Największa sensacja Australian Open. Pogromca faworytów zadziwia świat

Konrad Ferszter
Jiri Lehecka nie jest ani najmłodszym, ani najniżej sklasyfikowanym ćwierćfinalistą Australian Open, ale bez wątpienia jest największą sensacją trwającego turnieju. 21-letni Czech wyeliminował już trzech rozstawionych przeciwników, a o półfinał zagra ze Stefanosem Tsitsipasem, z którym ma rachunki do wyrównania. - To idealna szansa do rewanżu. Wiem, jak grać przeciwko niemu - zapowiedział Lehecka.

- Co bym odpowiedział, gdybyś przed turniejem powiedział mi, że dojdę tu do ćwierćfinału? Nie wiem, ale na pewno bym ci nie uwierzył - powiedział Jiri Lehecka zaraz po niedzielnym meczu z Felixem Augerem-Aliassimem (4:6, 6:3, 7:6, 7:6) w Australian Open.

21-letni Czech, który jest dopiero 71. zawodnikiem światowego rankingu, jest największą sensacją męskiej rywalizacji w Melbourne. Rozstawiony z numerem 6. Auger-Aliassime nie był jedynym faworytem, którego wyeliminował Lehecka. Wcześniej Czech pokonał też rozstawionych Bornę Coricia (6:3, 6:3, 6:3) i Camerona Norriego (6:7, 6:3, 3:6, 6:1, 6:4) oraz mniej znanego Amerykanina Christophera Eubanksa (6:4, 6:4, 3:6, 6:3).

To odróżnia Leheckę od Bena Sheltona, czyli innej rewelacji tegorocznego turnieju. Chociaż Amerykanin jest o 335 dni młodszy, a w światowym rankingu jest sklasyfikowany o 18 pozycji niżej, to w Australian Open nie wyeliminował żadnego rozstawionego przeciwnika. Co więcej tylko Zhizhen Zhang (96. ATP) oraz J.J. Wolf (67. ATP) byli rywalami z pierwszej setki rankingu.

Ćwierćfinał to oczywiście największy sukces w krótkiej karierze Lehecki, który został pierwszym od 2018 r. Czechem na tym etapie wielkoszlemowego turnieju. Pięć lat temu dokładnie taki sam wynik osiągnął jego idol i wzór - Tomas Berdych.

- Od dłuższego czasu czułem, że stać mnie na wiele. Ale zawsze przegrywałem przez detale. W ostatnich miesiącach mocno pracowałem nad szczegółami i teraz mam tego efekty. W końcu jestem w stanie skupić się na właściwych rzeczach, które pozwalają mi wygrywać w najtrudniejsze momentach - mówił Lehecka po spotkaniu z Augerem-Aliassimem.

"Miły, grzeczny, ale ponosiły go emocje"

To dopiero drugi rok, w którym Czech startuje w wielkoszlemowych turniejach. Poprzedniego nie mógł zaliczyć do udanych, bo we wszystkich turniejach odpadał w 1. rundzie. Z Australian Open wyeliminował go Grigor Dimitrow, z Rolanda Garrosa - David Goffin, z Wimledonu - Filip Krajinović, a z US Open - Cristian Garin.

- Już w Nowym Jorku czułem, że mogę zrobić krok naprzód. Ale wtedy znowu byłem gorszy w kluczowych momentach i w ostatnim secie się rozsypałem. Pierwsze zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym to dla mnie wielka rzecz. Chociaż nie miałem najtrudniejszego losowania, to wyeliminowanie zawodnika rozstawionego to zawsze duży sukces. W końcu zagrałem dokładnie tak, jak chciałem. Na korcie wszystko ułożyło się zgodnie z planem - mówił Lehecka po meczu 1. rundy z Coriciem.

Co sprawiło, że Lehecka w końcu się przełamał? Jak w przypadku większości młodych zawodników chodziło głównie o kwestie mentalne. 21-latek przyznał, że dzięki treningom z psychologiem sportowym - Janem Muehlfeitem - stał się bardziej dojrzałym i opanowanym zawodnikiem.

