Początek sezonu Igi Świątek był nerwowy – Polka zaliczyła kilka słabszych występów, ale jednocześnie próbowała tłumaczyć, że nie jest maszyną. Aż w końcu kontuzja zmusiła ją do zrobienia przerwy. Po powrocie wygrała w Stuttgarcie, w finale pokonując rewelacyjną w tym roku Arynę Sabalenkę. A Magda Linette? Po znakomitym Australian Open, w trakcie którego zagrała w półfinale, naszedł dla niej gorszy czas. I chwila refleksji, którą 31-latka podzieliła się w mediach społecznościowych. O obu polskich tenisistkach, ale też o Sabalence i pechowej Ons Jabeur rozmawiamy z Joanną Sakowicz-Kostecką, byłą tenisistką, obecnie komentatorką.
Joanna Sakowicz-Kostecka: Skłamałabym, gdybym powiedziała, że właśnie tak to widziałam przed turniejem. Że po przerwie wróci znów na pełnych obrotach. Przed każdym meczem miałam lekkie obawy, jak to wszystko, co Iga wypracowała w ostatnich tygodniach, sprawdzi się w warunkach meczowych, w nowych okolicznościach. Może z wyjątkiem pierwszego seta spotkania z Karoliną Pliskovą - kiedy Iga sama mówiła, że za wolno weszła w ten mecz - rzeczywiście wyglądało to naprawdę świetnie. Przede wszystkim w finale, pod względem mentalnym.
Pozostaje jedna niewiadoma – jak potoczyłby się półfinałowy mecz z Ons Jabeur? Ogromny pech Tunezyjki. To było niesamowite jak wszyscy – nawet ci, którzy kibicowali Idze – żałowali, że to się tak skończyło. Wiele osób miało łzy w oczach – tak samo jak Ons. To niesamowicie lubiana i szanowana dziewczyna. Mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia i Iga będzie się mogła sprawdzić z zupełnie innym typem zawodniczek niż Aryna Sabalenka i Jelena Rybakina.
Szczerze mówiąc, to nie. Zwłaszcza gdy widziałam, jak świetnie się broniła w finale, jakie piłki wyciągała, jak się poruszała. Pod tym względem jest bardzo dobrze i mam nadzieję, że tak pozostanie jak najdłużej.
Myślę, że tak. Z perspektywy byłej tenisistki mogę powiedzieć, że jeśli się ma konkretne preferencje co do nawierzchni, to na pewno z dużo większą ekscytacją wraca się na te warunki, które nam pasują. Generalnie nie można się doczekać tej części sezonu, a jeśli ktoś jest spragniony rywalizacji, to tym bardziej. Gdyby była taka sytuacja, że trzeba wrócić na trawę, to może byłoby troszkę inaczej. Ale znając Igę i jej nastawienie - dążenie do tego, by być lepszą w każdym aspekcie - myślę, że przyjdzie taki czas, że meczów na trawie też nie będzie się mogła doczekać. Niezależnie od okoliczności.
I tak, i nie. Równie dobrze to mogła być każda inna zawodniczka, która postawiłaby twarde warunki. Bo w tym turnieju nie było opcji dobrego losowania, od samego początku trzeba było mierzyć się z wymagającymi rywalkami. To, że Iga mogła się sprawdzić w rywalizacji trzysetowej, też było dla niej dobrym testem, przetarciem.
To jest pokłosie tego, o czym się mówiło za kulisami. Dlaczego Ons - która w przyszłym roku będzie świętować 30. urodziny, przy takim talencie, tak wspaniałej ręce – tak późno awansowała do pierwszej dziesiątki? Za kulisami się mówiło, że to nie jest dziewczyna, która lubi ciężko pracować. Lubię to powiedzenie "Mamusię oszukasz, tatusia oszukasz, ale życia nie oszukasz". Jeżeli w pewnym momencie, mówiąc kolokwialnie, nie przycisnęło się, nie pracowało się odpowiednio nad pewnymi aspektami, to zawsze kiedyś to się musi odezwać. W momencie, kiedy Ons zrozumiała, na co zasługuje, jak daleko może zajść ze swoim talentem, obciążenia się zwiększyły i organizm – nie będąc do nich przygotowanym na tak długim dystansie – w jakiś sposób sygnalizuje, że jest przeciążony.
