Iganimal! Iga Świątek zabrała pseudonim rywalce. Wielki rewanż za półfinał AO

Łukasz Jachimiak
Rok temu Iga Świątek przegrała z Danielle Collins 4:6, 1:6 w półfinale Australian Open. Teraz Danimal, jak samą siebie nazywa Amerykanka, była bezradna wobec momentami zwierzęcej siły i zwinności najlepszej tenisistki świata. W drugiej rundzie turnieju w Dausze Iga rozbiła rywalkę 6:0, 6:1.

Po sześciu minutach było 2:0. Po 10 minutach - 3:0. A po zaledwie 21 minutach już było po secie. Iga Świątek czekała 24 dni na swój pierwszy mecz od porażki z Jeleną Rybakiną w czwartej rundzie Australian Open. A na mecz z Danielle Collins w drugiej rundzie turnieju WTA 500 w Dausze (w pierwszej Polka miała wolny los) Iga wyszła tak, jakby przez rok dzień w dzień oglądała swój ostatni mecz z Amerykanką i jakby tylko czekała na rewanż.

Zobacz wideo Na co stać Igę Świątek w tym sezonie? "Zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko"

Collins nie była tym, kim lubi być. Świątek nie pozwoliła

W pierwszym, błyskawicznym, secie Iga wygrała aż 24 z 28 rozegranych punktów. Wynik 6:0 niedostatecznie oddaje przewagę, jaką półifnalistka ubiegłorocznego Australian Open miała nad finalistką tamtej imprezy.

Rok temu Danielle dała Idze lekcję ofensywnego tenisa. A teraz odebrała od naszej numer jeden lekcję tenisa wszechstronnego. Iga była agresywna, zadziorna, ofensywna, a w obronie czujna. Chociaż w tej obronie niemal nie musiała grać, bo Collins nie nadążała, była ciągle spóźniona, zaskoczona i bezradna. Amerykanka zepchnięta do defensywy okazała się być całkiem niegroźna. To definitywnie nie była Danimal.

- Lubię być nazywana Danimal - mówiła Collins w październiku minionego roku w podcaście tennis.com. - Nawet kiedy dzwonię zrobić rezerwację w restauracji, to pytana o imię, odpowiadam Danimal. Trochę się wtedy śmieją, ale naprawdę lubię być Danimal - opowiadała.

Kiedy Danielle bywa Danimal, to na korcie problemy ma każda rywalka po drugiej stronie siatki. Ale Iga wiedząc o tym sama zmieniła się w Iganimal. Świątek zabrała rywalce jej pseudonim, a tak naprawdę walcząc jej bronią, odebrała jej wszystkie atuty.

Nie widzieliśmy Świątek przez 24 dni. Zareagowała znakomicie

Danimal to pseudonim, który Collins odpowiada, bo i wyraża to, co ona chce robić na korcie, i to, co robi w życiu. Amerykanka jest czołową tenisistką świata, mimo że cierpi na reumatoidalne zapalenie stawów. A w ubiegłym roku przeszła też operację z powodu endometriozy.

W meczu-lekcji ze Świątek Danimal też próbowała się nie poddać, kompletnie nie załamać. Przy stanie 0:6, 0:3 wygrała gema. Uratowała się w ten sposób przed wstydliwym dla każdego tenisisty rowerkiem (porażką 0:6, 0:6). Ale przecież nie taki miała cel. Tylko że trafiła nie na taką Igę, jak rok temu w półfinale Australian Open.

W środę w Dausze Collins miała ogromne kłopoty, bo na pewno to po prostu nie był jej dzień, ale przede wszystkim dlatego, że Świątek pokazała, jak bardzo rozwinęła się przez ten rok. Polka zasłużenie jest najlepszą tenisistką świata. Owszem, w Australian Open 2023 nie osiągnęła wyniku, na jaki liczyła, bo choć czwarta runda to oczywiście żaden dramat, to Iga chce więcej. I wygląda na to, że 24 dni między porażką z Rybakiną w Melbourne a okazałym zwycięstwem nad Collins w Dausze Świątek świetnie przepracowała. Właśnie z taką myślą - że chce więcej.

W trzeciej rundzie turnieju w Katarze, czyli już w ćwierćfinale, Iga zagra z Belindą Bencić. Szwajcarka awans wywalczyła, pokonując Wiktorię Azarenkę w trzech setach, mimo że przegrywała 1:6, 1:4. Mistrzyni olimpijska z Tokio z 2021 roku wygrała w 2023 roku już dwa turnieje i aż 15 z 17 meczów. Ale jedną z porażek poniosła ze Świątek. To było w United Cup na początku stycznia w Australii. Tamten świetny mecz Iga wygrała 6:3, 7:6. Ciekawe, jak będzie wyglądał czwartkowy rewanż.

Więcej o:
Copyright © Agora SA