Łukasz Kubot miał w czwartek spory dylemat. Z jednej strony kortu w Melbourne Jan Zieliński i Hugo Nys, którym bardzo pomaga od początku turnieju, z drugiej - Jeremy Chardy. 40-latek tradycyjnie zasiadł w boksie Polaka i Monakijczyka, ale jego radość po ich zwycięstwie 6:3, 5:7, 6:2 była bardziej stonowana. Oznaczała bowiem wyeliminowanie będącego jego wielkim przyjacielem Francuza i jego rodaka Fabrice'a Martina.
Kubot wielokrotnie łączył siły na korcie z Chardym, panowie prywatnie też się bardzo polubili. W czwartek oglądał wyeliminowanie tego Francuza przez polsko-monakijski duet, któremu w Melbourne bardzo pomaga. Gdy jednak przyszło do analizy przedmeczowej rywala, to spasował.
- Powiedział, że Chardy to jego najlepszy przyjaciel. Od razu to bardzo szczerze zaznaczył. Na szczęście ja trochę znam Fabrice'a. Hugo też się z nimi zna i bardzo lubi Martina. Myślę, że Łukasz to wiedział. Wstrzymał się od głosu i ja to bardzo rozumiem. Ciągle mamy takie sytuacje w szatni - zapewnia w rozmowie ze Sport.pl trenujący Zielińskiego Mariusz Fyrstenberg.
On od wielu lat zna się z Kubotem, który niedługo wystąpi w meczu Pucharu Davisa w Japonii. Popularny "Frytka" zaś jest kapitanem reprezentacji Polski w tych rozgrywkach. Od razu zaznacza też, że Kubot nie zostawił rodaków samych sobie przed półfinałem na antypodach.
- Dawał im bardzo dużo innych podpowiedzi. To zwycięzca turniejów wielkoszlemowych i chłopaki pytają go np. jak podchodził do meczów, żeby się nie stresować itp. Dziś też mieliśmy taką rozmowę - relacjonuje kapitan Biało-Czerwonych.
Zieliński początkowo się dziwi, że wiemy o chwilowym wycofaniu się Kubota. - A kto powiedział, że nie chciał? - rzuca. A po krótkiej chwili ciszy kwituje: Pomógł nam na tyle, że wygraliśmy.
Polaka i Monakijczyka czeka w sobotę pierwszy finał wielkoszlemowy. Nigdy wcześniej nie grali też w półfinale zawodów tej rangi. A bogatej w doświadczenie i ogranie osoby zawsze chętnie posłuchają. Są zarówno Kubot, jak i Fyrstenberg.
- Sporo jest takich w sumie prostych uwag, ale tak naprawdę trzeba to samemu przeżyć, by wiedzieć, jak się reaguje. Mariusz i Łukasz powiedzieli nam, jak to było z ich strony. Jak wyglądały ich przygotowania do tych najważniejszych meczów. Co było ważne w ich przypadku, a co im przeszkadzało - wylicza Zieliński.
Przykład? Fyrstenberg w środę późnym popołudniem wysłał jemu i jego partnerowi wiadomość, w której zalecił, by kilka godzin przed spaniem odłożyli telefony.
- I nie patrzyli już na to, co się dzieje w mediach. Bo o tej porze Polska się właściwie budzi, zaczynają się pojawiać wiadomości, artykuły, newsy, pytania o kolejne wywiady. A tu trzeba się przed snem odciąć, wyciszyć i robić cokolwiek innego, np. obejrzeć coś na Netfliksie, kolacja, szachy, cokolwiek. Łukasz dodał też: Cieszcie się tym, co jest teraz, a nie myślcie o tym, co będzie w sobotę - opowiadał 26-latek.
On do pierwszego w życiu finału wielkoszlemowego awansował w zaledwie piątym występie w zmaganiach tej rangi. Dodatkowe wrażenie wiązało się z tym, że mecz z Francuzami odbył się na korcie centralnym.
- Na korcie, na którym oglądałem Djokovicia, Nadala, Federera i inne niesamowite gwiazdy tenisa. To samo w sobie było niesamowite przeżycie. Te wszystkie nazwiska triumfatorów w korytarzu na pewno dają trochę do myślenia. Ale skupialiśmy się na tym, że wychodzimy na kort, by grać w tenisa, a nie, by podniecać się tym, jak wielki jest stadion, jak wiele osób jest naokoło, jak dużo świateł i jak głośno jest - argumentuje Zieliński.
Okazuje się, że on już miał wcześniej przetarcie na Rod Laver Arena. Poza rozgrzewką trenował tam rok temu z Kamilem Majchrzakiem i obserwował w tym roku sparing Huberta Hurkacza z Rafaelem Nadalem.
- Więc troszkę wiedziałem, czego się spodziewać. Nie wiem zaś teraz, co jeszcze mogę powiedzieć. Pierwszy raz udzielam wywiadu po awansie do finału Wielkiego Szlema. Może Mariusz da mi jeszcze kilka lekcji? Ale na pewno jestem bardzo podekscytowany - zapewnia żartobliwie polski deblista.
Fyrstenberg zdradził, że Zieliński i Nys od kilku dni - kiedy turniej wszedł w decydującą fazę zmagań - mają kłopoty ze spaniem.
- Hugo od czterech dni fatalnie śpi. Mimo że dobrze idzie na korcie. Jasio też słabo sypia. Ale myślę, że to taki "dobry problem" przed najważniejszymi meczami - podsumowuje.
Zieliński z kolei spodziewa się podobnych trudności przed finałem. - Hugo wspominał, że może się poratuje jakąś lekką melatoniną, by się szybciej uśpić. Zobaczymy. Na razie się nie przejmuję, a o spanie w noc z piątku na sobotę będę się martwił w piątek wieczorem - kwituje.
Jego i Nysa w finale czeka pojedynek z Rinkym Hijikatą i Jasonem Kublerem. Miejscowi tenisiści dostali się do drabinki, dzięki "dzikiej karcie". Pokonali w półfinale rozstawionych z numerem ósmym Argentyńczyka Horacio Zeballosa i Hiszpana Marcela Granollersa. Polak podkreśla, że rywale są bardzo groźni i niebezpieczni, więc nie można ich zlekceważyć.
- To, że mają "dziką kartę", to nic nie oznacza. My z Hugo też jesteśmy nierozstawieni i też można na nas spojrzeć, że jesteśmy tak naprawdę nikim w porównaniu do innych, którzy są wyżej w rankingu i byli rozstawieni. Ale jak pokazuje historia, Australijczycy u siebie są bardzo groźni. Ostatnie kilka lat regularnie w finale. Nastawiamy się na bardzo ciężki mecz, przeciwko bardzo wymagającym, dobrym i kompletnym zawodnikom. I bardzo trudnej publiczności, którą mieliśmy już okazję poznać na tej zasadzie i pokonać w 2. rundzie - przypomina Zieliński.