Jeden element zadecydował o porażce Igi Świątek. Komentatorzy mieli rację

Dominik Senkowski
Iga Świątek przegrała z Eleną Rybakiną 4:6, 4:6 w czwartej rundzie Australian Open. Polce zabrakło lepszego serwisu, na co słusznie wskazywali komentatorzy Eurosportu. Nie róbmy jednak dramatu, bo Świątek przegrała z mistrzynią Wimbledonu, która powinna być znacznie wyżej w rankingu.

Tuż po meczu trzeciej rundy Australian Open z Cristiną Buksą (6:0, 6:1) Iga Świątek niespodziewanie poszła na trening. Jak informowała korespondentka Sport.pl z Australii, Agnieszka Niedziałek, trener Tomasz Wiktorowski chciał jeszcze przećwiczyć serwis. Opiekun polskiej tenisistki wiedział, co robi. W meczu z Eleną Rybakiną serwis był jednym z najważniejszych elementów. 

Zobacz wideo Na co stać Igę Świątek w tym sezonie? "Zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko"

Zadecydował serwis 

Iga Świątek podawała w tym meczu w kratkę. Momentami bardzo dobrze - jak w siódmym gemie drugiego seta (4:3). Momentami jednak zdecydowanie zbyt przewidywalnie dla rywalki, która zagrażała jej mocnymi returnami. Returny Kazaszki rozbijały plan taktyczny Polki. Po tych zagraniach Świątek straciła podanie już na początku meczu, a także w drugiej partii. 

Trudno nie zgodzić się z Dawidem Celtem, który komentował w Eurosporcie to spotkanie razem z Markiem Furjanem. Obaj podkreślali, że serwis Igi Świątek był w tym spotkaniu zbyt mało różnorodny. Brakowało podań na stronę forhendową Eleny Rybakiny. Zbyt często serwis Polki był przewidywalny dla rywalki. 

Tenisistce urodzonej w Moskwie, ale reprezentującej Kazachstan trzeba oddać, że znakomicie spisywała się przy serwisie. Nie zawsze - bo dwa razy pozwoliła się przełamać Polce - ale w kluczowych momentach jej podanie nie zawodziło. Serwując przy stanie 5:4 w pierwszym, jak i w drugim secie nie dała jednak Świątek żadnych szans. Mocne serwisy, asy, krótkie akcje i kolejne punkty szły na stronę Rybakiny.

Wola walki to nie wszystko

Rybakina nie trafiała wcale bardzo często pierwszym serwisem (56 procent), ale jej podanie było groźniejsze. Tak jak zagrania z bekhendu, którymi potrafiła wygrywać ważne wymiany. Strach pomyśleć, jak wyglądałby ten mecz, gdyby tenisistka z Kazachstanu trafiała w kort z serwisu jeszcze częściej. 

Nie można powiedzieć, że Iga Świątek zagrała (nie licząc podania) złe spotkanie. Imponowała grą w obronie, znów swietnie poruszała się po korcie. Była bardzo zmotywowana i pobudzona, trochę w stylu Rafaela Nadala. Zapewne pamiętała o niedawnej przykrej porażce z Elenę Rybakiną na turnieju pokazowym w Dubaju (3:6, 1:6). Tym razem spokój Kazaszki wygrał jednak z wulkanem energii polskiej tenisistki. 

Poprawić podanie

Liderka rankingu szukała rozwiązań. Zeszła na kort po przegranym pierwszym secie, a wracając trzymała zeszyt z notatkami. Walczyła, jak mogła. Tego dnia nie była jednak w stanie pokazać więcej. Po ubiegłorocznym półfinale Australian Open straci 540 punktów, bo tym razem z Melbourne wraca po czwartej rundzie.

Nie należy jednak dramatyzować po tej porażce. W końcu Iga Świątek przegrała z aktualną mistrzynią Wimbledonu. Tenisistką, która co prawda jest 25. w rankingu WTA, ale gdyby doliczyć jej 2000 punktów za sukces w Londynie (a tych nie przyznano z uwagi na niedopuszczenie Rosjan i Białorusinów do turnieju) byłaby ósma na świecie. Wtedy nie spotkałaby się ze Świątek w czwartej rundzie, a najwcześniej w ćwierćfinale.  

Niestety dla polskich kibiców w ćwierćfinale Australian Open 2023 wystąpi Elena Rybakina. Jej rywalką będzie Jelena Ostapenko, która niespodziewanie pokonała Coco Gauff. Świątek wyjeżdża z Australii ze świadomością, że musi poprawić podanie. Determinacją i wolą walki nie zawsze da się przenosić góry.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.