Linette reaguje na porażkę. Mówi tak, że jaśniej się nie da. "Nie pomagał mi"

Magda Linette mówi wprost - zrobi wszystko, by półfinał Australian Open nie był odosobnionym sukcesem wielkoszlemowym w jej tenisowym CV. - Czuję, że tu przynależę. Cieszę się, że potrafię tak kontrolować emocje i utrzymać ten poziom tak długo. Pokazuje mi to, że jestem w stanie to powtórzyć - podsumowuje 30-letnia Polka. I zapewnia: To dopiero początek.

Gdy 10 dni temu ruszała wielkoszlemowa rywalizacja w Melbourne, to wiadomo było, że Magda Linette jest w bardzo dobrej formie. Gdyby jednak trzeba było wstawić nazwisko polskiej tenisistki, która dotrze to półfinału, to zapewne zdecydowana większość postawiłaby na Igę Świątek. Tymczasem liderka światowego rankingu odpadła w 1/8 finału, a 45. rakieta świata odniosła życiowy sukces, meldując się w najlepszej czwórce. I jak mówi po pożegnaniu z turniejem - postara się, by nie był to jednostkowy przypadek.

Zobacz wideo Paweł Fajdek zwrócił się do Marcina Najmana: Jesteś karykaturą sportowca... tak nisko jeszcze nie upadłem

Linette: Poziom tego meczu był naprawdę wysoki

W 29 wcześniejszych podejściach do głównej drabinki Wielkiego Szlema Linette ani razu nie była w stanie przejść trzeciej rundy. Teraz w Australian Open nie tylko uporała się z tą barierą, ale i poszła za ciosem. Zatrzymała się dopiero na półfinale, w którym przegrała z Białorusinką Aryną Sabalenką 6:7, 2:6. Rozstawiona z numerem piątym rywalka po raz kolejny w tym turnieju dała pokaz ogromnej siły, choć pierwsze dwa gemy zapisała na swoim koncie Polka.

- Takie prowadzenie oczywiście nie daje gwarancji zwycięstwa w secie, ale miło byłoby wygrać. Przemyślę to jeszcze. Nie miałam jednak poczucia, bym grała źle. Raczej towarzyszył mi spokój i poczucie, że muszę próbować dalej. Aryna zaprezentowała się za to naprawdę dobrze. Poziom tego meczu był naprawdę wysoki. Jestem dumna, że byłam w stanie utrzymać go tak długo w turnieju i dzisiaj, przy tak ważnym spotkaniu. Czuję, że tu przynależę, grając wciąż swój tenis - zapewniła.

Tą wypowiedzią na konferencji prasowej Linette dała pierwszy sygnał, że porażka jej nie podłamała i od razu jest w stanie spojrzeć na swój występ z szerszej perspektywy. Gdy padło pytanie, czy coś by zmieniła w swojej grze w pojedynku z rozpędzoną i dysponującą ogromną siłą uderzenia rywalką, odparła, że niewiele.

- Chodzi o pojedyncze punkty. Rozmawialiśmy o tym z trenerem już nieco. W takim stylu: "Może w tej akcji mogłam zrobić to nieco inaczej". A to oznacza, że jesteśmy na naprawdę dobrej drodze. To gdzieś, gdzie chcesz być jako tenisista. Cieszymy się, że to działa. To dopiero początek - pada ciesząca kibiców 30-latki deklaracja.

Sabalenka w półfinale Wielkiego Szlema w czwartek zaprezentowała się po raz czwarty. Dla poznanianki, było to debiut, ale - podobnie jak w dwóch wcześniejszych meczach - trema jej nie zjadła. 

- Mimo wszystko czułam dziś głód zwycięstwa, choć ten turniej już mi się bardzo dłużył. Cieszę się też, że potrafię tak kontrolować emocje i utrzymać ten poziom przez tak długi czas. Pokazuje mi to, że jestem w stanie to powtórzyć - podkreśla Linette.

Zaprezentowała wysoki poziom gry, biegała po całym korcie i kombinowała. Ale na będącą w świetnej formie Białorusinkę, która dysponuję potężną siłą, było to za mało. Polka jednak nie czuła zbytnio frustracji z tym związanej.

- Może w drugim secie. Ale to ze względu na serwis, który mam wrażenie, że nie pomagał mi tak, jak mógłby. Liczył się tu nie procent jego skuteczności, ale szybkość - zaznaczyła.

"Pierwszy raz byłam na takim etapie w singlu. Wiem już, co potrzeba, by się tu znaleźć"

Na ostatnie zwycięstwa reagowała dość spokojnie. Sama przyznawała, że aż jest tym zaskoczona. Nie do końca wierzyła w realność tego, co osiągnęła w Melbourne. Teraz stwierdziła, że nie wie, jak przetworzy w głowie ostatnie intensywne tygodnie.

- Ale to na pewno nagroda za całą ciężką pracę, którą wykonaliśmy. Za wszystkie poświęcenia, wszystkie lata w tourze, wszystkie te starty w Wielkim Szlemie. To było moje 30. podejście. To naprawdę docenienie, bo potrzebowałam sporo tych prób - przypomniała.

Ale takie spojrzenie w przeszłości nie osłabia jej obecnej pewności siebie. Przyznała, że razem ze sztabem szkoleniowym życiowy sukces odniesiony na antypodach traktują trochę jak rozpęd. I źródło cennego doświadczenia.

- Pierwszy raz byłam na takim etapie w singlu. Wiem już, co potrzeba, by się tu znaleźć. Cieszy, że zagrałam bardzo dobre spotkanie. Byłam w stanie utrzymać ten poziom. Mentalnie też. Czułam się komfortowo i tak samo dobrze jak w innych meczach - podkreśliła.

Po poprzednim meczu, w którym pokonała Karolinę Pliskovą, przyszła na konferencję wyraźnie zmęczona. Przyznała potem, że wiąże się to głównie z napięciem, które odczuwała. Bardzo zależało jej bowiem na zrewanżowaniu się Czeszce za poprzednie porażki w rywalizacji wielkoszlemowej. W czwartek po pojedynku z Sabalenką - choć stawka była wyższa, bo był nią awans do finału, zmęczenie wydawało się u 30-latki znacznie mniejsze.

- To dlatego, że dziś nie byłam aż tak zestresowana. No i nie byłam na słońcu. Ono poprzednio bardzo dawało się we znaki. Dziś, ze względu na grę wieczorem, nie było tak męcząco. Ale i tak mam wrażenie, że chwilami plącze mi się język - zaznaczyła ze śmiechem Linette.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.