Piątkowe spotkanie Igi Świątek z setną w rankingu WTA Cristiną Bucsą nie miało większej historii. Jedynego gema w ich pierwszym w karierze pojedynku Polka straciła przy prowadzeniu 6:0, 5:0. Wtedy publiczność wielką owacją nagrodziła jej skazywaną na porażkę rywalkę. 21-latka zaś za bardzo pewny awans do 1/8 finału w nagrodę od trenera Tomasza Wiktorowskiego dostała dodatkowy trening.
Dziennikarze Sport.pl i Polskiego Radia czekali na szkoleniowca Świątek, by porozmawiać o pewnym zwycięstwie nad Buksą i zapowiadającym się bardzo ciekawie pojedynku z Jeleną Rybakiną. To właśnie Kazaszka, która triumfowała niespodziewanie w ubiegłorocznym Wimbledonie, będzie rywalką pierwszej rakiety świata w walce o ćwierćfinał imprezy w Melbourne. Przy tej okazji właśnie okazało się, że wydłużający się czas oczekiwania na trenera był związany z dodatkowymi zajęciami na korcie.
- Nie było jeszcze pomeczowej rozmowy. Dlatego, że Iga przyszła do szatni i stwierdziliśmy, że jeszcze chwilkę poserwujemy. Pracowaliśmy nad jednym elementem. Dopiero zeszliśmy z kortu i dlatego przyszedłem później - wyjaśnił Wiktorowski.
Dodał od razu jednak, że nie chodziło o wykonanie większej pracy, bo nie jest to odpowiednia pora.
- To czas na drobne szlify i krótkie przypomnienie sobie pewnych rzeczy. Dzisiejszy mecz był dość krótki, więc tej energii na pewno Iga ma jeszcze dużo do spożytkowania. Czas na prawdziwą pracę przyjdzie po Australii czy też przed startami na Bliskim Wschodzie - doprecyzował.
Szkoleniowiec nie zamierza jeszcze omawiać kolejnego pojedynku swojej tenisistki. Podkreśliła, że na razie jest chwila, by się nacieszyć jeszcze piątkowym zwycięstwem.
- Mamy jeszcze czas, bardzo spokojnie podejdziemy do meczu z Rybakiną. Spokojnie, aczkolwiek z bojowym nastawieniem. Nie ma co teraz wybiegać myślami do niego. Trzeba przygotować się jak najlepiej można do tego spotkania. Odrobić lekcję, jeśli chodzi o poprzednie mecze Kazaszki, przeanalizować jej występy i tyle - podsumował.