Asy z rękawa Linette nie wystarczyły. Siła rażenia Sabalenki za duża

Magda Linette walczyła, biegała po całym korcie i kombinowała, ale siła rażenia Aryny Sabalenki w półfinale Australian Open była za duża. Polska tenisistka wyciągała asy z rękawa, jednak rywalka zrealizowała kluczowy warunek - zachowała spokój. Poznaniance zaś parę razy go zabrakło. To wszystko razem dało białoruskiej tenisistce pierwszy w karierze, mocno wyczekiwany awans do wielkoszlemowego finału.

Wszystkie cztery dotychczasowe zwycięstwa nad rywalkami z Top10 Magda Linette odniosła w Wielkim Szlemie. To ostatnie kilka dni temu, gdy w 1/8 finału wyeliminowała Francuzkę Caroline Garcię (4.WTA). Jej kibicom marzyło się, by piąte dołożyła teraz, pokonując piątą na światowej liście Arynę Sabalenkę. Znaczącą przeszkodą jednak była forma prezentowana obecnie przez 24-latkę z Mińska. Przez to pokonanie jej w czwartek było zdecydowanie zadaniem z cyklu "Łatwiej powiedzieć niż zrobić". Polka przegrała 6:7 (1-7), 2:6.

Zobacz wideo Jak zagra reprezentacja Polski? Santos wyjaśnia

Sabalenka zdała egzamin, demony z poprzedniego sezonu nie wróciły. Faworytka się rozkręcała

Nadziei Polce i jej fanom dodawał fakt, że rozgrywała ona dotychczas w Melbourne turniej życia i odsyłała do domu wyżej notowane rywalki. Jednak problem w tym, że od początku sezonu na Białorusinkę nie ma mocnych. Bilans 18-0 w setach, który był aktualny przed półfinałem Australian Open, nie był dziełem przypadku. Teraz dołożyła dwa kolejne po stronie wygranych.

Jedno z pytań przed czwartkowym pojedynkiem brzmiało, czy do Sabalenki wrócą demony z poprzedniego sezonu. Wtedy to jej gra ogromnie falowała, a główną bolączką były podwójne błędy serwisowe. Popełniała ich mnóstwo. Ustanowiła przy tym niechlubny rekord - w sumie było ich aż 398.

Dodatkowo mógł jej ciążyć fakt, że jej trzy poprzednie próby awansu w Wielkim Szlemie były nieudane. W Melbourne opowiadała dziennikarzom, że teraz jest spokojniejsza. - Jestem przekonana, że to jedyna rzecz, której brakowało mojej grze - oceniała. I dodawała, że pojedynek z Linette będzie pod tym względem dla niej wielkim sprawdzianem. 

Na samym początku brakowało jej jeszcze pewności, którą miała Polka, ale taki stan rzeczy nie trwał długo. Przy prowadzeniu przeciwniczki 2:0 w pierwszym secie faworytka poprawiła celność, co w połączeniu z ogromną siłą jej uderzenia sprawiało, że Linette biegała za piłką po całym korcie.

Trener zdradza, dlaczego Linette błyszczy na korcie. Trener zdradza, dlaczego Linette błyszczy na korcie. "Zaskoczył mnie tylko moment"

Linette nie udało się zdenerwować rywalki. Polka doceniona za walkę do końca

Tenisistka, która nigdy wcześniej nie przeszła trzeciej rundy w Wielkim Szlemie, prezentowała w Melbourne duży spokój i dojrzałość. Przed półfinałem zaś z uśmiechem opowiadała, że na jej korzyść może zadziałać także fakt, że poprzedni pojedynek z Białorusinką - w 1. rundzie igrzysk w Tokio - kompletnie jej nie wyszedł. - Dzięki temu nie dowiedziała się, jak tak naprawdę gram - przekonywała dziennikarzy 30-latka.

I fakt, w czwartek wyciągała asy z rękawa. Ale pozwoliły jej tylko na nawiązanie bardzo zaciętej walki w pierwszym secie i postawienie się nieco w drugim. Liczyła, że uda jej się rywalkę zdenerwować, ale ta robiła swoje. W końcówce inauguracyjnej odsłony z kolei Polka zaczęła zbyt przyśpieszać grę, robiąc błędy.

Jeszcze w drugiej partii miała kilka akcji, po których publiczność ją mocno wspierała. A wspierała, tym bardziej, że przewaga Sabalenki coraz bardziej się uwidaczniała. Gdy w przy stanie 1:1 ta posłała mocną piłkę w róg, to Linette tylko bezradnie pochyliła się. Wielkie brawa zebrała za wygranie gema, w którym obroniła trzy piłki meczowe, ale potem pozostały jej już tylko oklaski na pożegnanie z turniejem. Turniejem, w którym zanotowała życiowy sukces.

W sobotnim finale Sabalenka zmierzy się z Jeleną Rybakiną. Rozstawiona z numerem 22 reprezentantka Kazachstanu to ubiegłoroczna mistrzyni Wimbledonu.

Więcej o: