Zwykle skala trudności w turnieju rośnie wraz z każdą kolejną rundą. Patrząc jednak na nazwiska dwóch pierwszych rywalek Igi Świątek można było przypuszczać, że znacznie większe kłopoty może sprawić jej na otwarcie Jule Niemeier niż Camila Osorio, środowa przeciwniczka. Tak też było. O ile z 69. na liście WTA Niemką, która miała świetny poprzedni sezon, wygrała nie bez nerwów 6:4, 7:5, to 84. w tym zestawieniu Kolumbijce oddała tylko pięć gemów.
Zarówno Świątek, jak i jej trener Tomasz Wiktorowski zgodnie zaznaczyli po poniedziałkowym pojedynku, że z pewnością nie był on najlepszy w jej wykonaniu. Szkoleniowiec ostrzegł również, że nie należy się spodziewać, iż 21-latka w pierwszym tygodniu nie będzie miała żadnych kłopotów w Melbourne. To też się sprawdziło w środę, ale problemy te nie spowodowały żadnego większego zagrożenia.
Wtorkowy trening Polki ze względu na upał został przeniesiony do hali. Zajęcia w takich warunkach przydały się jej, bo dzień później też grała pod dachem, choć z zupełnie innego powodu. Znów zaprezentowała się na korcie centralnym, ale tym razem miało to związek z padającym od rana w Melbourne deszczem.
W przypadku Niemeier, która w poprzednim sezonie dotarła do ćwierćfinału Wimbledonu i 1/8 finału US Open, spodziewano się, że może być bardzo trudną przeszkodą dla Świątek. Udowodniła to choćby właśnie w czwartej rundzie wielkoszlemowych zmagań w Nowym Jorku - rozegrały tam trzysetowy pojedynek. Osorio, z którą Polka zmierzyła się po raz pierwszy, nie dawano większych szans. Z tego względu jednak mogła liczyć na spore wsparcie widowni Rod Laver Arena. Gorącymi brawami nagradzano każdy zdobyty przez nią punkt. Sama też po udanej akcji zaciskała pięść, jakby dodając samej sobie wiary w to, że jest w stanie walczyć z faworytką imprezy.
Kolumbijska rówieśniczka Świątek przed tym startem w Australian Open miała na koncie pięć występów w głównej drabince Wielkiego Szlema. Najlepszy jej wynik to trzecia runda, do której dotarła w Roland Garros na ulubionych kortach ziemnych oraz w Wimbledonie. Polka w dorobku ma z kolei trzy tytuły wywalczone w zawodach tej rangi.
W gemie otwarcia liderka rankingu nie oddała rywalce nawet punktu. Jakby chciała dać jasny sygnał, że chce zrobić swoje i skupić się na przygotowaniach do kolejnej rundy. Osorio pierwszą porcję wspierających braw dostała po chwili, gdy prowadziła 30:0. Ale wówczas nie zdołała utrzymać podania. Nie udało jej się to w tej partii ani razu. Po swojej stronie zapisała jednak wtedy dwa gemy, korzystając z kłopotów z serwisem rywalki.
Kolumbijka z pewnością dobrze przeanalizowała grę Świątek przed tym meczem i wiedziała, że ma ona w ostatnim czasie spore trudności z podaniem. Widać to było choćby w poniedziałek, zwracał na to też uwagę Wiktorowski. Osorio postawiła więc na ofensywną grę, co dało efekt. Nie pozwoliło jej to poważniej zagrozić pierwszej rakiecie świata, ale dało kilka momentów radości.
Zawodniczka z Ameryki Południowej po raz pierwszy własnego gema serwisowego wygrała na początku drugiego seta. Na jego otwarcie z kolei zmarnowała break pointa. Świątek zmobilizowała się wówczas i szybko odskoczyła na 5:1. Ale w końcówce znów przyszedł słabszy moment, który rywalka wykorzystała. Po przełamaniu cieszyła się i machała triumfalnie publiczności. Tym razem poszła za ciosem i zmniejszyła stratę do dwóch gemów, a z trybun tym razem padło wspierające dla Polki "Let's go Iga, let's go".
Gdy wykorzystała drugą piłkę meczową, to krzyknęła i z zaciśniętą pięścią skierowała wzrok w stronę swojego sztabu szkoleniowego. Osorio, podchodząc do siatki, również trzymała podniesioną jakby triumfalnie rękę. Wyraźnie cieszyła się z tego, co pokazała w tym meczu.
Na wyłonienie kolejnej przeciwniczki w Melbourne Świątek może przyjść jeszcze dłużej poczekać. Pierwotnie pojedynek Bianki Andreescu z Cristiną Bucsą miał się toczyć równolegle ze spotkaniem Polki, ale z powodu deszczu Kanadyjka i Hiszpanka jeszcze nie wyszły na kort.