Kosmiczny mecz na AO. Wszyscy rzucili pracę, by zobaczyć wielkiego Murraya

Andy Murray może w przyszłości zostać mówcą motywacyjnym. Cztery lata temu tuż przed Australian Open płakał, obawiając się, że będzie zmuszony niedługo zakończyć karierę. Teraz tenisista z "metalowym biodrem" pokonał w 1. rundzie tego turnieju po pięciosetowym maratonie Matteo Berrettiniego. Dziennikarze z całego świata i tenisiści przerwali swoje zajęcia w Melbourne, by zobaczyć ten mecz.

Wielu już kilka lat temu odsyłało go na sportową emeryturę. Kilkuletnia walka z kontuzją biodra odcisnęła piętno na grze słynnego Szkota. Sam na początku 2019 roku był już mocno sfrustrowany i coraz częściej myślał, że zostały mu ostatnie chwile w zawodowym tenisie. Ale zyskał drugie życie i we wtorek po raz kolejny w pełni tę szansę wykorzystał. We wtorkowy wieczór razem z Matteo Berrettinim stworzył niesamowite widowisko, które zarówno oni sami, jak i oglądające je osoby zapamiętają na długo.

Zobacz wideo MŚ w piłce ręcznej. Bartłomiej Bis po awansie: Jeśli od początku nie będziemy na sto procent, to Hiszpanie nas rozjadą

Zamiast końca kariery drugie tenisowe życie. Maraton z obronionym meczbolem

35-letni Murray i młodszy o dziewięć lat Włoch to przedstawiciele dwóch różnych pokoleń w tenisie, ale obaj wiedzą już trochę o pechu w kwestiach zdrowotnych. W przypadku 14. w rankingu ATP Berrettiniego dotychczas były to urazy, które wykluczały go na kilka tygodni lub miesięcy. Będący dawniej liderem światowej listy, a obecnie 66. w tym zestawieniu Szkot, z kolei latami zmagał się z kontuzją, której skutki wciąż odczuwa. Ma za sobą dwie operacje, a po tej drugiej zyskał - jak to sam określił - "metalowe biodro".

Drugi z tych zabiegów odbył się tuż po Australian Open 2019. Przed tym turniejem odbyła się wspomniana konferencja, na której Murray ze łzami w oczach zapowiedział, że prawdopodobnie za pół roku - po Wimbledonie - zakończy karierę. W Melbourne, gdzie w przeszłości pięć razy był w finale, odpadł w pierwszej rundzie, ale czarny scenariusz na dalszą część tamtego sezonu się nie ziścił. Brytyjczyk postanowił zawalczyć jeszcze raz o powrót do gry.

Ze szczęścia płakał już niespełna dziewięć miesięcy po operacji, gdy wygrał turniej w Antwerpii. Więcej imprez jak na razie nie wygrał, ale w poprzednim sezonie dotarł do finału w Sydney oraz w Stuttgarcie i nieraz pokrzyżował plany faworytom. We wtorek o tym, że waleczny 35-latek wciąż trochę potrafi, boleśnie przekonał się Berrettini. Szkot po niemal pięciu godzinach walki wygrał 6:3, 6:3, 4:6, 6:7 (7-9), 7:6 (10-5), broniąc w ostatnim secie piłki meczowej.

"Niewiarygodnie szczęśliwy i bardzo dumny z siebie". Mecz, który oglądali wszyscy

Zdobywca trzech tytułów wielkoszlemowych kort centralny w Melbourne opuszczał z krwawiącym kolanem, kuśtykając i ciężko oddychając.

- Będę odczuwał skutki tego meczu dziś i jutro, ale teraz jestem po prostu niewiarygodnie szczęśliwy i bardzo dumny z siebie. Przez ostatnie miesiące mocno pracowałem z moim sztabem szkoleniowym, by dać sobie szansę na występy na takich arenach i w takich meczach. Dziś wieczorem dało to efekt - zaznaczył.

Był to jego 50. wygrany pojedynek w Australian Open. We wtorek odniósł też pierwsze od 2017 roku zwycięstwo nad graczem z Top20 w imprezie wielkoszlemowej. 

Mecz-maraton z udziałem Murraya i Berrettini wzbudził ogromne zainteresowanie. Oglądali je choćby czekający na swoje mecze w Melbourne Novak Djoković, Fabio Fognini i Dan Evans.

Dziennikarze z różnych krajów, którzy pracują przy turnieju też odrywali się od swoich tekstów, by zerkać na przebieg tego pojedynku. W jednej z ogromnych sal biura prasowego wyświetlany był on na dwóch wielkich ekranach. Co jakiś czas z różnych części pomieszczenia słychać było okrzyki radości lub jęk zawodu reporterów m.in. z Niemiec, Serbii i Turcji. Obaj zawodnicy mieli swoich sprzymierzeńców, choć większość sympatyzowała ze Szkotem i razem z nim cieszyła się po ostatniej akcji.

Więcej o:
Copyright © Agora SA