Magda Linette pyta o randkę. Tuż przed meczem o finał Australian Open

Łukasz Jachimiak
- Magda miała trzy latka, gdy kupiliśmy jej pierwszą rakietę. Jestem trenerem, widziałem, jaki wielki ma potencjał. Pamiętam, jak kiedyś pokonała rywalkę 6:0, 7:0, bo gra szła tak szybko, że doszło do pomyłki i niepotrzebnie rozegraliśmy jeszcze jeden gem - mówi Tomasz Linette. W czwartek jego rozpędzona córka zagra o finał Australian Open z Aryną Sabalenką.

Magda Linette w lutym skończy 31 lat i właśnie gra swój 30. turniej wielkoszlemowy w karierze. Tenisistka z Poznania spełnia marzenia, z którymi dawno temu ruszała w świat ukochanego sportu. Nigdy wcześniej nie była choćby w czwartej rundzie imprezy wielkoszlemowej, a teraz zagra o finał Australian Open.

Zobacz wideo Na co stać Igę Świątek w tym sezonie? "Zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko"

Kolejka do taty

- Łatwo nie jest - uśmiecha się Tomasz Linette. - Mam swoje zajęcia, prowadzę treningi w AZS Poznań, więc z dziennikarzami rozmawiam na przykład wtedy, gdy spaceruję z psami. Przedstawiciele różnych redakcji wręcz ustawiają się w kolejce. Teraz pan się dodzwonił, a już widzę, że podjechała jedna ze stacji telewizyjnych i liczy, że zaraz skończę z panem rozmawiać - mówi ojciec sportsmenki, którą podziwia dziś cała Polska. Wreszcie podziwia.

Magda Linette przez lata grała w tenisa dobrze, a nawet bardzo dobrze, ale wciąż była w cieniu. Najpierw Agnieszki Radwańskiej, później Igi Świątek. A najdłużej w cieniu swoich własnych możliwości, których nie umiała w pełni wykorzystać.

Mała Magda i mały Wilsonek - tak się zaczęło

Teraz docierając do półfinału Australian Open, wynikowo w tym turnieju zrównała się i z byłą numer dwa światowego rankingu, i z obecną numer jeden. A sobie udowodniła, że może wszystko. Teraz my mówimy o sensacji, a ci, którzy Magdę znają, powtarzają, że w końcu ma to, na co bardzo ciężko pracowała.

- Na pewno najlepiej by było dla wszystkich, gdyby Magda o tym opowiadała, gdyby to ona wróciła do swoich początków i podzieliła się wieloma wspomnieniami. Ale teraz nie ma na to czasu, wiadomo. Dlatego ja mam taką rolę, żeby ją w tych kwestiach zastąpić. I staram się z tego wywiązać - mówi Tomasz Linette.

Sprawdźmy, jak tacie Magdy idzie. - Córka dostała pierwszą rakietę, jak miała trzy latka. Na kortach Olimpii na turnieju Porsche Open kupiliśmy jej pierwszego, małego Wilsonka. Myśleliśmy, że Wilsonek będzie sobie gdzieś leżał, ale Magda chciała nim koniecznie zacząć odbijać, więc sobie odbijaliśmy w domu przez poduszkę, miękką piłką. Jestem trenerem tenisa, nigdy takich małych dzieci nie uczyłem, ale ponieważ Magdzie bardzo się spodobało odbijanie w domu, to wziąłem ją na korty i zaczęliśmy się bawić w tenisa przez małą siatkę. Magda potrafiła się skupić na odbijaniu aż na ponad godzinę, a nie na trzy minutki jak inne dzieci. A to znaczy, że była w niej prawdziwa pasja. Tak się to rozwinęło, że w końcu sama z siebie chodziła tłuc o ścianę przez dwie godziny. W wieku sześciu-siedmiu lat potrafiła odbić pod rząd kilkaset piłek. To było bardzo ciekawe, niespotykane. Postanowiliśmy więc to trochę dalej pociągnąć - opowiada tata Magdy Linette.

- Widziałem, że córka ma taką pasję i taki talent, jakich u innych dzieci nie zauważyłem. A ponieważ początkowo Magda nie miała siły w jednej ręce, to zaczęła odbijać forhendem oburącz, co podpatrzyła u jedynej grającej tak wtedy tenisistki z czołówki, u Moniki Seles. Ta Monica została ulubioną tenisistką Magdy na lata - słyszymy jeszcze od pana Tomasza.

Oczytana, wyedukowana, zawsze najlepsza

Seles w wieku kilkunastu lat zdominowała światowy tenis, a Magda jako kilkulatka zaczęła rządzić w Polsce. - Ona zawsze wiedziała czego chce i zawsze była nastawiona na wielki tenis, bo od dzieciaka była zawsze najlepszą dziewczyną w Polsce w swoim roczniku. Wygrywała wszystko po kolei - mówi Jakub Piter.

- Pracowaliśmy z Magdą, jak już była dorosłą zawodniczką i już powygrywała pierwsze turnieje ITF. Trafiła do mnie, gdy miała leciutki spadek. Ja jej miałem znowu dać ogień do grania. To były bodajże lata 2011-2012. Ale bardzo dobrze znałem ją już wcześniej, bo moja siostra Kasia jest rok starsza od Magdy, wszyscy jesteśmy z Poznania, więc ciągle się mijaliśmy, graliśmy też wspólne treningi i nawet ja, choć jestem kilka lat starszy od dziewczyn [trener jest z rocznika 1988, Katarzyna Piter z 1991, a Magda Linette z 1992], to też czasami z nimi grałem. Przez pół roku prowadziłem je nawet obie jednocześnie, ale to było trochę za dużo dla obu, bo w tak małym środowisku każdy cały czas podpuszcza, pyta kto jest lepszy, porównuje. Mimo to dziewczyny wytrzymały, relację miały zawsze bardzo poprawną i nawet razem grały debla - dodaje Piter.

Jeden z pierwszych trenerów Magdy Linette potwierdza to, co w środowisku mówi o niej każdy: że miała i talent do tenisa, i przede wszystkim do ciężkiej pracy. - To zawsze była dziewczyna niesamowicie pracowita. I strasznie inteligentna. Poza tym, że jest dobrą tenisistką, Magda jest oczytana, wyedukowana, zawsze sobie świetnie radziła w szkole. To nie tylko znakomita sportsmenka, ale też bardzo mądra kobieta. Bardzo się cieszę, widząc, jakie teraz osiąga sukcesy. Zasłużyła i zapracowała na nie - słyszymy od Pitera. - Swoją drogą, to z naszej współpracy pamiętam szczególnie mecz z Karoliną Pliskovą. Ona była już wtedy około setnego miejsca, a Magda dużo niżej. Ona przyjechała na turniej do Francji, żeby go wygrać, ale Magda ją wyeliminowała, bo zagrała wspaniały mecz, taktycznie podobny do tego z ćwierćfinału Australian Open - dodaje trener.

Pitbull Jadzia nie pójdzie na kolację

Po meczu z Pliskovą w Melbourne jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobiła Linette, było odebranie wiązanki. - Chwilę po meczu puszczam Magdzie wiązankę. Swoich emocji. Piszę: "Dziewczyno, jesteś niesamowita, możesz wszystko!". Piszę też, że jestem dumna z tego, co osiągnęła, z tego, że w końcu ma ten zen, czyli tak absolutny spokój, że ona jest niewzruszona, a przeciwniczki łamią rakiety. Nareszcie jest tak, jak powinno być - to Magda wyprowadza rywalki z równowagi, a nie one Magdę - mówi Monika Piecha, przyjaciółka Magdy.

- Ileś godzin po meczu gadamy już nie o tenisie, tylko o życiu. Kilka godzin po pokonaniu Pliskovej Magda pytała, jak było na mojej randce - uśmiecha się nasza rozmówczyni.

Piecha to była tenisistka-amatorka. Mniej więcej 10 lat temu od ludzi z otoczenia Linette dostała pytanie czy nie zechciałaby zrobić kilku zdjęć Magdzie, skoro grywa w tenisa i jest fotografką. - Powiedziałam: "No jak nie, jak tak?!", zrobiłam zdjęcia, złapałyśmy fajny kontakt i nasza znajomość rozwijała się tak, że Magda jest moją najlepszą przyjaciółką. Czasami ludzie mnie pytają, kiedy Magda gra kolejny mecz, a ja mówię, że nie wiem, bo rozmawiamy głównie o tym, w co się ubrać albo gdzie która ma na wakacje pojechać, a nie o tenisie. Jak się spotykamy, to zawsze przy Magdzie jest moja Jadzia, czyli ten pitbull, z którym Magda zapozowała do zdjęcia na aukcję dla WOŚP (można wylicytować kolację z Linette - Jadzia nie będzie uczestniczyła, na fotografii jest po prostu dlatego, że to ulubienica Magdy). Rozmawiamy o modzie, o tym, co nas śmieszy, wyluzowuje, też o poważnych tematach życiowych, buzie nam się nie zamykają. My się rozumiemy w pół słowa. Żartów nie musimy kończyć, a już druga wie, co co chodzi. Obie mamy troszkę czarny humor - opowiada Piecha.

Pomógł psycholog. "Naciskaliśmy na to"

Ale o tenisie przyjaciółki też rozmawiają. I są to rozmowy bardzo ważne. - Wiedziałam, że Magda będzie wygrywać, ale też wiedziałam, że potrzebuje do tego opanowania swoich emocji. Myślenia, nie takiego, że oto Magda z Poznania gra z wielkimi tenisistkami, bo to ją blokowało, tylko myślenia takiego, że ona jest Magdą Linette, też wielką tenisistką i że nie ma się czego bać. Rozmawiałam z nią tak samo jak ludzie z jej teamu, że bardzo może jej pomóc psycholog. Naciskaliśmy na to i Magda podjęła się takiej współpracy - mówi nam Piecha.

- Świetnie, bo ogromnie dużo jej to dało. Wiele razy miałam tak, że włączyłam mecz i po twarzy Magdy od razu widziałam, że to jest mecz już przegrany, tak spięta Magda była. A teraz włączam telewizor i oglądam z przyjemnością, ani trochę się nie stresuję, bo widzę, że ona wie gdzie jest, wie co robi. Po jej ruchach i po twarzy widać, że dojrzała emocjonalnie do tego, że ogrywa najlepsze tenisistki świata. Inne najlepsze tenisistki świata - dodaje.

Magda Linette włączyła tryb turbo

Tata półfinalistki Australian Open bardzo się cieszy z tego, że córka dołączyła do grona absolutnie najlepszych na świecie, ale jednocześnie stara się zachować zdrowy dystans. Jak przed laty.

- Powiem panu, że generalnie ja za bardzo nie jeździłem na turnieje. Raczej jeździli dziadkowie, osoby spokojne. Ja wolałem zadbać o to, żeby tenis za bardzo nam się nie przenosił na relacje rodzinne - zdradza Tomasz Linette.

Teraz też w Australii go nie ma i nawet widząc, że jego córce idzie tak wspaniale, nie postanowił rzucić wszystkiego i lecieć, by dopingować ją z trybun. Wszystkiemu przygląda się z Poznania, z takim spokojem, na jaki go stać.

- Patrząc na kolejne wygrane mecze Magdy w Australian Open wraca do mnie tylko takie jedno wspomnienie z turnieju sprzed lat, na którym akurat byłem. Pamiętam, jak Magda pokonała inną dziewczynę 6:0, 7:0. Gra szła tak szybko, że doszło do pomyłki, niepotrzebnie rozegrany został dodatkowy gem - uśmiecha się pan Tomasz.

Od Moniki Piechy dowiadujemy się, że teraz tryb turbo Linette włączyła już w grudniu, na Florydzie. Wtedy przyjaciółka Magdy odwiedziła ją w jej bazie. I fotografowała sparingi. Linette trenowała z Jessicą Pegulą, Sofią Kenin, Lindą Fruhvirtovą, Brendą Fruhvirtovą, Lauren Davis i Renatą Zarazuą.

Sabalenka do wzięcia. Ale nie to jest najważniejsze

- To było niesamowite, jak ona wyglądała. Gdy grała na punkty z przeciwniczkami, to był kosmos. Mówiłam Magdzie: "Dziewczyno, przecież ty idziesz i wygrywasz, ty tak zarąbiście grasz, że to jest tylko kwestia głowy. Psycholog, psycholog i jeszcze raz psycholog!". Magda patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a ja ją upewniałam: "No tak jest! Ja nie ściemniam, ja widzę, jak ty grasz". Znamy się od lat, przyjaźnimy i widzę, jakie ona ma zdolności. Stres ją strasznie hamował. Komentatorzy mówią, że Magda się poprawiła tenisowo, bo oni nie widzieli jej treningów. A prawda jest taka, że teraz ona w meczach robi to, co na tych treningach, bo przestała się blokować - przekonuje fotografka.

Według Piechy Linette może zostać mistrzynią Australian Open. Ale też według niej nie to jest najważniejsze. - Zawsze jej piszę: "Idź na ten kort i spełniaj marzenia. Nie patrz na niczyje oczekiwania wobec ciebie. Ty masz się cieszyć, bawić". Uważam, że Sabalenka też jest do wzięcia, ale cokolwiek się nie wydarzy, ten rok będzie Magdy. Ona już poczuła, że nie musi się stresować, że nie musi się bać, że może wszystko. I to z nią zostanie - podsumowuje przyjaciółka Magdy Linette.

Więcej o: