To miał być atut. Iga Świątek zwróciła uwagę na tę samą kwestię co Rosjanin

Agnieszka Niedziałek
O poprzednim, przegranym meczu z Jeleną Rybakiną Iga Świątek mówiła, że brakowało jej energii oraz walki i czuła się, jakby jechała na ręcznym hamulcu. W półfinale w Indian Wells czasem wyglądało to tak samo, a kiedy indziej broniąca tytułu polska tenisistka jakby dodawała za dużo gazu, grając zbyt nerwowo. Nie wykorzystała przy tym dodatkowego atutu, jakim miał być dla niej wolniejszy niż poprzednio kort.

- Zwykle, kiedy turniej dostarczał mi trudniejszych doświadczeń i się dla mnie kończył, to byłam w stanie nie koncentrować się na fakcie, że przegrałam mecz, tylko na ogólnym występie i tym, co się ze mną działo. Myślę, że ta sytuacja zmotywuje mnie i jestem przekonana, że w kolejnych startach będę miała coś, na czym się skupię, nad czym będę pracować i będę szła dalej - mówiła Iga Świątek po styczniowej przegranej 4:6, 4:6 z Jeleną Rybakiną w 1/8 finału Australian Open. I w kolejnych turniejach grała znacznie lepiej, budząc znów postrach wśród rywalek. Ale w piątek po słabej grze ponownie uległa reprezentantce Kazachstanu, tym razem 2:6, 2:6.

Zobacz wideo Historyczny moment dla polskiego tenisa. "Trudno to będzie powtórzyć"

Świątek tylko chwilowo wyciągnęła wnioski z australijskiej lekcji

W spotkaniu tych zawodniczek w Melbourne Polka grała bardzo nierówno. Zmarnowała wówczas kilka szans na początku pierwszego seta, a w drugim prowadzenie 3:0. Potem na konferencji prasowej precyzyjnie analizowała przyczyny porażki. Wspominała o niedoborze energii i waleczności po jej stronie, co miało być skutkiem zbytniego zamartwiania się przed Australian Open.

- Nad tym popracuję. By trochę więcej dać z siebie. Mieć spokojniejszy czas przed turniejem. Teraz trochę się stresowałam. Kosztowało mnie dużo energii, by być solidną. Rywalka tak grała, ale czasem na returnie praktycznie zdobywała punkty za darmo przy moim drugim serwisie. (...) A ja jakbym jechała na ręcznym hamulcu. (...) Czułam presję i czułam, że nie chcę przegrać, zamiast chcieć wygrać - opowiadała wówczas 21-latka.

W kolejnych startach energii jej już nie brakowało. Waleczności również, bo potrafiła wychodzić z trudnych sytuacji. Ale problem wrócił w piątek w Kalifornii. Na początku obrończyni tytułu grała zbyt nerwowo, jakby nadmiernie dodawała gazu. Często brakowało jej cierpliwości i regularności, przez co posyłała piłkę na aut lub w siatkę. Chwilowa poprawa nastąpiła przy stanie 0:3 w pierwszym secie. Wtedy Polka zaczęła stanowić nieco większe zagrożenie dla Rybakiny i miała nawet okazje, by ją przełamać. Tyle że z obu takich szans w piątym gemie nie skorzystała.

Od stanu 2:4 zaś zaczął wracać problem hamulca. W grze Świątek było coraz mniej energii i wiary w to, że jest w stanie odrobić stratę. Po porażce w Melbourne trener Tomasz Wiktorowski wspominał właśnie o braku waleczności i determinacji jako słowach-kluczach. Właśnie tego też brakowało jego tenisistce również w drugiej partii w piątkowego występu. Chwilowy zryw w siódmym gemie i obrona dwóch piłek meczowych były tylko krótkim przerywnikiem.

Kort twardy kortowi twardemu nierówny

Teoretycznie zarówno w Melbourne, jak i w Indian Wells rywalizacja toczy się na kortach twardych, ale taka nawierzchnia różni się w przypadku poszczególnych turniejów. Generalnie "beton" należy do szybkich kortów, które sprzyjają zawodniczkom dysponującym potężnym uderzeniem i bazującym na serwisie. Tyle że akurat ten, na którym w tym roku toczy się rywalizacja na kalifornijskiej pustyni, należy do wyjątkowo wolnych.

W ostatnich dniach głośno było przede wszystkim o narzekaniach Daniiła Miedwiediewa w tym kontekście. Rosjanin kilkakrotnie bulwersował się podczas swoich meczów tym, jak wolna jest nawierzchnia. Twierdził wręcz, że nie jest to kort twardy, na którym powinny odbywać się zawody tej rangi. W zupełnie inny, znacznie łagodniejszy sposób, ale na tę samą kwestię zwróciła też uwagę kilka dni temu Świątek. Wspominała pewien mecz rozgrywany na ziemnej nawierzchni, która uznawana jest za najwolniejszą w tenisie i dodała, że ta w Indian Wells jest właściwie wolniejsza.

O innych w porównaniu do Australian Open warunkach gry wspomniała też przed piątkowym półfinałem Rybakina. Dodała ona, że przez to każdy brak regularności będzie kosztowny. - Nie ma tu zbyt dużego marginesu błędu - podkreślała.

Teoretycznie wolniejsza nawierzchnia powinna sprzyjać czującej się na niej zwykle jak ryba w wodzie Polce. Przez większość czasu jednak nie miała ona negatywnego przełożenia na postawę reprezentantki Kazachstanu. Wciąż bardzo dobrze funkcjonował jej serwis, a zwykle nawet jeśli nie zdobywała po nim punktu bezpośrednio lub po nieudanym returnie rywalki, to udawało jej się to przy następnej okazji.

Liderka światowego rankingu zaś swoim podaniem zazwyczaj nie była w stanie zrobić zbytnio krzywdy dziesiątej w tym zestawieniu przeciwniczce. Nieraz dochodziło zaś wtedy do długich wymian, a w nich przeważnie regularność była po stronie mistrzyni ubiegłorocznego Wimbledonu.

W niedzielnym finale Rybakina zmierzy się z Aryną Sabalenką, co oznacza powtórkę obsady styczniowego meczu o tytuł z Melbourne. Na antypodach górą była Białorusinka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.