Agnieszka Radwańska nie ma ostatnio szczęścia do możliwości oglądania w akcji Igi Świątek. Była tenisistka dotarła do Melbourne na turniej legend, gdy liderka światowego rankingu pożegnała się już z Australian Open. Podobnie było podczas ubiegłorocznego Wimbledonu, kiedy 21-latka odpadła w trzeciej rundzie. Teraz jednak Radwańska wciąż ma kogo oklaskiwać na antypodach - świetnie spisuje się Magda Linette. Polka długo czekała na przejście trzeciej fazy zmagań w zmaganiach tej rangi. - Wreszcie - podsumowuje krótko wynik niedawnej koleżanki z kortu Radwańska.
Jeszcze przed meczem otwarcia Świątek opowiadała dziennikarzom o presji związanej z dużymi oczekiwaniami - własnymi i tymi nakładanymi przez innych. 21-latka wróciła do tego tematu po porażce w 1/8 finału z Jeleną Rybakiną z Kazachstanu.
- Iga jest świetną tenisistką, a tenis to wzloty i upadki. Trzeba się z tym pogodzić. Nikt nie może grać cały czas na 100 procent. Gdy oglądałam ostatni mecz Igi, to miałam wrażenie, że ona nie była wtedy w stanie tak zagrać. Trzeba też oddać Rybakinie, że była bardzo solidna. Poza tym Iga nie lubi grać z rywalkami, które prezentują taki styl - podkreśla Radwańska.
I dodaje, że Świątek czeka bardzo trudny rok, co jest konsekwencją ubiegłorocznych sukcesów. Młoda zawodniczka całkowicie zdominowała rywalizację, wygrywając osiem turniejów, w tym dwa wielkoszlemowe. Od kwietnia zaś jest na szczycie rankingu WTA.
- Teraz Igę czeka obrona wielu punktów po niesamowitym ubiegłym roku. Z tym też wiąże się presja. Niełatwo być numerem jeden. Ten występ w Australian Open jest dla niej kolejnym doświadczeniem związanym z mierzeniem się z oczekiwaniami - zaznacza była wiceliderka światowej listy.
Świątek po pożegnaniu z Melbourne mówiła, że ostatnie tygodnie były dla niej trudne mentalnie. Na początku stycznia kibice widzieli, jak po przegranym spotkaniu z Jessicą Pegulą w turnieju United Cup się popłakała. 21-latkę pocieszała wówczas Radwańska, która była kapitanką polskiej drużyny.
- Właśnie podczas tego meczu widziałam u Igi większą presję. Wcześniej radziła sobie pod tym względem dobrze, nie było w jej grze dużych zawahań. To o tyle zaskakujące, że Amerykanka to dziewczyna z czołówki, a to powinno z Igi zdjąć wówczas trochę presji. Bo to nie to samo, kiedy grasz z kimś, kto jest 100. czy 150. w rankingu i kiedy czujesz, że musisz wygrać. Natomiast ja właśnie wtedy widziałam i czułam presję u Igi - wspomina finalistka Wimbledonu 2012.
Jednocześnie ostrzega Świątek i jej kibiców, że na taryfę ulgową nie ma co liczyć. - Z presją będzie się musiała mierzyć już do końca kariery, nie odkryję tu Ameryki. Myślę, że zdaje sobie z tego sprawę. Sama zawiesiła sobie wysoko poprzeczkę, tyle już wygrywając i mając na koncie tyle sukcesów - wskazuje była tenisistka.
Jej zdaniem zawodniczka trenująca pod okiem Tomasza Wiktorowskiego w poprzednim sezonie pokazała, że potrafi sobie radzić z takim obciążeniem psychicznym.
- Po tej serii zwycięstw zanotowała kilka porażek, a potem zdobyła kolejny tytuł wielkoszlemowy. To znaczy, że jest w stanie sobie z tym poradzić. Ale też każdego roku będą dochodziły kolejne oczekiwania. Wszyscy spodziewają się, że będziesz wygrywać coraz więcej i więcej. Niezależnie od tego, co Iga zrobi, to każdy będzie oczekiwał od niej zwycięstw. Nie ma tu nic pomiędzy - opisuje Radwańska.
