Iga Świątek przypomniała sobie jedną ważną rzecz. Trener jej to pokazywał

Iga Świątek popełniła aż 23 niewymuszone błędy. Ale jakie to ma znaczenie, skoro wygrała kolejny mecz w dwóch setach? Po pokonaniu 6:3, 6:4 Donny Vekic Polka zagra w ćwierćfinale turnieju w Rzymie z Jeleną Rybakiną, czyli swoją tegoroczną zmorą.

Był przegrany gem serwisowy - dopiero drugi taki dla Igi Świątek w tegorocznym turnieju WTA 1000 w Rzymie. Był też taki gem przy podaniu rywalki, w którym Iga popełniła aż cztery niewymuszone błędy forhendowe z rzędu. Były wymiany, które Świątek nie wiadomo dlaczego skracała, chcąc kończyć z powietrza piłki, które wylądowałyby pod jej linią końcową, gdyby Iga dała im wylądować i gdyby zechciała spokojnie przejąć nad nimi kontrolę.

Zobacz wideo Traktowanie sędziów? Listkiewicz nie kryje oburzenia

To nie był taki mecz jak dwa poprzednie. Po rozbiciu Anastazji Pawluczenkowej 6:0, 6:0 i Łesi Curenko 6:2, 6:0 Iga Świątek w 1/8 finału turnieju w Rzymie miała trochę kłopotów w meczu z Donną Vekić. Były to kłopoty raczej z własną grą niż z jakimś spektakularnym tenisem Chorwatki. Owszem, zajmująca 24. miejsce w rankingu WTA rywalka potrafiła zachwycić na przykład skrótami. Na początku drugiego seta ograniczyła też liczbę błędów i coraz lepiej serwowała. Ale - mimo że prowadziła 1:0, 2:1, 3:2 i 4:3 - czuło się, że przyjdzie taki moment, w którym najlepsza tenisistka świata zrobi swoje.

Iga przypomniała sobie, że nie musi mieć 100 proc. kontroli

Co i jak zrobić na początku drugiej partii Idze plastycznie pokazywał trener. Tomasz Wiktorowski wyraźnie zachęcał zawodniczkę do zachowania spokoju. Naprawdę nie działo się nic szczególnie denerwującego. Dziewięć uderzeń kończących i dziewięć własnych pomyłek Igi w pierwszym secie przy tylko pięciu winnerach i aż 16 niewymuszonych błędach Donny pokazywały, pod czyją kontrolą toczy się mecz.

Świątek ma taką przewagę nad większością rywalek, że nie musi grać swojego najlepszego tenisa, żeby je pokonywać. Wystarczy, że gra solidnie. Ale Iga Świątek jest tak ambitna, że zawsze chce więcej. Po wygraniu ubiegłorocznego US Open w rozmowie ze Sport.pl Iga mówiła tak: - Po Roland Garros czułam przez jakiś czas, że w drugiej części sezonu muszę podtrzymać poziom, że cały czas muszę grać tak samo dobrze i to zrodziło oczekiwania. Sporo było ich też zewnątrz, ze strony opinii publicznej. Wtedy przyszło granie na trawie i ta trawa trochę mnie wybiła z rytmu, sprawiła, że na nowo musiałam wracać do optymalnego nastawienia. I jeśli chodzi o wychodzenie na mecze, i w ogóle o bycie na tourze. Ale US Open wygrałam, bo ze wsparciem zespołu obniżyłam te oczekiwania [...] W Nowym Jorku potrafiłam grać z wolnością, nie przejmować się tym, co ludzie myślą i nawet tym, jak się czuję. W trakcie US Open uzmysłowiłam sobie, że nawet nie czując stuprocentowej kontroli nad tym, w które miejsce kortu zagram albo jak taktycznie gram, wciąż mogę wygrywać mecze i osiągać świetne wyniki. Ten turniej dużo mnie nauczył i mam nadzieję, że z tej nauki będę długo korzystała.

Jeśli czegoś Igę miał nauczyć mecz z Vekić, albo raczej jeśli o czymś miał jej przypomnieć, to chyba właśnie o tym. Po świetnym wejściu w turniej w Rzymie Świątek, jego zwyciężczyni z 2021 i 2022 roku, a teraz jego wielka faworytka, pewnie jak my wszyscy miała apetyt na granie kolejnych koncertów. Ale nie zawsze się da. Mecz z Vekić nie będzie często wspominany, ale to żaden problem.

Iga skończyła ten mecz z ujemnym bilansem winnerów (19) do niewymuszonych błędów (23). Ale i tak w całym spotkaniu zdobyła o 14 punktów więcej od przeciwniczki (67:53) i mimo pewnych gorszych momentów miała to spotkanie pod kontrolą. Przy wyniku 6:3, 4:4 i 0:30 Świątek przy serwisie Vekić wygrała cztery punkty z kolei, dzięki czemu przełamała rywalkę. A prowadząc 6:3, 5:4 już tego nie wypuściła. Mimo że Vekić miała w tym gemie dwa breakpointy. Zresztą, w całym meczu Świątek miała trzy szanse na przełamanie rywalki i wszystkie trzy wykorzystała. A Vekić przełamała Igę raz, choć miała na to w sumie aż siedem szans.

Australian Open, Indian Wells i Wigilia. Świątek na pewno to pamięta

Kolejny raz potwierdziło się, że Świątek gra szczególnie dobrze w najtrudniejszych momentach. W środę na rzymskiej mączce może ją takich czekać sporo, bo zmierzy się w ćwierćfinale z Jeleną Rybakiną. Iga lubi mieć możliwość zrewanżowania się, pokazania, że odrobiła lekcje.

Z Kazaszką przegrała w tym roku oba oficjalne mecze - w czwartej rundzie Australian Open 4:6, 4:6 oraz w półfinale w Indian Wells 2:6, 2:6. Iga pamięta pewnie też wigilijne 3:6, 1:6 z Rybakiną z pokazowego World Tennis League w Dubaju. Te wszystkie mecze zostały rozegrane na kortach twardych. Ciekawe czy na ziemi światowa numer sześć okaże się równie trudną przeciwniczką dla naszej numer jeden.

Więcej o: