Iga Świątek awansowała do finału turnieju w Madrycie, pokonując w półfinale Wieronikę Kudiermietową 6:1, 6:1. Trzynastej w światowym rankingu Rosjance nasza numer jeden nie dała żadnych szans.
- To była nawałnica. Iga musiałaby powiedzieć czy to prawda, czy tylko moje wrażenie, ale patrzę na jej mecze z Rosjankami i Białorusinkami i wydaje mi się, że szczególnie się na te rywalki motywuje - mówi w rozmowie ze Sport.pl Marek Furjan.
Finałową rywalką Świątek będzie Białorusinka Aryna Sabalenka. Numer dwa światowego rankingu WTA dwa tygodnie temu uległa Idze 4:6, 3:6 w finale turnieju w Stuttgarcie. Dlaczego teraz powinniśmy się spodziewać podobnego wyniku?
Marek Furjan: Na tyle, na ile w zawodowym sporcie można być pozbawionym obaw, jestem ich rzeczywiście pozbawiony. O losy Igi w tym finale jestem po prostu spokojny. Ale oczywiście mecz będę oglądał z dużym zaciekiewieniem, bo wreszcie w rozgrywkach WTA wytworzyła się nam rywalizacja, na jaką długo czekaliśmy. Para Świątek - Sabalenka spotyka się coraz częściej, a ich rywalizacja o tytuły wyraźnie interesuje kibiców nie tylko z Polski i Białorusi. Walczą numer jeden z numerem dwa, w drugim finale z rzędu, na przestrzeni bardzo krótkiego czasu - rzadko się takie rzeczy zdarzały. Na kortach ziemnych po raz ostatni taka sytuacja miała miejsce ładnych kilka lat temu.
- Zgadza się. I uważam, że w rywalizacji Igi z Sabalenką jest trochę tak, jak było w meczach Williams - Szarapowa. Zdecydowaną większość tych starć wygrała Amerykanka [aż 20 z 22]. Iga też ma coraz lepszy bilans meczów z Sabalenką [5:2 w spotkaniach oficjalnych, a 6:2, jeśli doliczymy mecz w World Tennis League w Dubaju z grudnia 2022 roku]. Na podstawie tego, co widzieliśmy w finale w Stuttgarcie - gdzie Sabalenka zagrała naprawdę dobry mecz, a Iga i tak wyraźnie zaznaczyła swoją przewagę - spodziewam się, że w sobotę ten bardzo korzystny bilans Świątek jeszcze poprawi.
- Tak, ale gdybyśmy się uparli na szukanie podobieństw, to one mogą wystąpić, choć nie dotyczą stylów gry. Myślę, że to wszystko, czego dokonała Serena Williams na poszczególnych nawierzchniach, za kilka lat może być muśnięte, dotknięte przez Igę.
- Otóż to. Iga radzi sobie na kortach ziemnych tak znakomicie, że eksperci i kibice przestali już się spodziewać, że ktoś ją może pokonać. Taką reputację zdobywasz ciężką pracą i doskonałymi wynikami. To nie jest kredyt zaufania, to jest zaufanie w pełni zasłużone. Rozwój Igi na tej nawierzchni podpowiada, że za kilka lat ona może bić historyczne rekordy wygranych na takich kortach. A i na innych nawierzchniach Iga jest i będzie coraz lepsza. Na pewno ma szansę być tak wszechstronna, jak Serena, która wielkoszlemowe tytuły zdobywała wszędzie. Nie przesądzamy, że tak będzie, ale już to, że o tym rozmawiamy bardzo dużo pokazuje.
- Mogę się dołączyć do tego, co powiedział wtedy tata Karoliny Woźniackiej, mogę to skopiować. Widzimy, że Aryna bardzo czeka na mecz z Igą. Mówi, że chce się zrewanżować za Stuttgart. Ale ona tam zagrała naprawdę dobrze i chociaż mówi, że wyciągnęła wnioski i jest świadoma, że grając z Igą musi mieć więcej cierpliwości, to uważam, że będzie jej o to bardzo trudno. Bo po prostu taki jest jej tenis. Ona przegrała z Igą większość meczów, a niektóre bardzo wysoko. Ona musi szukać nowych rozwiązań. Ale jest tenisistką w miarę przewidywalną. Na pewno znów będzie bazowała na swoim serwisie. Ona serwisem może robić rywalkom większą krzywdę niż Iga. Asami, punktami wygranymi po pierwszym serwisie, akcjami jeden plus jeden z kończącym pierwszym uderzeniem w wymianie. Natomiast wydaje mi się, że to jest za mało na Igę. Że to jest wręcz kropla w morzu potrzeb. Bo Iga jest tenisistką bardzo dobrze returnującą, a do tego zdecydowanie lepiej się porusza, umie wypracować sobie przewagę w dłuższych wymianach, a i sam serwis ma taki, że naprawdę się nie męczy przy swoim podaniu.
- Oczywiście Iga i jej serwis to jest popularny temat, ale ona nigdy nie będzie serwowała po 10-15 asów w meczu, jak to potrafi robić Sabalenka. Iga szuka poprawy serwisu jeśli chodzi o kierunek oraz procent skuteczności. I naprawdę nie działa to źle. Tak, serwis jest po stronie Sabalenki, ale poza tym wszystkie inne atuty są po stronie Igi. I mam wrażenie, że jest jeszcze coś - Iga musiałaby powiedzieć czy to prawda, czy tylko moje wrażenie, ale patrzę na jej mecze z Rosjankami i Białorusinkami i wydaje mi się, że Iga szczególnie się na te rywalki motywuje. Tak było choćby przed chwilą w półfinale z Wieroniką Kudiermietową, gdzie nie było żadnego wstępnego rozpoznania, badania przeciwniczki.
- Tak, była nawałnica. A nie jest łatwo wyjść na kort, od razu wygrać gema do zera i w pierwszym akcjach pokazać już trzy czy nawet cztery genialne zagrania. Zazwyczaj tenisistki rozkręcają się i na odpowiedni poziom wchodzą po drugim-trzecim gemie. Wydaje mi się, że Iga szczególnie na Rosjanki i Białorusinki wychodzi tak nastawiona, że na najwyższych obrotach działa od pierwszej piłki. To jest imponujące i to się sprawdziło w finale z Sabalenką w Stuttgarcie. Przecież Iga nie przegrała tam żadnego gema serwisowego.
- To prawda. I to w sumie normalne, że Sabalenka była rozżalona. Bo zagrała naprawdę dobry mecz, a i tak przewaga Igi była na tyle wyraźna, że Iga pewnie wygrała. To oczywiście wcale nie znaczy, że dla Świątek był to łatwy mecz. I wcale się nie spodziewam, że finał w Madrycie będzie dla Igi łatwy. Ale spodziewam się, że Iga znów nie straci kontroli, że i tym razem nie zrobi się nerwowo, niebezpiecznie. Zresztą, jeśli sobie przypomnimy ich poprzednie mecze, to większość przebiegała pod dyktando Igi. A na kortach ziemnych - wszystkie [6:2, 6:2 w Stuttgarcie rok temu, 6:2, 6:1 w Rzymie rok temu i 6:3, 6:4 w Stuttgarcie przed dwoma tygodniami].
Dlaczego tak jest moim zdaniem ładnie wytłumaczyła Andrea Petković. Była tenisistka stwierdziła, że Świątek gra na korcie w szachy, że umie myśleć ileś ruchów do przodu. Natomiast Sabalenka jest bardziej skoncentrowana niż kiedykolwiek, nie robi już seriami podwójnych błędów serwisowych i denerwuje się znacznie mniej niż kiedyś, ale doceniając to wszystko o niej chyba nie powiesz, że gra w szachy?
- Nie, nie, nie, na pewno tak nie powiem! Jeżeli Sabalenka gra na korcie w szachy, to w taką ich odmianę, której ja nie poznałem.
- Tak, dokładnie! A co do jej nerwów, to też bywa różnie. Kilka dni temu w ćwierćfinale z Mayar Sherif nerwy ją poniosły. W pierwszym secie popełniała błędy, czuła, że źle weszła w mecz i bardzo szybko się denerwowała tak mocno, że odbijała piłkę po komendzie, że zamachnęła się, żeby rzucić rakietą i tak dalej. Ekspresji było u niej dużo więcej niż w większości meczów z tego sezonu. I set jej uciekł. Mam wrażenie, że do jej głowy przeciwniczka dostaje się skutecznością, dobrym wejściem w mecz, punktową serią. A do głowy Igi znacznie trudniej się dostać.