- Często zdarzało się, że musieliśmy wyrzucać go z kortu albo siłowni. Od strony sportowej był gotowy na sukces, ale w kluczowych momentach zawodziła go głowa. Dzięki współpracy z Muehlfeitem rozwinął się - powiedział kapitan czeskiej drużyny Pucharu Davisa - Jaroslav Navratil.

I dodał: - Jiri to bardzo miły, grzeczny i skromny chłopak, ale za często ponosiły go emocje. Zwłaszcza po popełnionych błędach. Nie umieliśmy mu wytłumaczyć, że nawet Novak Djoković i Rafael Nadal je popełniają. Teraz w końcu przestał rozpamiętywać pomyłki, stał się dużo spokojniejszy.

Lehecka: - Jeszcze niedawno bardzo zrzędziłem na korcie. Łatwo się denerwowałem, przeklinałem na siebie, nie mogłem sobie poradzić z rosnącą presją. Teraz jest zupełnie inaczej. Współpraca z Janem mnie zmieniła. Już niczego się nie boję, w krytycznych momentach gram to, co wcześniej zaplanowałem. I przede wszystkim akceptuję, że coś może mi się nie udać.

Przełomowy sukces w Rotterdamie

Nie jest jednak tak, że tegoroczny sukces Lehecki wziął się znikąd. Przełom w jego karierze nastąpił w lutym zeszłego roku, kiedy awansował do półfinału turnieju ATP 500 w Rotterdamie. Chociaż Czech dostał się do niego przez kwalifikacje, to później wyeliminował wyżej rozstawionych Denisa Shapovalova (6:4, 6:4), Botica van de Zandschulpa (1:6, 6:4, 6:4) oraz Lorenzo Musettiego (6:3, 1:6, 7:5).

To było osiągnięcie, które stanowiło podwaliny pod dzisiejszy sukces. Dzięki niemu Lehecka pierwszy raz w karierze awansował do pierwszej setki rankingu ATP, co zapewniło mu udział w głównej drabince turniejów wielkoszlemowych. - To prawdopodobnie najpiękniejszy moment mojej kariery, który otworzył przede mną drzwi do nowych wyzwań. W końcu pokazałem się w poważnym turnieju, pokonałem świetnych przeciwników i poczułem się jak pełnoprawny członek touru - wspominał Lehecka.

I dodał: - Zarobiłem też pierwsze poważne pieniądze. Za sam udział w turniejach wielkoszlemowych mogłem liczyć na kwoty od 40 do 60 tys. euro lub dolarów. To pieniądze, które pozwalają uczestniczyć w sezonie nie tylko z trenerem, ale też nieco bardziej rozbudowanym sztabem. Myślałem też o nowym zegarku, ale jako że jestem oszczędną osobą, doszedłem do wniosku, że go nie potrzebowałem. Wolałem zainwestować w ludzi wokół mnie.

To głównie dzięki sukcesowi w Rotterdamie Lehecka zapewnił sobie udział w kończącym sezon turnieju Next Generation ATP Finals, czyli rywalizacji dla ośmiu najlepszych zawodników roku poniżej 21 lat. W przeszłości turniej ten wygrali m.in. Carlos Alcaraz (obecnie lider światowego rankingu) Stefanos Tsitsipas (4. ATP) czy Jannik Sinner (16. ATP).

W listopadzie w Mediolanie Lehecka doszedł aż do finału, gdzie przegrał z Brandonem Nakashimą (3:4, 3:4, 2:4). - To dla mnie wielka motywacja, bo jeśli spojrzysz na zawodników, którzy wygrali ten turniej lub byli w jego finale, to większość z nich świetnie radzi sobie w rywalizacji z seniorami. Zagrałem dobry turniej i nie pozostało mi nic innego, jak iść naprzód - mówił Czech.

- Chociaż za ten turniej nie przyznawano punktów do rankingu ATP, to Jiri podszedł do niego bardzo poważnie. W Mediolanie pokonał dwóch młodych zawodników, którzy już osiągali sukcesy w seniorskich turniejach. To bardzo go zbudowało i dodało mu pewności siebie przed rozpoczęciem tego sezonu - mówił Navratil.