Jednocześnie zaznacza, że naturalne jest nadejście trudniejszych momentów. - Może taki właśnie nadszedł dla Igi? Taki jest sport. Bywa brutalny. A tenis ma to do siebie, że rywalizacja toczy się przez wiele miesięcy w roku, rozgrywa się mnóstwo meczów. Dużo może się wydarzyć w tym czasie - na korcie i poza nim. Będą więc gorsze momenty i Iga z tego też na pewno zdaje sobie sprawę. Pytanie, jak będzie sobie z tym radzić i jak będzie wychodzić z trudnych sytuacji - analizuje 33-latka.
Uśmiecha się zaś szerzej, gdy rozmowa schodzi na temat Linette. Zajmująca 45. miejsce w karierze poznanianka do 30. występu w głównej drabince wielkoszlemowych zmagań czekała na przejście trzeciej rundy. Wcześniej sześć razy zatrzymała się na tym etapie.
- Świetnie widzieć, że wreszcie Magda to zrobiła. Miała wcześniej kilka szans na 1/8 finału. Teraz pokazała niesamowity tenis od pierwszej rundy, przez cały tydzień. Nie jestem zaskoczona. Wiedziałam, że może to zrobić. Mała potencjał, by już wcześniej dotrzeć do drugiego tygodnia rywalizacji, ale chyba była wtedy zbyt spięta, przez co nie pokazywała swojego tenisa - ocenia Radwańska.
Przyznaje, że Linette nieraz miała też pecha w losowaniu drabinki, bo trafiała czasem już na samym początku na rywalki z topu. Ale Radwańska zaznacza też, że 30-latce zdarzało się również w przeszłości wygrać z potencjalnie lepszą przeciwniczką, by potem przegrać z teoretycznie słabszą.
- Miała pewną blokadę. Tutaj zaś ewidentnie pokazuje, że się jej pozbyła i gra swoje. Po raz kolejny wygrała z zawodniczką, która też gra bardzo dobrze i nic specjalnie sobie z tego nie robi - podkreśla nasza rozmówczyni, nawiązując do poniedziałkowego zwycięstwa Linette.
Ta pokonała wówczas rozstawioną z numerem czwartym Francuzkę Caroline Garcię 7:6 (7-3), 6:4. Radwańska zwraca uwagę, że Linette przede wszystkim nie zawodzi w Melbourne w najważniejszych momentach.
- Co nie jest proste. Tie-breaki, końcówki setów, które trzeba dopiąć. Ona to teraz faktycznie robi. W meczu z Garcią było w drugim secie trochę momentów, że zwalniała i gdyby to robiła do samego końca, to wydaje mi się, że mecz by się tak dobrze nie skończył. Ale w końcówce właśnie Magda dopięła swego. I dobrze serwowała w ostatnim gemie. To nie jest prosta sprawa, a ona to zrobiła. Należą się jej za to duże brawa - podkreśla była zawodniczka.
O ile w przypadku Świątek Radwańska dostrzegła jej wyraźnie kłopoty podczas United Cup, tak też w tym turnieju zwróciła uwagę na świetną grę Linette. Poznanianka wygrała wówczas trzy z czterech pojedynków, w tym z wymagającymi rywalkami i to w sytuacji, gdy spoczywała na niej duża odpowiedzialność za wynik drużyny.
- Magda grała tam fantastyczne mecze. Tym bardziej że nie miała łatwej przeprawy, bo wychodziła na kort jako ostatnia z singlistów. Było więc 2:1 lub 1:2. Z tym wiązała się presja. Ona miała najcięższą sytuację spośród singlistów, ale poradziła sobie absolutnie wyśmienicie. Zwłaszcza w meczu z Włochami, gdy decydowała się kwestia awansu - wspomina Radwańska.
Linette w środę w ćwierćfinale Australian Open faworytką nie będzie. Po drugiej stronie kortu stanie rozstawiona z numerem 30. Czeszka Karolina Pliskova. Zdaniem finalistki Wimbledonu 2012 trudno przewidzieć wynik tego pojedynku.
- Obie dziewczyny prezentują się tu świetnie. Pamiętajmy, że to ćwierćfinał Wielkiego Szlema. Na pewno ważne będzie radzenie sobie z presją - zwraca uwagę Radwańska.