Magda Linette cały czas jest jeszcze "tylko" 45. tenisistką rankingu WTA. "Tylko" jak na to, co robi. Polka właśnie weszła do czwórki najlepszych w Australian Open. W jednym z największych, najważniejszych turniejów pokonała kolejną gwiazdę. Więcej - zdominowała ją, doprowadziła rywalkę do rzucania rakietą i psucia na potęgę w momencie o jej być albo nie być.
Czeszka Karolina Pliskova to była numer jeden, finalistka Wimbledonu i US Open, a półfinalistka Australian Open i Roland Garros. Było jasne, że doświadczenie w tej ćwierćfinałowej parze jest po stronie tenisistki młodszej o miesiąc (Linette urodziła się w lutym 1992 roku, a Pliskova w marcu). Ranking też, bo Czeszka jest 31., a Polka jeszcze 45., dopiero w najnowszym zestawieniu będzie na co najmniej 22. miejscu.
W meczach Magdy Linette widać najważniejszą tenisową prawdę. Że rankingi nie grają. Od dawna Polka jest znana z tego, że potrafi dać świetne widowiska i wygrywać je, gdy mierzy się z wielkimi postaciami. Ale dopiero teraz, w swoim 30. wielkoszlemowym turnieju w karierze, ona spektakle odgrywa seriami.
W drugiej rundzie Australian Open Linette wyeliminowała ćwierćfinalistkę tego turnieju z 2020 roku, kiedyś światową numer 2, Anett Kontaveit (obecnie 19 WTA). W trzeciej - 18. na świecie Jekatierinę Aleksandrową. W czwartej rundzie od Polki odbiła się światowa numer cztery, zwyciężczyni listopadowych WTA Finals, Caroline Garcia. Teraz Linette była ścianą dla Pliskovej. Ścianą bardzo mobilną, dodajmy.
Taktyka na silną Czeszkę była prosta. Ale zapewne nie jest łatwo zrealizować plan nieustannego rozrzucania po korcie kogoś, kto tak mocno bije. Czeszka nie wstrzymuje ręki, nie przedłuża wymian, stara się być bezkompromisowa. Ale Linette też nie wahała się bić mocno, a do tego dołożyła świetne poruszanie się po korcie, odwagę, taktyczny zmysł i odporność psychiczną.
Różnice w tenisie Polki i Czeszki najlepiej oddaje statystyka wygrywających uderzeń i niewymuszonych błędów. Stosunek jednych do drugich u Pliskovej to 18:36. A u Linette 18:16!
Do liczb dodajmy trochę obrazków. Magda Linette wiele razy tak znakomicie mijała rywalkę, że aż prosiło się robienie kolejnych stop klatek.
Natomiast co do kwestii mentalnych, to Linette nie wytrąciło z równowagi przegranie pierwszego gema meczu przy swoim serwisie. Polka natychmiast odrobiła stratę przełamania i później już znakomicie się pilnowała i cały czas wywierała na rywalce presję, miała breakpointy, a najważniejsze wykorzystała.
W pierwszym secie kontrola Magdy nad meczem była tak duża, że po ostatniej piłce bezradna Pliskova rzuciła rakietą i zeszła na przerwę, poszukać jakiegoś bodźca do innego grania. W drugim secie starała się z całych sił, ale w momencie próby - przy wyniku 5:5 - nie wytrzymała. Od stanu 15-15 Pliskova zaserwowała dwa podwójne błędy, a przy breakpoincie dla Linette zagrała w pół siatki. Po tych wielbłądach Czeszki Magda prowadziła 6:3, 6:5 i serwowała na półfinał. Swoją szansę wykorzystała znakomicie. I już minutę później w wywiadzie na korcie mówiła, że owszem, cieszy się bardzo, ale w euforię wpadać nie zamierza, bo to nie koniec.
W 2014 i 2016 roku Agnieszka Radwańska dochodziła do półfinałów Australian Open. W 2022 roku taki sam sukces w Melbourne osiągnęła Iga Świątek. Magda Linette, która nigdy wcześniej nie dotarła dalej niż do trzeciej rundy turnieju wielkoszlemowego, teraz stoi w jednym rzędzie z byłą numer 2 rankingu WTA i z obecną numer 1. To już jest coś, czym nie sposób się nie zachwycić. Ale znakomicie, że Linette chce więcej. Może wszystko. Nieważne kto będzie po drugiej stronie siatki. W półfinale po tamtej stronie znajdzie się Aryna Sabalenka, która pokonała Donnę Vekić 6:3, 6:2.