Marta Kostiuk (39. WTA) od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę przyjęła twardą postawę wobec swoich rywalek z Rosji i Białorusi. Od miesięcy konsekwentnie nie podaje im ręki po zakończeniu meczu. Do tej pory jej decyzja była powszechnie szanowana. Problem pojawił się w wielkoszlemowym turnieju Rolanda Garrosa. Gdy Kostiuk nie podziękowała Arynie Sabalence (2. WTA) po porażce w pierwszej rundzie singla, na trybunach rozległy się gwizdy i buczenie. Spadła na nią też spora krytyka, z której, jak widać, nic sobie nie robi...
Ukrainka całkiem nie zakończyła swojej przygody na paryskich kortach. Została jej jeszcze rywalizacja w grze podwójnej. Los chciał, że w pierwszej rundzie wspólnie ze swoją partnerką Rumunką Eleną-Gabrielą Ruse trafiła na Rosjanki, a konkretnie duet Anna Blinkowa - Warwara Graczowa. Tym razem Kostiuk triumfowała. Razem z Rumunką wygrały 6:3, 3:6, 6:2 i zameldowały się w drugiej rundzie.
Po zakończeniu spotkania panie tradycyjnie miały podać sobie ręce. Kostiuk nie dała się złamać i nawet nie spojrzała na Rosjanki. Zamiast do siatki, od razu skierowała się do sędziego, a następnie opuściła kort. Inaczej postąpiła jej deblowa partnerka. Tymczasem publiczność zareagowała zgoła inaczej niż w grze pojedynczej, co relacjonował dziennikarz Gaspar Ribeiro Lanca. - I tym razem nie zostaje wygwizdana przez (dużo) mniejszy tłum. Dobrze to widzieć - pisał na Twitterze.
Teraz ukraińska tenisistka w końcu będzie miała przerwę od gry z Rosjankami i Białorusinkami. W drugiej rundzie debla w sobotę zmierzy się z Belgijką Kirsten Flipkens oraz Amerykanką Shelby Rogers.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
Postawa Kostiuk nie raz wywoływała burzę w środowisku tenisowym. Jednak już przy okazji zeszłorocznego US Open Kostiuk postawiła sprawę jasno. - To moja decyzja, ponieważ żaden z zawodników pochodzących z Białorusi i Rosji nie potępił publicznie działań wojennych przeciwko Ukrainie. Poprzez ten gest wyraziłam sprzeciw wobec takiej postawy - mówiła we wrześniu po meczu z Wiktorią Azarenką.