Iga Świątek przed rokiem wygrała turniej w Indian Wells i teraz z pewnością chciałaby i może wygrać go ponownie. Od ponad tygodnia najlepsza tenisistka świata ciężko trenowała w kalifornijskim raju. Cel - grać jeszcze lepiej niż w lutym w Dausze, gdzie wygrała i w Dubaju, gdzie doszła do finału.
Na Bliskim Wschodzie Świątek rozbiła większość rywalek.
Taką imponującą serię bezdyskusyjnych zwycięstw nad znanymi i cenionymi przecież tenisistkami miała Iga na Bliskim Wschodzie. Zatrzymała ją dopiero Barbora Krejcikova, pokonując w dubajskim finale 6:4, 6:2.
Po dwóch tygodniach Świątek wróciła do gry i na dzień dobry w Indian Wells zdmuchnęła z kortu miejscowy talent, jakim bez wątpienia jest Claire Liu. Amerykanka to niedawna świetna juniorka, a dziś 22-latka (o rok starsza od Igi), która w światowym rankingu WTA zajmuje 56. miejsce. Ktoś taki naprawdę potrafi grać w tenisa. A że tego nie było widać na tle Polki?
Mający ponad 200 lat historii "Guardian" przed startem turnieju w Indian Wells pochylił się nad naszą gwiazdą i słusznie zauważył, że większość rywalek przed Igą kuli się ze strachu. Ona coraz częściej rozbija przeciwniczki tak, jak to robiły największe gwiazdy w historii i coraz częściej wyrównuje czy bije różne historyczne rekordy takich postaci jak Martina Navratilova, Chris Evert, Steffi Graf czy Serena Williams.
Mecz z Liu nie miał żadnej historii, nie licząc może statystycznej ciekawostki, że dał Idze już szóstego bajgla (sety wygrane do zera) w sezonie. Mamy dopiero pierwszą połowę marca, Iga Świątek rozegrała w tym roku dopiero 16 meczów (bilans 13:3), a jej piekarnia naprawdę pracuje już pełną parą (fani bawią się w liczenie nie tylko bajgli, ale i bagietek/paluszków chlebowych - setów wygranych do jednego Iga ma w tym roku już siedem).
W pierwszym secie meczu z Liu Świątek wygrała 25 akcji, a jej rywalka siedem (w całym meczu było 57:26). Ten pierwszy set potrwał zaledwie 26 minut. A cały mecz - godzinę i pięć minut. Przy stanie 0:6, 0:1 i 0:30 Liu dostała od swojej publiczności owację za wygranie zwykłej akcji. A przy stanie 0:6, 0:5 i 40:15 publika ożywiła się, jakby Amerykanka dokonała wielkiej rzeczy. Tu po prostu wydarzeniem było, że ona może nie przegrać 0:6, 0:6. Świątek nie zamierzała odpuścić, wyrównała na 40:40, po chwili miała meczbola, ale Liu jednak tego gema wyszarpała. Ku prawdziwej uciesze/uldze swoich rodaków.
Kiedy ogląda się takie pokazy dominacji Igi Świątek, to trudno opisać je tak, żeby dobrze oddać skalę tej dominacji i jednocześnie w niczym nie uchybić rywalce. Trzeba jeszcze raz podkreślić: Liu umie grać w tenisa. Liu jest w szerokiej światowej czołówce. Ale Świątek gra w innej lidze. Gdy ma swój dzień, jest nieosiągalna chyba dla całej reszty świata.