Podczas 5. seta na ekranie pojawiło się hasło Australian Open. Hurkacz wziął je sobie do serca

Z nieba do piekła i z powrotem - taką drogę przebył Hubert Hurkacz w meczu-dreszczowcu w 3. rundzie Australian Open, a wraz z nim sporo trzymających za niego kciuki osób. Były momenty kryzysowe i złość, ale ostatecznie nie pozwolił, by Denis Shapovalov powtórzył niesamoity wyczyn Andy'ego Murraya sprzed niespełna doby. Zamiast tego Polak wziął sobie do serca jedno haseł turnieju - "Tu zaczyna się historia".

- To był mecz, w którym o wyniku decyduje jedna piłka. Można powiedzieć, że obaj zawodnicy zasłużyli na zwycięstwo - mówił Sport.pl Łukasz Kubot po meczu zakończonym wynikiem 7:6, 6:4, 1:6, 4:6, 6:3. W boksie Huberta Hurkacza zasiadł podczas turnieju w Melbourne i znów się denerwował. Bo to już drugi z rzędu pięciosetowy pojedynek 25-latka. Ale najważniejsze, że wygrany. Dzięki czemu dołączył do właśnie do Kubota i Wojciecha Fibaka w elitarnym gronie.

Zobacz wideo Na co stać Igę Świątek w tym sezonie? "Zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko"

Hurkacz dołączył do Fibaka i Kubota. Melbourne jak USA

Oni dwaj jako jedyni dotychczas z polskich singlistów dotarli do 1/8 finału Australian Open. Fibak w 1978 roku, a Kubot 13 lat temu. Teraz doświadczony zawodnik trzymał kciuki za młodszego kolegę z reprezentacji Polski. I denerwował się razem z całą resztą osób, które z trybun dopingowały Hurkacza. Łącznie z kilkuosobową grupą polskich dziennikarzy.

A obok Kubota siedział m.in. Mariusz Fyrstenberg, który przyznał, że do czwartego seta pod względem mentalnym na prowadzeniu był Denis Shapovalov. 

- Ale w piątym Hubert świetnie pomógł sobie w ważnych momentach serwisem - ocenił nam krótko kapitan Biało-Czerwonych w Pucharze Davisa.

Przed piątkowym meczem zapewniał nas, że Kanadyjczyk - jako leworęczny - jest groźny dla każdego i to niezależnie od stylu gry. Ale pamiętał też, że Hurkacz ma korzystny bilans z tym rywalem i wierzył, że poradzi sobie z nim też teraz. I miał rację.

Wcześniej tenisiści ci zmierzyli się cztery razy. Polak zwyciężył aż trzykrotnie - we wszystkich meczach rozegranych w USA. Od połowy piątkowego spotkania zaczęły jednak rosnąć obawy, że Melbourne nie będzie tak szczęśliwe jak Stany Zjednoczone. Bo o ile w pierwszych dwóch setach Hurkacz radził sobie świetnie, to potem na najwyższy poziom wspiął się rywal. Ryzykowna gra dawała świetny efekt, a Polak nie miał na to do końca na to recepty.

Hurkacz najpierw krzyczał, potem milcząco zerkał. Publiczność chciała piątego seta

Zmieniała się też mowa ciała 25-latka. Po właściwie każdej akcji zerkał w stronę trenera Craiga Boytona. Ale o ile w trzecim secie po błędach był wyraźnie zły i wyrzucał z siebie te emocje krzykiem. Po jednej z pomyłek wystrzelił piłkę daleko poza pole gry. Potem jednak piłka dalej trafiała w siatkę lub na aut, a Hurkacz przyjmował to smutną miną i ciszą. Kanadyjczyk zaś szarpał i walczył z dobrym skutkiem. Pojawiła się wtedy obawa, że feta gracza z Wrocławia zmieni się w stypę.

Odrodzenie turniejowej dziesiątki przyszło dopiero przed decydującą partią. Gdy Kanadyjczyk doprowadził do niej, to z większej części trybun rozległa się wrzawa. Nie byli to jednak wierni fani Shapovalova - raczej kibice, którzy cieszyli się, że obejrzą pięciosetową batalię. Bo kiedy z kolei w ostatnim secie stroną dominującą był Polak, to też nie szczędzili mu braw. Tak samo jak po wykorzystaniu piłki meczowej.

Miłośnicy tenisa i organizatorzy imprezy w Melbourne dobrze wiedzieli, że mecz tej dwójki powinien dostarczyć dużo emocji. Wyznaczono go więc na otwarcie wieczornej sesji na Margaret Court Arena. Zawodu nie było, choć zapewne kibice Hurkacza woleliby, żeby oszczędził im dużej dawki nerwów, która pojawiła się w połowie spotkania.

Na tym samym korcie niespełna dobę wcześniej niemal sześciogodzinny pojedynek, który zostanie na długo zapamiętany, stoczyli Andy Murray i Thanasi Kokkinakis. Drugi z najdłuższych w historii Australian Open, wygrany przez pierwszego z nich 4:6, 6:7 (4-7), 7:6 (7-5), 6:3, 7:5. Hurkacz jednak nie pozwolił Kanadyjczykowi pójść śladem walecznego Szkota. Zamiast tego wziął sobie do serca jedno z haseł tegorocznej edycji turnieju w Melbourne, które pojawiło się na ekranach m.in. podczas piątego seta jego piątkowego spotkania. "Tutaj zaczyna się historia".

Więcej o:
Copyright © Agora SA