Powiedziałabym, że w pierwszym szeregu są Iga, Sabalenka, Rybakina i Barbora Krejcikova. A Ons jest za nimi, razem z Jessicą Pegulą.
Dla mnie był niecodziennym przeżyciem, bo komentowałam go, ale nie miałyśmy z Klaudią Jans-Ignacik kabiny, tylko byłyśmy na widoku. Można było dokładnie zobaczyć, jakie były nasze emocje. To były dla mnie podwójnie emocjonujące. Po pierwsze, byłam świadkiem finału, który stał na niesamowicie wysokim poziomie, a po drugie, komentowałam go dla widzów w Polsce i tak samo jak oni przeżywałam to, co się działo na korcie.
Poprzednio Iga była faworytką, teraz – tak twierdziłam przed finałem i nie zmieniam zdania po nim – nie. Sabalenka grała równo wszystkie spotkania w Stuttgarcie, z meczu na meczu coraz lepiej nawet. Trudno zaś było tak naprawdę ocenić aktualną dyspozycję Igi. Qinwen Zheng zagrała dużo poniżej swoich oczekiwań, mecz z Pliskovą był nieco szarpany, z Jabeur krecz, a wiadomo było, że niezależnie od wszystkiego Sabalenka zagra dobrze. Ona teraz spokorniała. Wielokrotnie mieliśmy okazję obcować z nią podczas turniejów i sama często podkreślała, że jest teraz inną osobą. Widać to było bardzo w tym roku w Stuttgarcie.
Myślę, że tak. Iga zdecydowanie lepiej się porusza, lepiej jest w stanie opanować ślizgi oraz kwestie związane z utrzymaniem balansu ciała na tej nawierzchni. Potwierdzam to, co mówił Piotr Wozniacki – Sabalenka jest mocna, wysoka i bardzo mocno uderza piłkę, ale Iga jest sprawniejsza, lepiej się porusza, lepiej zmienia kierunek, lepiej reaguje na to, co się dzieje na korcie. Myślę, że mączka jest taką nawierzchnią, która bardzo weryfikuje pewne umiejętności i dlatego warunki do rewanżu bardziej sprzyjały Idze.
To naprawdę mocne gdybanie. Musiałabym poświęcić więcej czasu na analizę, by to ocenić.
I teraz pewnie ja też będę krytykowana za to, co powiem. Osoby, które były w Stuttgarcie, nie odebrały tego w ten sposób, ponieważ widziały, jak Sabalenka zachowuje się przez cały tydzień. Motywem przewodnim wszelkich spotkań z mediami było właśnie pożądanie tego samochodu przez nią i ona się z tym nie kryła. Ale zawsze mówiła o tym żartobliwie i to jej zachowanie podczas ceremonii dla nas było zupełnie normalne. Publiczność zareagowała na to gromkim śmiechem, poza tym sama Iga się wtedy uśmiechnęła. Gdyby uznała to za jakąś prowokację czy obraźliwy wobec siebie gest, to ona potrafi odpowiednio spontanicznie zareagować. Nie odebraliśmy więc tego jako niewłaściwe zachowanie. Ale podkreślam, że gdybym nie znała kontekstu, gdyby mnie tam nie było, a widziałabym tylko ten przekaz, który jest w mediach, te GIF-y, to myślę, że miałabym takie samo zdanie jak ci kibice. Dlatego ich rozumiem. Z polityką bym tego nie łączyła.
My z Klaudią, komentując to spotkanie, też zaznaczałyśmy, że nie była to dobra decyzja ze strony Igi. Nie powinna robić takich rzeczy. Mogła zostać po prostu uderzona bardzo mocno piłką. I Sabalenka nie zrobiłaby tego specjalnie. Na jej miejscu mogła być jakakolwiek inna tenisistka, która mogła nie dostrzec Igi i ta mogła zostać trafiona. Mogło się to bardzo źle skończyć i tyle.
Pewnie tak. To była sytuacja, gdzie Sabalenka miała 200 procent pewności na zdobycie punktu. Iga nie miała żadnych szans, ale ona zawsze ich szuka. To na zasadzie "Nie wpuszczą cię drzwiami, to wejdziesz oknem". Zawsze szuka rozwiązania, by poszło po jej myśli.
Nawet wracając do Polski po turnieju rozmawialiśmy o tym. Przed Igą trzy duże turnieje i raczej nikt o zdrowych zmysłach nie zakłada, że w którymś z nich odpadnie na wczesnym etapie. Można siedzieć w tenisie wiele lat i do końca nie wiedzieć, co w danej sytuacji zrobić. Zakładając, że dotrze daleko w Rzymie, odstęp czasowy między tą imprezą a Roland Garros skróci się. Myślę, że tutaj trzeba będzie po prostu na bieżąco analizować sytuację i podejmować decyzje w oparciu o aktualne granie, obciążenia. Iga wspomniała o tym w niedzielnym przemówieniu, gdy powiedziała: "Wiele trudnych decyzji trzeba było podjąć, ale jak się okazało, podjęliśmy te właściwe".
Myślę, że stać ją na to, by jeszcze podkręcić tempo. Bo chyba nikt nie zakładał, że już w Stuttgarcie osiągnie szczytową formę. Jestem przekonana, że ma jeszcze rezerwy.
Tak, wszystko jest podporządkowane pod każdy start w turnieju wielkoszlemowym. Cieszymy się oczywiście, że Iga jest w bardzo dobrej dyspozycji, ale z mojej perspektywy są jeszcze rezerwy, a trzeba uważać na zdrowie.
Myślę, że tak. O tym mówił Tomek Wiktorowski w serialu o Idze realizowanym dla Canal+. Doskonale analizujemy porażki, ale nie umiemy tak naprawdę tego robić w przypadku zwycięstw. Inaczej, tego się właściwie nie robi. Analizuje się zwykle przegrane spotkania. Dla Magdy to zupełnie inna sytuacja. Stała się tenisistką z Top20, co jest absolutnie fenomenalnym wynikiem. To ona jest teraz faworytką większości spotkań. A wychodzi się na nie w zupełnie innej roli. Po drugiej stronie jest dziewczyna, która za wszelką cenę chce być tam, gdzie ty. Trzeba to udźwignąć – fizycznie i mentalnie. I sprostać własnym oczekiwaniom. Bo tu mamy kolejny przykład dziewczyny bardzo świadomej swoich zalet i wad. Myślę, że dla niej najtrudniejszą przeprawą jest wytłumaczenie samej sobie, jak dużo osiągnęła i że po prostu na to zasłużyła.
To, co Magda napisała, można odnieść do wielu dziedzin. W kontekście np. ocen w szkole czy tego jak rodzice trenują swoje dzieci. Ważne, by te ostatnie miały poczucie własnej wartości niezależnie od ocen czy wyników sportowych. Czytając wpis Magdy, o tym pomyślałam. Bardzo często dziecko notujące gorsze wyniki w nauce czy sporcie mierzy się z krytyką. Tworzy to w nim przekonanie, że zasłuży na miłość dopiero, gdy będzie mieć sukcesy. A tak absolutnie nie powinno być. Magda poruszyła bardzo trudny i ważny temat.
Wciąż - w perspektywie jej całej kariery - minęło bardzo mało czasu od półfinału Australian Open. Myślę, że spokojnie można dać Magdzie jeszcze tego czasu. Zwłaszcza że widać, iż ona wciąż bardzo kocha grać w tenisa. Tak długo jak będzie to robić, tak długo ją wspierajmy i dajmy jej czas.