I dodał: - To był dla niego przełomowy moment. Uważam, że bez tego nie byłoby zwycięstwa z Alexandrem Zverevem w United Cup, a potem awansu do ćwierćfinału Australian Open. Jiri w końcu uwierzył, że kiedy jest w bardzo dobrej formie, może rywalizować z najlepszymi na świecie. 

Szkoła, która wychowała gwiazdy

Z uwagi na pasję rodziców Lehecka nie miał wyjścia i musiał zostać sportowcem. Jego matka była gwiazdą lekkiej atletyki, a ojciec znanym pływakiem. Lehecka jako dziecko jeździł i biegał na nartach, pływał, a rakietę do tenisa pierwszy raz trzymał w ręku w wieku trzech lat. Tę wręczyła mu babcia, która grała zawodowo, a wcześniej uczyła gry jego starszą siostrę.

Tenis długo nie był jednak głównym pomysłem na życie Lehecki. Dojrzewający chłopak nie mógł zdecydować się na jedną dyscyplinę, a co więcej, matka pchała go w stronę nauki i chciała, by syn skończył studia studia. Tak się jednak nie stało, a Lehecka przyznał niedawno, że jest pierwszym od kilku pokoleń członkiem rodziny, który nie posiada żadnego dyplomu.

Czech w końcu postawił na tenisa i wieku 15 lat wyjechał do akademii w Prościejowie. Tej samej, w której wychowali się m.in. Berdych i Petra Kvitova. On wygrał 13 turniejów, zagrał w finale Wimbledonu w 2010 r. i sześciu innych wielkoszlemowych półfinałach. Kvitova to m.in. dwukrotna triumfatorka Wimbledonu (2011, 2014), finalistka Australian Open (2019) i była wiceliderka rankingu WTA, która w karierze zdobyła aż 29 tytułów.

- W czasach, kiedy jeszcze grałem w tenisa w domu, chodziło tylko o przyjemność. Uwielbiałem uprawiać sporty, które dawały mi dużo satysfakcji. To było tylko hobby i nie miałem w głowie, by zostać zawodowcem. Nasze gwiazdy, które osiągały wielkie sukcesy, sprawiły, że poczułem, że też tego chcę. Zapragnąłem, by moje nazwisko też było rozpoznawalne na całym świecie. To był moment, w którym zdecydowałem o wyjeździe do Prościejowa - opowiadał Lehecka.

I dodał: - Pierwsze momenty były naprawdę trudne, bo jako 15-latek zdecydowałem się opuścić dom i z wieloma rzeczami pierwszy raz musiałem radzić sobie sam. Ale nie miałem momentu zwątpienia. Wszystko dzięki przyjaźniom, jakie tam nawiązałem i które utrzymuję do dziś.

- Od pierwszej chwili wiedziałem, że Jiri to nie tylko utalentowany zawodnik, ale też inteligentny i miły chłopak. Miał wielkie serce i zacięcie do ciężkiej pracy. To odróżniało go od reszty - wspominał trener Lehecki Michal Navratil. - To piękne słowa, ale nie było tak, że wstawałem z uśmiechem na ustach. Nie. Kiedy po ciężkim dniu budzik dzwonił o 6.30, marzyłem o luźniejszym planie zajęć. Ale nigdy nie oszukiwałem. Wiedziałem, że muszę pracować, by osiągnąć sukces. To wpoili mi rodzice - kontrował zawodnik.

To w akademii w Prościejowie Berdych stał się dla Lehecki kimś więcej niż tylko i aż inspiracją. Jego trener, który pracował wcześniej z czeską gwiazdą, zauważył wiele podobieństw między oboma zawodnikami. Dlatego dziś 21-latek przypomina na korcie swojego starszego idola.

- Zawsze widziałem w sobie cząstkę Tomasa. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę grał jak on. Uwielbiałem jego bezkompromisowy styl. Grał szybko, potrafił pomagać sobie serwisem w kluczowych momentach. Ja gram podobnie, mam też podobny forehand - opisywał Lehecka.

