Wielkie show w finale. Radwańska wygrała upragniony tytuł Wielkiego Szlema

Agnieszka Niedziałek
Agnieszka Radwańska wywalczyła upragniony tytuł wielkoszlemowy, choć zrobiła to już na tenisowej emeryturze. Ze Słowaczką Danielą Hantuchovą wygrała deblową rywalizację w turnieju legend podczas Australian Open. Polka i pozostałe finalistki znów zapewniły widzom trochę rozrywki. Raz grały "trzy na jedną", a kiedy indziej pojawił się niespodziewany gość.

W żadnym z 49 startów w turniejach wielkoszlemowych w karierze seniorskiej Agnieszce Radwańskiej nie udało się triumfować. W roli legendy, jak określa się przy okazji imprez tej rangi utytułowanych i znanych byłych zawodników, dokonała tego już w drugim podejściu. 

Zobacz wideo Ile zarabia Fernando Santos? Sekretarz generalny PZPN odpowiada

Liczy się dobra zabawa. Najpierw "trzy na jedną", potem gość specjalny na korcie

Finalistka Wimbledonu 2012 karierę zakończyła nieco ponad cztery lata temu. W roli legendy w wielkoszlemowej rywalizacji zadebiutowała podczas ubiegłorocznego Wimbledonu. Wówczas w parze z Serbką Jeleną Janković odpadły po fazie grupowej. Teraz na koniec razem z Hantuchovą otrzymały pamiątkowe patery za zwycięstwo. 33-latka cieszy się, choć zaznacza, że w tym wypadku sportowa rywalizacja nie była na pierwszym planie.  

- Przede wszystkim tu chodzi o to, żeby się dobrze bawić, pokazać trochę tenisa z jak najlepszej strony. Wszystko, co możemy, to chyba zagrałyśmy - podsumowała z uśmiechem Radwańska w rozmowie z polskimi dziennikarzami.

Triumf jej i Słowaczce dało zwycięstwo nad Austriaczką Barbarą Schett i Chorwatką Ivą Majoli 6:3, 6:3. A skoro chodziło o show, to byłe gwiazdy kortu trochę go dostarczyły. W drugim secie w pewnym momencie Schett przeniosła się na drugą stronę, zostawiając partnerkę samą. Po chwili do Majoli dołączyła więc Polka i po kolejnych kilku przebiciach to właśnie pod nogi Polki spadła piłka.

Nieco później z kolei Chorwatka ustąpiła miejsce siedzącej w pobliżu kortu Casey Dellacquie. Była australijska tenisistka podjęła wyzwanie, choć nie była w stroju sportowym. Nie okazała się jednak tajną bronią swojej drużyny - po wymianie kilku odbić posłała piłkę daleko poza pole gry, wywołując śmiech wszystkich uczestniczek.

Radwańska wyjaśnia, skąd pomysł na serwis od dołu. Polka chce wrócić

Czwartkowy mecz odbył się na Rod Laver Arena. Był to więc dla Radwańskiej powrót na kort centralny w Melbourne po kilku latach przerwy.

- Ostatnio grałam na nim chyba w 2017 lub 2018 roku. Trochę czasu minęło, ale czas szybko płynie. Fajnie było znów na nim się pojawić. Wspominam przy okazji tego pobytu w Australii mecze nawet sprzed 15 lat - zaznaczyła 33-latka.

W Londynie w ubiegłym roku zasady były nieco inne niż teraz w Melbourne. Na antypodach były tylko trzy kobiece duety, które grały systemem "każdy z każdym", a dodatkowo każda z tenisistek zaprezentowała się w mikście. Polce partnerował w środę Czech Radek Stepanek i w tym zestawieniu też odniosła zwycięstwo.

- Z facetami gra się zupełnie inaczej. Robią całą robotę jeśli chodzi o show. Było więc przyjemnie. Tym bardziej, że zarówno Tommy Hass jak i Radek dalej są w formie, dalej trenują. To czysta przyjemność grać z takimi osobami, które ciągle pokazują tenis w najlepszym wydaniu i mają niesamowite czucie piłki. To była czysta przyjemność być z nimi na korcie. Żałuję, że tak krótko - przyznała Polka.

Ona sama jednak też miała swój wkład w dostarczenie rozrywki widzom w Melbourne. Zwłaszcza w swoim pierwszym meczu deblowym, gdy zaskoczyła serwisem od dołu. Takie zagranie jest w tenisie dopuszczalne, choć odbierane jest jako nieeleganckie. W wykonaniu dwukrotnej półfinalistki Australian Open wywołało jednak tylko powszechne rozbawienie na korcie.

- Absolutnie nie miałam tego wcześniej w planach. Po prostu przeciwniczka mnie do tego zmusiła, bo zaczęła stać pod plandeką i zostawiła mi taką opcję - tłumaczyła nam ze śmiechem była tenisistka.

Po finale odbyła się krótka ceremonia dekoracji. Polsko-słowacki duet triumfatorek miał szansę powiedzieć kilka słów. Radwańska - poza podziękowaniami - zapewniła, że świetnie się bawiła i ma nadzieję wrócić na kolejną edycję.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.