiała na napady depresji.
Dziennikarze "L'Equipe" komentują te wydarzenia, pisząc: "To opera mydlana, która trwa od początku Roland Garros". Hiszpanie z "Mundo Deportivo" w tytule swojego tekstu zaznaczają, że sytuacja z Sabalenką to "wielki bałagan". Telewizja CBS Sport zwraca uwagę, że Białorusinka była "dręczona" pytaniami ukraińskiej dziennikarki, a portal Tennis-infinity.com pisze o "ciekawej decyzji" tenisistki. Strona Sportskeeda.com twierdzi, że "Aryna Sabalenka znalazła się w trudniej sytuacji po opuszczeniu konferencji" i zwraca uwagę na mieszane reakcje fanów tenisa. "Daily Mail" zwraca uwagę, że jest to tydzień pełen turbulencji dla organizatorów, bo przecież dopiero co Novak Djoković wygłaszał opinie na temat sytuacji w Kosowie.
A jakie głosy płyną z Białorusi? Opozycyjny "Nowy Czas" zwraca uwagę, że "Sabalenka jest o krok dalej od białoruskiego sportu. Pozostali w większości siedzą cicho", a podejście dziennikarzy nazywają "do pewnego stopnia wygodnym dla Sabalenki" i zwracają uwagę, że więcej pytań powinno padać o jej relację z Łukaszenką. Co ciekawe rządowe media na razie nie komentują wycofania się Sabalenki z konferencji prasowej. Jeżeli już to opisują sytuację z Martą Kostiuk, która odmówiła podania ręki Białorusince.
Całe zamieszanie jest skutkiem ostatniej konferencji prasowej Sabalenki, gdzie próbowano uzyskać odpowiedzi na temat wojny. Padło też pytanie o Aleksandra Łukaszenkę. Z tymi kwestiami Sabalenkę próbowała konfrontować ukraińska dziennikarka Daria Meszczeriakowa. Przypomniała ona, że Sabalenka wspierała Łukaszenkę - chociażby podpisując list poparcia - gdy na Białorusi odbywały się wielkie protesty i prosiła o jej ustosunkowanie się do tej sytuacji. Sabalenka odmówiła odpowiedzi na to pytanie.
Trzeba jednak zaznaczyć, że na tej liście znalazło się ponad 2300 sportowców. Istnieje szansa, że nazwisko Sabalenki znalazło się tam wbrew jej woli - tak było w przypadku jednego z białoruskich piłkarzy. Jednak w przeszłości Sabalenka kilkakrotnie udzielała wypowiedzi wspierających dyktatora.
Ostatecznie tenisistka temat wojny na środowej konferencji prasowej zakończyła słowami, że nie popiera wojny. Nie odważyła się jednak na bezpośrednie skrytykowanie białoruskiego lub rosyjskiego przywództwa.
- Mówiłam to wiele, wiele razy. Nikt na świecie, rosyjscy, czy białoruscy sportowcy, nie popiera wojny. Nikt. Jak moglibyśmy popierać wojnę. Nikt normalny nigdy nie poprze wojny. Dlaczego musimy głośno o tym mówić? To jak jeden plus jeden daje dwa. Oczywiście, że nie popieramy wojny. Jeżeli jakkolwiek moglibyśmy wpłynąć na wojnę, zatrzymać ją, to byśmy to zrobili. Niestety to nie od nas zależy. Tyle o Ukraińcach - zakończyła.