Najmłodszy debiutant w historii

Talent nastolatka rozwijał się na tyle szybko, że już w lutym 2019 r. został najmłodszym w historii czeskim debiutantem w Pucharze Davisa. Lehecka dostał niespodziewane powołanie od Jaroslava Navratila - ojca swojego trenera - bo kontuzjowany był podstawowy zawodnik, Adam Pavlasek. 

To nie był wymarzony debiut, bo Czesi przegrali w Ostrawie z Holandią 1:3, a Lehecka przegrał mecz z Robinem Haasem (4:6, 6:2, 3:6). Mimo to niespełna 18-letni tenisista zebrał wtedy same pochwały. - Jestem kapitanem tej kadry od 13 lat i widziałem wiele debiutów, w tym ten Berdycha. I muszę powiedzieć, że debiut Lehecki był najlepszym, jaki obejrzałem - mówił Navratil senior.

I dodał: - Jiri był najmłodszym zawodnikiem, więc wszystko było dla niego nowe i trudne, a mimo to poradził sobie bez zarzutów. Byłem bardzo zdziwiony, że w ogóle się nie denerwował. To występ, który zapewnił mu nie tylko kolejne powołanie, ale pokazał też skalę jego talentu.

Ten Lehecka potwierdził kilka miesięcy później, kiedy w parze z Jonasem Forejtkiem wygrał deblowy turniej juniorskiego Wimledonu. - To był pierwszy wielki sukces w mojej karierze. Obaj bardzo się cieszyliśmy, ale nic nie mogło przebić tego, co wydarzyło się zaraz po turnieju - wspominał Lehecka.

I kontynuował: - Chociaż dopiero pięliśmy się w rankingu ATP i nie mieliśmy na koncie żadnego singlowego sukcesu, to otrzymaliśmy efektowny puchar i zaproszenie na uroczystą kolację. To wydawało się nierealne. Dostaliśmy smokingi, a pod hotel przyjechały po nas dwa wielkie, efektowne Range Rovery. A na miejscu? Czerwony dywan, dziesiątki fotoreporterów i dziennikarzy. To wszystko mnie przerastało, bo kolacje zwykle jadam w dresie. Ale tam nie było o tym mowy, bo spotkaliśmy członków rodziny królewskiej, szefów Wimbledonu i mistrzów turnieju singlowego: Simonę Halep i Djokovicia. To było jak sen.

"Historia zatoczyła ładne koło, prawda?"

Sześć lat później Lehecka może zagrać z Djokoviciem w półfinale Australian Open. By tak się stało, Serb będzie musiał wygrać w półfinale z Andriejem Rublowem, a Czech z Tsitsipasem. Tym samym Tsitsipasem, który przed rokiem ograł go w półfinale przełomowego turnieju w Rotterdamie.

- Historia zatoczyła ładne koło, prawda? - pytał z uśmiechem Lechecka przed meczem. - To dla mnie doskonała okazja do rewanżu. Jestem przekonany, że Stefanos pamięta tamto spotkanie, bo mocno mu się postawiłem. Co prawda okazał się lepszy, ale to ja wygrałem pierwszego seta. Na pewno pamięta moje mocne strony i wie, że mogę narzucić na niego presję. Wiem, jak grać przeciwko niemu - dodał.

- Jiri już nie musi się nikogo bać. Nie wiem, czy wygra z Tsitsipasem, ale ja już nie oceniam jego szans. Szczerze mówiąc, nie wierzyłem, że dojdzie tu aż do ćwierćfinału. Teraz jednak może grać bez presji, pokazać swój najlepszy tenis, który może zaprowadzić go do kolejnej rundy. Do tej pory grał odważnie, świetnie serwował, a co najważniejsze, wytrzymywał psychicznie kluczowe momenty. I oby tak dalej - powiedział Jaroslav Navratil.

Jego syn, Michal: - Zawsze marzyłem, by trenować najlepszego tenisistę na świecie. Australian Open może być dla Jiriego pierwszym poważnym krokiem w tę stronę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.