Trudno było się spodziewać aż takiej skali nokautu ze strony Igi Świątek. Z jednej strony Polka to oczywiście zdecydowanie najlepsza tenisistka świata w ostatnich miesiącach, triumfatorka dwóch z czterech turniejów wielkoszlemowych w zeszłym roku. Z drugiej jednak rywalka pokazała już w Australian Open, że ma spore możliwości.
Dla Cristiny Bucsy (100. WTA) był to szósty pojedynek w Melbourne w tym roku. Najpierw przebiła się przez trzystopniowe eliminacje, potem w turnieju głównym ograła Evę Lys i Biancę Andreescu. To ostatnie zwycięstwo było dużym zaskoczeniem, bo Andreescu to mistrzyni US Open 2019, zawodniczka wciąż z dużym potencjałem mimo licznych kontuzji.
25-letnia Bucsa mogła wyjść na kort przeciwko Idze Świątek bez większej presji. Swoje już zrobiła, a mecz z liderką rankingu potraktować jak święto, ogromne wyróżnienie. Z drugiej jednak strony w takich sytuacjach czasem przeważają nerwy - chęć pokazania jest duża, a przygotowanie mentalne nie pomaga. Prawdopodobnie to jedna z przyczyn słabej postawy Hiszpanki.
Nasza tenisistka oczywiście nie zrobiła nic, by pomóc rywalce. Świątek zagrała bardzo dobre spotkanie. Kontrolowała przebieg meczu, grała bardzo pewnie, nie pozwoliła sobie na ani jeden moment utraty koncentracji. A to nie łatwe, gdy prowadzi się 6:0, a w drugiej partii wszystko zmierza do podobnego wyniku.
Jedyny moment uśmiechu dla Bucsy to wygrany serwis przy stanie 0:6, 0:5. 25-latka jednak nie ucieszyła się z gema - w przeciwieństwie do jej ojca, który szalał na trybunach. Na pewno zdaje sobie sprawę z poziomu trudności, z jakim zmierzyła się jego córka. Nie była gotowa na pojedynek z pierwszą rakietą świata, ale może to zamienić w lepszą przyszłość.
Takie porażki potrafią ciążyć, ale mogą też pomóc karierze. Pamiętajmy Igę Świątek, jak przegrała wyraźnie w Roland Garros 2019 z Simoną Halep. Rok później Polka odpowiedziała Rumunce tym samym, a następnie wygrała turniej w Paryżu. Bucsa po Australian Open awansuje zapewne o kilkadziesiąt pozycji w rankingu WTA. Gdy nabierze dystansu do piątkowej porażki zrozumie, jak wiele dokonała w Melbourne.
Rozmiar wygranej Polki w trzeciej rundzie to specjalna wiadomość wysłana do najgroźniejszych rywalek, które pozostały w turnieju: Jessiki Peguli, Barbory Krejcikowej, Aryny Sabalenki czy Eleny Rybakiny. Jakby chciała im przekazać: „Patrzcie, w jakiej jestem formie. Dziewczyna ograła Andreescu, a ja prawie rozbiłam ją do zera".
Rybakina będzie kolejną przeciwniczką naszej tenisistki w czwartej rundzie Australian Open. Tam już nie będzie żartów, to pojedynek wagi ciężkiej. Reprezentująca Kazachstan tenisistka to mistrzyni Wimbledonu 2022.
Rybakina jest co prawda dopiero 22. w rankingu WTA, ale gdyby otrzymała punkty za triumf w Londynie, byłaby zdecydowanie wyżej, a ze Świątek zapewne rywalizowałaby w Wielkim Szlemie najwcześniej w ćwierćfinale a może nawet w finale.
To spotkanie będzie tym ciekawsze, że panie spotkały się niedawno w Dubaju. Polka przegrała wtedy z Kazaszką na turnieju pokazowym. Charakter tamtej rywalizacji nie pozwala przywiązywać zbyt dużej wagi do wyniku (3:6, 1:6), ale Świątek nie lubi przegrywać na żadnym polu, dlatego zapewne będzie głodna rewanżu.
Spotkanie Iga Świątek - Cristina Bucsa nie zostało zaplanowane przez organizatorów na korcie głównym imienia Roda Lavera. To nieco zaskakujące, bo w końcu mówimy o zdecydowanej liderce rankingu. Rozstawiony z numerem pierwszym w męskiej drabince Rafael Nadal i jego największy rywal Novak Djoković rozegrali wszystkie mecze w Australian Open 2023 na głównym obiekcie.
Prawdodpobnie w przypadku spotkania z Eleną Rybakiną władze Australian Open podejmą już inną decyzję. W niedzielę będzie to hit dnia w kobiecym turnieju. Dwie mistrzynie wielkoszlemowe powalczą o awans do ćwierćfinału. Transmisja w Eurosporcie, relacja w Sport.pl.