Bajka skończyła się przy stanie 4:1. Potem do Magdy Linette wróciły demony

Agnieszka Niedziałek
W połowie pierwszego seta wydawało się, że wróciła Magda Linette w najlepszym wydaniu, czyli ze styczniowego Australian Open. Ale potem spokój i pewność w 2. rundzie w Indian Wells ustąpiły nerwowości i błędom, które pojawiały się u niej już w ostatnich tygodniach. A to w połączeniu z coraz lepszą grą Emmy Raducanu sprawiło, że polska tenisistka pożegnała się przedwcześnie z trzecim turniejem z rzędu.

Wydaje się, że Magdę Linette i młodszą o 10 lat Emmę Raducanu zdecydowanie więcej dzieli niż łączy. Pierwsza na życiowy sukces czekała bardzo długo, druga zaś właściwie niemal od niego zaczęła rywalizację na najwyższym poziomie. I choć 31-letnia Polka przełom zanotowała jako doświadczona tenisistka, to wydaje się, że póki co wciąż jeszcze nie jest w stanie nawiązać do styczniowej dyspozycji, gdy w wielkoszlemowym Australian Open dotarła aż do półfinału. W Indian Wells, w prestiżowych zawodach WTA rangi 1000 - przegrała już pierwszy swój mecz w tej imprezie, ulegając Brytyjce 6:7 (3-7), 2:6.

Zobacz wideo Historyczny moment dla polskiego tenisa. "Trudno to będzie powtórzyć"

Po bajce przyszedł czas na koszmar. Linette i Raducanu wiele różni, ale i coś łączy

Po pierwszych kilku minutach na twarzach kibiców Magdy Linette i jej sztabu szkoleniowego zagościł szeroki uśmiech. Bo poznanianka grała tak jak w Melbourne, gdy zbierała pochwały od wszystkich. Była opanowana, grała ofensywnie i karciła rywalki za wszelkie niedociągnięcia. Tak samo surowa była na początku dla Raducanu. Dwukrotnie w dość krótkim odstępie czasu wydawało się, że triumfatorka US Open 2021 skończy akcję punktem, ale wówczas Polka wykazywała się czujnością. Efekt był taki, że za oba popisowe zagrania nagrodzona została brawami publiczności i słowami uznania komentatorów.

Bajka jednak skończyła się przy stanie 4:1. Brytyjka zaczęła walczyć, a Linette nie potrafiła tego ataku odeprzeć. Coraz więcej błędów po stronie drugiej z zawodniczek i regularność pierwszej sprawiły, że doszło do tie-breaka, a w nim górą była 77. rakieta świata.

Pod koniec pierwszej partii Raducanu skorzystała z pomocy fizjoterapeutki - zgłosiła problem z prawym nadgarstkiem. Gdy wróciła na kort, to w jej grze już jednak tych kłopotów nie było widać. W drugiej partii wciąż była pewna swego i konsekwentna. Dobrze serwowała, świetnie też działał też u niej forhend, a większość dłuższych wymian kończyła się jej zwycięstwem.

Komentujący to spotkanie w Canal+ Dawid Celt, kapitan reprezentacji Polski w Pucharze Billie Jean King, zasugerował, że Linette nie jest do końca zdrowa. Pod koniec drugiej partii już dość ciężko oddychała, a po jednej z wymian pochyliła się. Ale też sam Celt zaznaczył, że o ile 21. tenisistka rankingu WTA zagrała teraz lepiej niż w Meridzie i Austin (w 1. rundzie w Indian Wells miała tzw. wolny los), to jednak jej gra pozostawiała trochę do życzenia.

Zapomnieć o Meridzie i Austin, przypomnieć sobie Melbourne

Właśnie o lutowych występach w Meksyku i Teksasie Polka i jej fani chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Nie przypominała tam zupełnie siebie z Australian Open. Jej gra była bardzo nierówna, mocno falowała. W styczniu, w 30. występie w głównej drabince Wielkiego Szlema, po raz pierwszy w karierze przeszła trzecią rundę. I poszła za ciosem, dochodząc aż do półfinału. Wydawało się, że doświadczenie i późniejsza koncentracja na treningach pozwolą jej utrzymać wysoki poziom w kolejnych startach, ale jak na razie notuje raczej wciąż słabszą dyspozycję będącą echem świetnego wyniku z Melbourne.

Raducanu z kolei uchodzi w oczach wielu osób na przykład zmarnowanego potencjału. Ona życiowy sukces odniosła jako nastolatka, w drugim w karierze starcie w głównej części zmagań wielkoszlemowych. Tyle że po triumfie w US Open 2021 ani razu nie przeszła drugiej rundy w zawodach tej rangi. Zarzucano jej, że za mocno skoncentrowała się na pozyskiwaniu prestiżowych sponsorów i aktywnościach medialnych zamiast na treningu. Nie najlepiej też oceniano częste zmiany szkoleniowców. Parę razy miała również pecha i z gry wykluczały ją urazy.

Kłopoty zdrowotne sprawiły właśnie, że przed przybyciem teraz do Kalifornii 20-latka wystąpiła w tym sezonie tylko w dwóch imprezach. A w sumie rozegrała w nich zaledwie trzy mecze. Poprzednio dwa spotkania z rzędu wygrała we wrześniu ubiegłego roku w Seulu. Dotarła tam do półfinału, w którym...skreczowała (rundę wcześniej wyeliminowała Linette). Sobotnim Brytyjka dała jednak sygnał, by jej przedwcześnie nie skreślać. A Linette trzeba życzyć, by z powrotem do dobrej gry nie musiała czekać tyle co Raducanu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.