Świątek ma asa w rękawie. "Wspaniały. Nie ma drugiego takiego jak on"

- Ten mecz był znacznie trudniejszy niż sugeruje wynik. Camila Osorio jest wielkim walczakiem i zagrała parę kosmicznych piłek. Wiedziałam, że muszę być cierpliwa - podkreśla Iga Świątek. Liderka światowego rankingu w meczu 2. rundy Australian Open oddała Kolumbijce pięć gemów. A zapytana o przygotowanie fizyczne zapewnia, że nic nie jest tu pozostawione przypadkowi i szczęściu.

Po ostatniej akcji tego spotkania można było odnieść wrażenie, że obie tenisistki wygrały. Zarówno Iga Świątek, jak i Camila Osorio bowiem zacisnęły pięść w geście zwycięstwa. Z awansu do trzeciej rundy Australian Open cieszyła się jednak Polka, która pokonała Kolumbijkę 6:2, 6:3. W późniejszej rozmowie z dziennikarzami zapewniła, że wynik w tym wypadku może być mylący, bo rywalka do końca wywierała na nią presję.

Zobacz wideo Na co stać Igę Świątek w tym sezonie? "Zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko"

Waleczna Osorio i jej kosmiczne zagrania. Taktykę Świątek zostawia trenerowi

Pierwsza runda w Melbourne przyniosła liderce światowego rankingu i jej kibicom sporo nerwów. Zwycięstwo w każdym z setów pojedynku z Jule Niemeier zapewniała sobie dopiero w końcówce i wygrała 6:4, 7:5. W środę potrafiła zbudować bezpieczną przewagę, ale zapewnia, że wcale nie przyszło jej to łatwo, a Kolumbijka zmusiła ją do dużego wysiłku.

- Gra była naprawdę intensywna i fizyczna. Uważam, że ten mecz był znacznie trudniejszy niż sugeruje wynik. Camila jest wielkim walczakiem. Nie oddała mi za darmo zbyt wielu punktów. Cieszę się, że byłam solidna. To dla mnie najważniejsze - ocenia na wstępie 21-latka.

Była to jej pierwsza w karierze konfrontacja z rówieśniczką z Ameryki Południowej, więc nie do końca wiedziała, czego się spodziewać. Miała jednak świadomość, że kluczowa będzie jedna, dość uniwersalna kwestia.

- Wiedziałam ogólnie, jaki jest jej styl gry i na czym bazuje. Chciałam być solidna i starałam się nie przyśpieszać każdego kolejnego uderzenia do woleja, bo wtedy pojawia się większe ryzyko. Wiedziałam, że muszę być cierpliwa. To kwestie taktyczne, ale nie różnią się zbytnio w meczach z większością rywalek. Jedyna rzecz, która była inna, to to, że wiedziałam, że Camila będzie walczyć do samego końca nie da mi nic za darmo. Nawet pod koniec meczu miałam wrażenie, że ma poczucie, iż nie ma nic do stracenia i naprawdę wykorzystała dobrze tę sytuację. Zagrała parę płaskich i kosmicznych piłek. Podejmowała też dobre decyzje - wylicza Świątek.

Pojedynek z Osorio stał pod znakiem przełamań. W pierwszym secie Polka wygrała wszystkie gemy serwisowe rywalki. Sama jednak nie poświęcała rozmyślaniom o tym elemencie zbyt dużo czasu przed meczem.

- Zwykle to mój trener zajmuje się wszelkiego rodzaju statystykami. Przychodzi do mnie i mówi, co mam robić. Gdybym sama to analizowała, to by mnie to rozpraszało. Sama bardziej skupiałam się na technice. Wiedziałam, że nawet jeśli to nie będzie perfekcyjny return, to zawsze mogę potem wygrać punkt po wymianie - tłumaczy Polka.

Świątek nie chce opuszczać "bańki". Polka o ważnym członku jej sztabu: nie ma drugiego takiego jak on

Po meczu otwarcia w Melbourne opowiadała dziennikarzom o presji związanej z rozpoczęciem sezonu w roli pierwszej rakiety świata, którą została na początku kwietnia. Teraz wróciła do tematu. Podczas turnieju w Melbourne chce zostać w "bańce" i nie myśleć o oczekiwaniach własnych i zewnętrznych, ale jednocześnie apeluje znów, by nie brać za pewnik jej zwycięstw.

- Wciąż musimy walczyć w każdym meczu i być gotowe na wszystko. Staram się to robić, a jednocześnie uważam, że ranking nie gra i nie ma znaczenia, która w nim jestem. Oczywiście, chcę wykorzystywać zdobyte doświadczenie i wiem, że mogę z wieloma rzeczami sobie poradzić, ale na korcie liczy się tylko tenis - przekonuje Świątek.

W poprzednim sezonie mocno odskoczyła reszcie stawki. Dziennikarze i kibice przed nowym sezonem zastanawiali się, kto będzie w stanie zagrozić jej w bliższej lub nieco dalszej przyszłości. Dla 21-latki nie ma w ogóle takiego tematu.

- Nie myślę o tym, bo mam wrażenie, że w tej naszej podróży może się wydarzyć wiele niespodziewanych rzeczy. Ciężko więc przewidzieć, gdzie będziemy np. za dwa lata. Poza tym jestem młodsza od większości dziewczyn w TOP10. Owszem, przeciwko np. Jessie (Peguli - red.) grałam w ubiegłym roku chyba pięć czy sześć razy i mam poczucie, że znamy dobrze nawzajem swój styl gry. Nie podchodzę do tego jednak w kategoriach osobnej rywalizacji między nami - zapewnia.

W poprzednim sezonie też stale chwalono ją za to, jak dobrze radzi sobie fizycznie z trudami długiego sezonu. Świątek w środę postawiła sprawę jasno - nie ma tu miejsca na przypadek czy szczęście.

- Bardzo ciężko pracujemy nad tym, bym była w dobrej kondycji. Mam świetnego trenera przygotowania fizycznego Macieja Ryszczuka. Nie ma drugiego takiego jak on. To wspaniały specjalista. Ufam mu całkowicie - zapewnia.

Więcej o:
Copyright © Agora SA