Iga rzeczywiście gra w szachy. Pełna zgoda z tym, co powiedziała Petković dla Tennis Channel. Powiedziałbym, że tenis Sabalenki przy tenisie Igi Świątek jest po prostu prymitywny. Co nie znaczy, że Sabalenkę obrażam. Przeciwnie - doceniam jej skuteczność, uważam, że jest zasłużonym numerem dwa. Ale tenis Igi na tle tenisa Białorusinki jest wyrafinowany. Iga gra tenis różnorodny, na więcej sposobów może wygrywać punkty i poszukuje ich różnymi drogami, kiedy coś przestaje działać, gdy przeciwniczka ją zaskakuje. Natomiast rozkładając tenis Sabalenki na czynniki pierwsze, zobaczymy, że ma doskonały serwis, potrafi zagrać przy siatce, co wyniosła z debla, w którym jest dwukrotną mistrzynią wielkoszlemową, że gra dobrze z głębi kortu i że nawet potrafi zaskoczyć dropszotem, akcją miękką, o którą wielu by jej nie podejrzewało. Ale nie mam przeświadczenia, że ona z tych wszystkich narzędzi potrafi umiejętnie korzystać. Gdy Aryna przegrywa, to zaczyna się szarpać. Wtedy jest w jej grze za dużo chaosu.
Moim zdaniem Iga dużo lepiej radzi sobie z emocjami. Jest bardzo ambitna i nawet jak prowadzi wysoko, ale przegra jakąś piłkę, to zdarza jej się pokrzykiwać do swojego boksu, bo chce coś poprawić. Jednak przy tym takich momentów, w których emocje decydowały o jej być albo nie być w meczu jest już bardzo mało. A w zasadzie nie ma ich już wcale. To jest doskonała zmiana, to jest efekt pracy, którą Iga i jej sztab wykonują. Pracy i tenisowej, i mentalnej.
- Oczywiście, że wojna bardzo przyczyniła się do tego, jak Sabalenka jest postrzegana. Wieczne lawirowanie, uciekanie od odpowiedzialności, od bycia wyrazistą w tym temacie odbiło się na jej wizerunku. Pamiętamy też różne ceremonie po finałach, które Aryna przegrała. Nie tylko te z udziałem Igi Świątek. Mam wrażenie, że Sabalenka jest taką dziewczyną, która na korcie nie zawsze wszystko przeanalizuje i poza kortem również ma ten problem. Ona chce coś robić i to robi, nie zastanawia się nad konsekwencjami. To chyba ten przypadek człowieka, który najpierw coś powie, a dopiero później pomyśli. Może niektórych rzeczy później żałuje, a może nie - nie wiem - ale na pewno czasami przekracza granicę dobrego smaku.
Oczywiście Sabalenka nigdy nikogo nie uderzyła, nie opluła, pewnie bezpośrednio nikogo też nie obraziła, ale czasami widać, że obce są jej zasady tenisowego savoir vivre'u. Taka jest i dla wielu może to być jakiś problem, bo tenisiści ze światowej czołówki są osobami podziwianymi, szanowanymi, naśladowanymi, a nie wszyscy są dobrym przykładem i punktem odniesienia w każdej płaszczyźnie. To że ktoś świetnie gra w tenisa, nie zawsze będzie znaczyło, że jest przykładem dla młodzieży. Bo nie zawsze ma wysoką kulturę słowa i osobistą.
Z drugiej strony wiem, że wizerunek Sabalenki jest przaśny, natomiast ja byłem świadkiem kilku sympatycznych sytuacji z udziałem tej dziewczyny, o których warto powiedzieć. Na przykład podczas WTA Finals w Gudalajarze w 2021 roku bywałem na treningach Sabalenki i obserwowałem jej świetne interakcje z kibicami. Ona nawet podczas treningu, a nie po, potrafiła pomyśleć o ludziach, którzy przyszli ją oglądać. Pamiętam, jak siedziała na ławeczce, popijając wodę i łapiąc oddech między różnymi ćwiczeniami i widząc, że ludzie robią jej zdjęcia, wstała, zebrała od nich telefony i po kolei pokazywała telefon, pytała czyj jest, a kiedy właściciel siedzący na trybunie nad Aryną podnosił rękę, to ona robiła sobie z tą osobą selfie. Sama to wszystko sprawnie zorganizowała. To wymaga pewnej inicjatywy, wyobraźni i mam wrażenie, że luzu, którego czasami zawodnikom brakuje. Sabalenka stara się pokazywać dobre oblicze - towarzyskie, luźne. Natomiast nie zawsze robi to ze smakiem, nie zawsze to analizuje. Uważam, że osoby będące tak wysoko powinny mieć pomoc PR-ową i w momencie, gdy czegoś nie czują z natury, to specjaliści od tej dziedziny powinni podpowiedzieć, jak zadbać o wizerunek. Tu jest przestrzeń, w której Sabalenka powinna się poprawić. Bo widzę, że ona chce być fajna, chce być lubiana, tylko czasami robi aż za dużo i robi to nieroztropnie, przez co traci zamiast zyskać.