Kibice na trybunach nie kryli zaskoczenia. Aż przyszedł moment, gdy Świątek "ruszyła"

Dominik Senkowski
Iga Świątek pokonała w drugiej rundzie Roland Garros Claire Liu 6:4, 6:0. Pierwszy set miał nieco wyjątkowy przebieg, a kibice na trybunach nie kryli zaskoczenia. Potem jednak Polka przejęła kontrolę nad meczem.

Iga Świątek spotkała się po raz drugi w tym sezonie z Claire Liu. Za pierwszy razem w Indian Wells oddała jej raptem jednego gema. W Paryżu było nieco inaczej, a szczególnie zaskakujący był przebieg pierwszego seta.

Zobacz wideo Na czym polega fenomen Igi Świątek w Roland Garros

Zaskakujący przebieg pierwszego seta

Polka prowadziła 3:0, gdy nagle straciła całą przewagę. Tuż po ostatniej piłce szóstego gema przez trybuny przeszedł odgłos zaskoczenia. Kibice nerwowo rozglądali się po całym stadionie, zastanawiając się, czy to zapowiedź większych problemów liderki rankingu.

Tak się jednak nie stało. Świątek po kilku minutach odzyskała równowagę. Publiczność wspierała częściowo jej rywalkę, bo każdy z widzów - prócz Polaków - chciał zobaczyć wyrównaną walkę. Nic dziwnego - jeśli za wejście na trybuny kortu centralnego trzeba zapłacić około 100 euro, to widz liczy na większą dramaturgię.

Nasza tenisistka miała chyba świadomość, że nie prezentuje najwyżej formy. Przy stanie 5:3 dwa razy prawie uderzyła ze złości rakietą o kort. Wyglądało tak, jakby miała pretensje do siebie o taktykę w ostatniej wymianie, w której podniosła piłkę, a rywalka skończyła punkt przy siatce. To tym chwilowym przypływie nerwowości Polka zamknęła seta wynikiem 6:4.

Dominacja w drugim secie

Druga partia to powrót do dominacji ze strony Igi Świątek. Amerykanka zaczęła powoli irytować kolejnymi błędami. Szybko straciła podanie dwa razy, zrobiło się 4:0 dla liderki rankingu. Liu kręciła głową z niezadowolenia. Być może miała wciąż w pamięci przebieg pierwszej partii.

Przy stanie 0:4 i 15:40 raz jeszcze poderwali się kibicie, by wesprzeć Claire Liu. Chcieli, by to spotkanie potrwało nieco dłużej. Tak się jednak nie stało, bo choć w kolejnej wymianie obu zawodniczkom przeszkadzał wiatr, ostatecznie błąd popełniła Amerykanka. 0:5.

W ostatnim gemie spotkania zaskakujący był tylko dziwny odgłos ze studia telewizyjnego umieszczonego na samej górze trybun. Wyglądało tak, jakby prowadzący za wcześnie rozpoczęli pomeczowe studio. To jednak nie zdekoncentrowało Igi Świątek, która obroniła break pointa i pewnie skończyła mecz wynikiem 6:4, 6:0.

Więcej o: