Ekstremalna sytuacja na AO. Czy we wtorek dojdzie do przerwania meczów?

Magda Linette szykuje się do walki z dwójką przeciwników w 1. rundzie Australian Open - z Egipcjanką Maiar Sherif i upałem. Z tym ostatnim mierzyła się już w sobotę. - Trenowało mi się fatalnie. We wtorek ma być tak samo ciepło, więc było to dobre przygotowanie - ocenia tenisistka. Jeśli prognozy się sprawdzą, to możliwe, że niektóre mecze tego dnia zostaną przerwane.

W sobotę miał się lać żar z nieba i tak było. Dwa dni przed rozpoczęciem Australian Open temperatura w Melbourne doszła do 37-38 stopni Celsjusza. Duże wiatraki i specjalne korytarze zapewniające chłodzącą bryzę cieszyły się stale bardzo dużą popularnością. Nieustannie zajęcie mieli też wolontariusze, którzy z plastikowych wypełnionych wodą strzelb celowali w chętnych. Niedziela przyniosła wyraźne ochłodzenie, ale od poniedziałku znów ma być gorąco, a najtrudniejsze warunki mają mieć zawodnicy grający dzień później. 

Zobacz wideo Kamil Stoch ocenia: Było super, magicznie. Bardzo czekałem

Styczniowe upały australijską normą. Mecze mogą zostać przerwane

We wtorek udział w australijskiej imprezie zainaugurować ma m.in. Magda Linette. Jej spotkanie z Maiar Sherif powinno rozpocząć się późnym popołudniem czasu miejscowego. Polka pierwsze przetarcie z grą w upale podczas tegorocznego pobytu w Melbourne przerobiła w trakcie sobotnich zajęć. Nie wspomina ich dobrze, ale dostrzega też ich zaletę.

- Trenowało mi się fatalnie. We wtorek ma być tak samo ciepło, więc było to dobre przygotowanie. Było gorąco, ale też wietrznie, więc piłki bardzo mocno latały, bardzo ciężko było cokolwiek skontrolować. Nie gra się przyjemnie w takich warunkach. Ale fajnie, że mieliśmy taki jeden dzień, żeby w miarę możliwości się do tego przygotować - zaznacza 30-latka w rozmowie z dziennikarzami Sport.pl i Polskiego Radia.

Jak dodaje, w sobotę kluczowe było zarezerwowanie kortu o takiej porze, gdy upał nie osiągnął jeszcze maksymalnego pułapu.

- Później po prostu trzeba przejść przez te warunki, bo tak samo będzie we wtorek. Z tego, co wiem, to wczoraj po południu było tak gorąco, że gdyby wtedy rozgrywano mecze, to byłyby przerwane. Ale mimo wszystko trzeba się przygotować do każdych warunków. A po takim treningu to już tylko wanna z lodem i fizjoterapia. Każdy ma to opanowane - relacjonuje z uśmiechem 45. rakieta świata.

Styczniowy upał w Australii nikogo nie dziwi - lato jest tu wtedy w pełni. W przeszłości nieraz zdarzały się związane z wysoką temperaturą zasłabnięcia zarówno wśród tenisistów biorących udział w tym turnieju wielkoszlemowym, jak i wśród pracujących przy nim osób i kibiców. W związku z tym wprowadzono Extreme Heat Policy (EHP). To zbiór zasad dotyczących rywalizacji w upale.

Reguły te wprowadzono w 1998 roku i od tego czasu ulegały modyfikacji. Obecnie obowiązuje wersja z 2019 roku, zgodnie z którą kluczowa jest pięciostopniowa skala stresu cieplnego. Uwzględniane są przy jej ustaleniu cztery czynniki: promieniowanie cieplne (siła nasłonecznienia), temperatura powietrza w cieniu, wilgotność względną i prędkość wiatru. Jeśli osiągnięty zostanie piąty, najwyższy stopień, to rywalizacja zostaje przerwana. 

Korty w Melbourne powinny sprzyjać Linette. "Czuję, że jestem cały czas na dobrej drodze"

Linette we wtorek rywalizować będzie z upałem i 54. w światowym rankingu Sherif. 26-letnia Egipcjanka ma w dorobku jeden wygrany turniej - jesienią ubiegłego roku cieszyła się z sukcesu na kortach ziemnych w Padwie. W listopadzie z kolei triumfowała na tej samej nawierzchni w challengerze WTA w chilijskim mieście Colina. Polka zmierzy się z nią po raz pierwszy w karierze.

- Maiar miała bardzo dobrą końcówkę sezonu. Wiadomo, w większości odnosiła je na mączce, więc myślę, że tutejsze korty twarde powinny mi służyć. Oglądałam trochę meczów Sherif, jestem przygotowana. Kojarzę ją również trochę z touru. Myślę, że mam całkiem niezły plan. Czuję się też fajnie po meczach w United Cup i starcie w Hobart - zapewnia Linette.

Nad młodszą o cztery lata wtorkową rywalką ma przewagę doświadczenia i lepszych wyników. Wcześniej sześć razy wystąpiła w głównej drabince Australian Open, a w każdej z czterech odsłon Wielkiego Szlema dotarła do trzeciej rundy. Egipcjanka też sześć razy wystąpiła w zasadniczej części rywalizacji, ale łącznie we wszystkich imprezach tej rangi. Nigdy nie przeszła drugiej rundy.

- Ona tak naprawdę dopiero nie tak dawno zaczęła występy na tym poziomie, więc nie do końca wiem, czego się spodziewać. Ale po wynikach widać, że bardzo lubi grać na ziemi, gdzie jest dużo wolniej i to będę starała się wykorzystać. Wydaje mi się, że trochę lepiej umiem się dopasować do tutejszych warunków - ocenia Polka.

Sama również miała udaną końcówkę ubiegłego roku - pokonała wtedy kilka zawodniczek z czołówki. Dobrą passę kontynuowała na początku tego sezonu, gdy błyszczała w drużynowym United Cup. Następnie przeniosła się do Hobart, gdzie w imprezie WTA przegrała w pierwszej rundzie z Belgijką Alison Van Uytvanck.

- Myślę, że - oprócz dwóch gemów w pierwszym secie - nie zagrałam tam źle. Chciałam zagrać mecz na otwartych kortach, bo w Brisbane (w fazie grupowej United Cup  - red.) były one zakryte, nie było wiatru i tej przestrzeni. To były bardziej halowe warunki. W Hobart miałam tylko jeden dzień, by się przygotować, a Alison zagrała dobry mecz - analizuje 30-latka.

I dodaje, że nie popełniła w tamtym spotkaniu dużych błędów, które mogłyby ją niepokoić. W związku z tym też jej pewność siebie nie została osłabiona.

- Czuję, że jestem cały czas na dobrej drodze. Żałuję, że nie miałam może więcej dni na przygotowanie do tamtego meczu, ale jadąc tam byliśmy tego świadomi. Nie chcieliśmy też z moim trenerem przyjeżdżać za szybko do Melbourne, bo potem spędzony tutaj czas jest trochę meczący. Uczestników jest bardzo dużo i bardzo trudno dostać kort (do treningu - red.). A w Hobart był bardzo duży spokój, można było ustawić wszystko pod siebie - zaznacza Linette.

Linette posłuchała trenera. Przerwa międzysezonowa krótka jak nigdy

O ile samego wyjazdu do Hobart nie żałuje, to przyznaje, że udział w United Cup był bardzo intensywny i męczący.

- Myślę, że jeśli za rok będę w tej samej sytuacji, to do Hobart już nie przyjadę. A przynajmniej nie zagram tam w turnieju, tylko zrobię sobie wtedy przerwę - zaznacza doświadczona tenisistka.

Magda Linette Magda Linette uratowała reprezentację Polski. "Ogromne wsparcie z ławki"

Trener Mark Gellard przekonał ją, by tym razem spróbować nowego rozwiązania dotyczącego skrócenia przerwy między ostatnim meczem w sezonie, a rozpoczęciem rywalizacji w kolejnym. Zwykle trwała ona 8-9 tygodni.

- Mark miał wrażenie, że zawsze bardzo długo wchodzę w sezon. Potrzebowałam zwykle 5-6 meczów i dopiero potem zaczynałam się rozpędzać. Chcieliśmy więc parę rzeczy zmienić. Akurat teraz tak się to poskładało, że turniej finałowy Pucharu Billie Jean King był późno, a United Cup rozpoczął się wcześnie (pod koniec grudnia - red.). Wydaje mi się, że optymalnie udało mi się przygotować fizycznie mimo tak krótkiej przerwy. Choć było to wymagające - przyznaje Linette.

Więcej o: