Temat wojny na Ukrainie i agresji zbrojnej Rosji i Białorusi przewijał się podczas turniejów tenisowych, a zwłaszcza wielkoszlemowych, bardzo często. Najgłośniej podczas ubiegłorocznego Wimbledonu, którego organizatorzy zabronili udziału zawodnikom z krajów-agresorów. W Australian Open gracze ci występują, choć bez flag przy nazwisku. Zabronione jest też wnoszenie ich przez kibiców. To jednak teoria, bo w praktyce bywa różnie, a najmocniej widoczne było to w środę po ćwierćfinale Serba Novaka Djokovicia i Rosjanina Andrija Rublowa. Zorganizowana wówczas przez zwolenników Rosji i Władimira Putina pod kortem centralnym fiesta nie przeszła niezauważona.
Sama fiesta to jedno. Po pewnym czasie okazało się, że do zdjęć z uczestnikami pozował ojciec Novaka Djokovicia, Srdjan. Zdaniem niektórych miał też skierować w ich stronę pozdrowienie nawiązujące do Rosji. Sporo osób zareagowało oburzeniem, a wśród nich m.in. były ukraiński tenisista Ołeksandr Dołhopołow, który kilka miesięcy temu zgłosił się na ochotnika i bronił Ukrainy przed inwazją Putina.
W piątek doczekaliśmy się reakcji ojca utytułowanego tenisisty. Wysłał on oświadczenie do grupy serbskich dziennikarzy, w którym poinformował, że nie pojawi się na trybunach podczas wieczornego meczu syna.
- Jestem tu tylko po to, by wspierać syna. (...) Byłem na zewnątrz z fanami Novaka, jak zawsze robię po wszystkich jego meczach, by świętować jego zwycięstwa i robić sobie wspólne zdjęcia. Nie miałem zamiaru zostać wplątany w coś takiego. Moja rodzina przeżyła horror wojny i marzymy jedynie o pokoju. (...) By więc nie powodować zamieszania względem mojego syna lub jego rywala postanowiłem obejrzeć mecz z domu - przekazał Djoković senior.
Oświadczenie w piątek wydała też australijska federacja tenisowa. Jej przedstawiciele zapewniają, że razem z ochroną i obecną na terenie Melbourne Park policją podjęli w środę działania, by sprawnie usunąć protestujących.
- Rozmawialiśmy też z zawodnikami i ich sztabami o znaczeniu nieangażowania się we wszelkie działania, które mogą spowodować niepokój lub zamieszanie - dodali w komunikacie.
Gdy wchodzi się na korty Melbourne Park, to tradycyjnie za każdym razem trzeba przejść przez kontrolę bezpieczeństwa. Ochroniarze są wyposażeni w ściągawki, na których wśród zakazanych przedmiotów widnieją m.in. rosyjskie flagi. W praktyce jednak nieraz zdarzają się przeoczenia.
Niektórzy uczestnicy Australian Open wciąż są pytani na konferencjach prasowych o wojnę na Ukrainie i jej konsekwencje. W ostatnich dniach z takimi pytaniami zmierzyć się musiały Białorusinki Aryna Sabalenka i Wiktoria Azarenka. Pierwszą zagadnięto, czy omawianie tego tematu ma na nią wpływ.
- Oczywiście, że tak. To było ciężkie i nadal jest. Ale zrozumiałam, że to nie jest moja wina. Nie mam nad tym w ogóle kontroli. Gdybym mogła coś zrobić, to bym zrobiła, ale nie jestem w stanie. Zrozumienie tego bardzo mi pomaga pozostać silną - zaznaczyła piąta rakieta świata.
Ostrzej zareagowała Azarenka, gdy przywołano sprawę środowego incydentu. - Nie wiem, czego od nas chcecie, żebyśmy zrobili. Mówić o tym? Nie wiem, jaki jest cel nieustannego przywoływania tego tematu. Moim zdaniem te incydenty nie mają nic wspólnego z zawodnikami, ale w jakiś sposób cały czas próbujecie nas w to wciągnąć. Więc - jaki jest tego cel? Myślę, że powinieneś sobie zadać to pytanie, a nie mi - odparła dziennikarzowi.
Gdy zaś przedstawiciel mediów spytał, czy nie frustruje jej, że protestujący wykorzystali do swoich celów turniej, zarzuciła mu szukanie sensacji i nierzetelność.
- Cokolwiek teraz nie odpowiem, to zostanie to przedstawione dowolnie tak, jak chcesz, by było. Czy mi to przeszkadza? Przeszkadza mi to, że na świecie dzieją się prawdziwe rzeczy. Nie wiem. Zajmujesz się polityką? Jesteś dziennikarzem sportowym. A ja jestem sportowcem. Pytasz mnie o rzeczy, o których być może ktoś mówi, że są pod moją kontrolą, ale ja w to nie wierzę. Nie wiem, co chcesz, bym odpowiedziała. Jeśli to prowokacyjne pytanie, to możesz przekręcać tę historię jak chcesz - rzuciła na koniec Azarenka.