Iga Świątek właśnie skończyła swój 14. w karierze turniej WTA na kortach ziemnych. I wystąpiła w ósmym finale takich zawodów. To najlepszy wynik od czasów Moniki Seles, która w latach 1989-1992 ze swoich 14 pierwszych turniejów na mączce aż 13 skończyła w finałach.
Seles z tych 13 finałów wygrała 10. A Iga ze swoich ośmiu wygrała sześć. Siódmego tytułu na kortach ziemnych i 14. licząc wszystkie nawierzchnie (bilans finałów WTA Igi to teraz 13 zwycięstw i cztery przegrane) Polka nie zdobyła, bo w Madrycie nieco lepsza okazała się Aryna Sabalenka. Czy zwycięstwo Białorusinki należy odczytywać jako ostrzeżenie przed zbliżającym się wielkoszlemowym Roland Garros?
Jerzy Janowicz: Iga też czasami może przegrywać, bo nie jest robotem. Ten mecz był w wykonaniu Igi mocno szarpany, nierówny. W ogóle pierwsze dwa sety były z małą liczbą winnerów z obu stron i z większą liczbą błędów. Dopiero trzeci set czysto tenisowo był w wykonaniu obu pań naprawdę dobry.
- To prawda i tego się spodziewaliśmy po meczu numeru jeden z numerem dwa. W takim meczu nie może być mowy o odpuszczaniu. Natomiast na moje oko, które przez wiele lat widziało tenis na każdym poziomie, pierwszy i drugi set były średnie w wykonaniu obu pań. Były mocno nerwowe, szarpane, brakowało rytmu i dopiero trzeci set wszedł na wysoki poziom, a najlepszy był ostatni gem. W sumie mam lekki niedosyt, ale ogólnie mam też nadzieję, że takich spotkań będzie coraz więcej.
- Jestem zdecydowanie bardziej spokojny o to, że na najwyższym poziomie będzie cały czas Iga niż o to, że świetne wyniki będzie cały czas osiągała Sabalenka. Nawet przy średniej czy wręcz słabej grze Iga jest w stanie mieć dobre wyniki. A Sabalenka? Mam wątpliwości. Jeżeli ona nie gra swojego dobrego tenisa, to ma problem, bo nie ma planu B.
- Tak, ale mimo wszystko uważam, że Iga będzie częściej od Sabalenki osiągała takie rezultaty. Mogę się mylić, może Sabalence w końcu uda się ustatkować na tym poziomie, ale myślę, że jeszcze może być tak, jak w poprzednich latach, gdy mecze we wcześniejszych rundach często sprawiały jej problemy.
- To jak najbardziej ma znaczenie. Każdy turniej ma swoją specyfikę - wysokość nad poziomem morza, wilgotność, temperaturę, rodzaj nawierzchni, piłki, jakie są używane i w Madrycie warunki sprzyjały bardziej Sabalence niż Idze. Sabalenka uderza bardziej płaskie piłki, szczególnie ze strony forhendowej. Natomiast uchwyt Igi jest mocno głęboki, bardzo topspinowy. Na szybkiej nawierzchni i na stosunkowo dużej wysokości nad poziomem morza tak grając zdecydowanie trudniej się kontroluje piłkę. Oczywiście do finału już obie zdążyły zagrać po kilka meczów i obie mogły się do warunków przyzwyczaić, ale na pewno Idze było o to trudniej.
- Na pewno w Rzymie będzie bardziej klasycznie. Tam jest spora wilgotność, ziemia jest dużo cięższa, jest gruba, powolna, mokra. Te warunki będą sprzyjały Idze. A na Rolandzie wszystko będzie zależało od pogody. Jeśli będzie słonecznie, to warunki na pewno będą bardziej pod Sabalenkę, a gdy będzie chłodno i mokro - to zdecydowanie pod Igę.
- A nawet na listopad, ha, ha!
- Jak mam być szczery, to nie chcę za bardzo tego komentować. Trochę pomagam Idze, ale jak konkretnie, to trzeba pytać Tomka [trenera Wiktorowskiego]. Może on opowie, jeśli będzie miał ochotę.
- Nie mówię, że to tajemnice. Po prostu jeśli ktoś mnie prosi o pomoc, to pomagam i publicznie się do tego nie odnoszę.
- Dla mnie Iga jest faworytką na wszystkich kortach, nie tylko ziemnych. I już dawno tak mówiłem. Iga czysto tenisowo jest po prostu dużo wyżej od innych dziewczyn. Wiadomo, że mimo to może przegrywać, bo nie jest maszyną. Czasami jej zdarzają się słabsze mecze, a do tego rywalka gra bardzo dobrze, ale ogólnie Iga naprawdę tenisowo góruje nad wszystkimi innymi dziewczynami.