Kompromitacja w finale turnieju WTA w Rzymie. Noc, krecz, gwizdy i potężna wpadka

Dominik Senkowski
Jelena Rybakina mistrzynią turnieju WTA 1000 w Rzymie. Jej wygrana pozostaje jednak w cieniu kompromitacji organizatorów imprezy. Finał rozpoczął się w sobotę o godzinie 23, zakończył kreczem przy gwizdach kibiców, a na ceremonii pomylono nazwiska finalistek.

W meczu finałowym w stolicy Włoch Ukrainka Anhelina Kalinina skreczowała przy stanie 4:6, 0:1. Rozpłakała się, bo nie była w stanie rywalizować, odczuwając ból w lewej nodze. Tym samym Jelena Rybakina została mistrzynią imprezy Italian Open, ale sam turniej przejdzie do historii jako organizacyjna katastrofa.

Zobacz wideo Historyczny moment dla polskiego tenisa. "Trudno to będzie powtórzyć"

Finał turnieju powinien skończyć się o 23, a nie zaczynać 

Kalinina z Rybakiną wyszły w sobotę na kort dopiero o godzinie 23. Wcześniej bowiem odbywały się dwa męskie półfinały, a w międzyczasie padał deszcz. Rozpoczynanie o tak późnej porze spotkania decydującego o tytule w turnieju rangi WTA 1000 brzmi absurdalnie. 

Dlaczego mecz nie mógł odbyć się w niedzielę? Dziennikarz tenisowy Quentin Moynet z "L’Equipe" podał informację, jakoby organizatorzy rozważali takie rozwiązanie, ale Rybakina i Kalinina poprosiły o rozegranie spotkania w sobotni wieczór. 

Trudno w to uwierzyć, że skoro tenisistka reprezentująca Kazachstan skończyła w piątek półfinał z Jeleną Ostapenko o 22:40, a Ukrainka pokonała kilka godzin wcześniej Weronkę Kudermietową po bardzo zaciętym i wyniszczającym spotkaniu. Na tyle wyniszczającym, że w finale Kalinina nie zdołała dokończyć rywalizacji. Być może byłoby inaczej, gdyby miała więcej czasu na regenerację.

- Finał tak prestiżowego turnieju jak Italian Open może zakończyć się o 23, ale nigdy nie powinien rozpoczynać się o 23 - napisał dziennikarz "New York Times" Christopher Clarey. 

-Trochę przykro, że finał jednego z największych turniejów WTA zaczyna się o 23. Prawie nikogo nie ma na trybunach, a zawodniczki nie czują się komfortowo grać o takiej porze. Dlaczego nie mogły wystąpić jutro razem z finałem mężczyzn? - pytała francuska tenisistka Alize Cornet. 

Sześć spotkań, trzy krecze rywalek

Rybakina i Kalinina skończyły mecz po północy, przy temperaturze 17 stopni, kolejny raz na wilgotnym korcie. W takich warunkach dużo łatwiej o kontuzje, czego najlepszym dowodem jest uraz Igi Świątek sprzed paru dni w Rzymie. Rybakina z kolei w piątek podczas meczu z Ostapenko w pewnym momencie nie chciała wyjsć na kort, gdy znów się rozpadało. Powiedziała wtedy do sędziego: "Nie chcę złamać nogi". 

Kazaszka i tak miała sporo szczęścia w tej imprezie. Na sześć rozegranych spotkań w Italian Open 2023, jej rywalki aż trzy razy kreczowały (Anna Kalinskaya, Iga Świątek, Anhelina Kalinina). To wiele mówi o turnieju, który w ostatnich latach cieszył się dużym szacunkiem tenisistów i kibiców

Fatalna ceremonia

Jakby tego było mało, ceremonia wręczenia nagród po finale okazała się jeszcze większą farsą. Najpierw pomylono nazwiska finalistki i zwyciężczyni, a Jelenie Rybakinie wręczono trofeum za drugie miejsce. Następnie o Anhelinie Kalininie przez moment w ogóle zapomniano, a Rybakina nie mogła doczekać się otrzymania pucharu. 

Publiczność wygwizdała organizatorów, a wcześniej Ukrainkę, gdy zdecydowała się poddać spotkanie. - Nikt nie ma prawa gwizdać na tę dziewczynę - mówił zirytowany Żelisław Żyżyński z Canal Plus Sport, komentując mecz prosto z Rzymu. 

Turniej w stolicy Włoch, a szczególnie jego finał, to antyreklama rozgrywek kobiecego tenisa. Organizacja Kobiecego Tenisa (WTA) po raz kolejny musi wyciągnąć wnioski, jeśli rzeczywiście chce gonić męski tenis, a nie tylko to zapowiadać. 

Więcej o: