W tych okolicznościach to cud, że Iga Świątek osiągnęła aż tyle. "Gdybym była Amerykanką"

Dominik Senkowski
"Myślę, że gdybym była Amerykanką, już jako dziecko bardziej bym w siebie wierzyła - w Stanach wielu tenisistom udało się odnieść sukces" - napisała Iga Świątek w artykule dla The Players' Tribune. I szczerze przyznała, że długo nie wierzyła, że może dojść tak daleko. Jej opowieść po raz kolejny przypomina, jak niesamowitą drogę przebyła polska gwiazda - pisze Dominik Senkowski ze Sport.pl.

Wiele razy pisaliśmy na Sport.pl o tym, że sukces Igi Świątek to przede wszystkim sukces samej tenisistki, jej rodziny i najbliższego otoczenia. W długim artykule, który tuż przed startem Australian Open został opublikowany na renomowanej stronie The Player’s Tribune, najlepsza tenisistka świata potwierdziła, że jej osiągnięcia - dojście na szczyt rankingu WTA i wygrane w turniejach Wielkiego Szlema - nie są konsekwencją funkcjonowania organicznych działań nastawionych na szkolenie tenisistów.

"W Polsce jeszcze nie ma odpowiedniego systemu, który wspierałby tenisistów. Szczerze mówiąc, życie sportowca nie jest łatwe, w sport nie inwestuje się zbyt wiele ani na nim nie zarabia, dopóki nie przyjdzie ten największy sukces. Kiedy byłam młodsza, czasem nie miałam gdzie trenować, a mój tata wiele poświęcił, żeby umożliwić mi rozwój. Czasami nie było mu łatwo, ale zdobywał pieniądze na opłacenie trenera czy wynajęcie kortu" - czytamy w artykule Igi Świątek.

Zobacz wideo "Iga Świątek i Przyjaciele dla Ukrainy". Tak wyglądało wydarzenie

Świątek nie mogła liczyć na system

Dlatego, gdy mówimy o sukcesach naszej tenisistki, trudno jednoznacznie utożsamiać je z sukcesami polskiego tenisa. Oczywiście, Świątek reprezentuje Polskę i jest wizytówką dyscypliny na świecie, ale nie jest "produktem" systemu. Polski tenis jako organizacja nie zrobił wiele, by Świątek znalazła się na samym szczycie kobiecych rozgrywek.

Dopiero w 2016 roku, w wieku 15 lat, tenisistka mogła nawiązać współpracę z Warsaw Sports Group. Agencja pomagała jej finansowo. - Potrzebowałem wsparcia, miałem zastój finansowy. Nie wypieram się tego - zaznaczał Tomasz Świątek, ojciec zawodniczki w rozmowie z Eurosport.pl. Współpraca z WSG trwała trzy lata.

W artykule dla The Players' Tribune Świątek w wielu miejscach podkreśla zresztą duże zasługi swojego ojca, dla rozwoju jej kariery. Od razu przypomina się film "King Richard" opowiadający o historii Richarda Williamsa - ojca Sereny i Venus Williams. Filmowa produkcja pokazuje m.in., jak trudne było ich życie, ile wyrzeczeń kosztowało przeznaczanie prawie wszystkich zarobionych pieniędzy na szkolenie córek. 

Zainteresowanych odsyłam także do polskiego filmu "Córka trenera" ze świetną rolą Jacka Braciaka. Pokazywana jest w nim właśnie rzeczywistość polskiego tenisa i ogrom trudów, jakie trzeba pokonać, by w ogóle załapać się do walki o zawodową karierę. 

Siostry Williams miały łatwiej

Siostry Williams miały jednak o tyle łatwiej, że gdy wreszcie zostały dostrzeżone, mogły liczyć na wsparcie otoczenia, bo mieszkały w USA. Świątek w Polsce było znacznie trudniej, dlatego jej dokonania są tym  bardziej imponujące. 

"Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek uda mi się wygrać turniej wielkoszlemowy i zostać pierwszą rakietą świata, bo pochodzę z kraju, w który tenis nie był zbyt popularny, a na pewno nie ma długiej tradycji. Myślę, że gdybym była Amerykanką, już jako dziecko bardziej bym w siebie wierzyła - w Stanach wielu tenisistom udało się odnieść sukces, ich dokonania mogą być inspiracją dla młodych zawodników" - napisała Polka.

I dodała: "No i Amerykanie robią wokół sukcesów sportowych sporo szumu, nazywają je amerykańskim snem... Żeby ludziom się w tym sporcie udawało, ich sukces musi być częścią jakiegoś systemu - rozumiesz, co mam na myśli? Kiedy zaś myślę o niedawnych sukcesach polskiego tenisa, do głowy przychodzi mi tylko Agnieszka Radwańska - dlatego nigdy nie sądziłam, że mi się uda".

Świątek ma rację, choć z drugiej strony nie trzeba koniecznie mieszkać w USA, by w tenisowym świecie mieć łatwiej. Świetny system szkolenia, rozwoju i promocji działa też choćby w Czechach, o czym pisaliśmy już trzy lata temu. Dzięki temu w Top 100 rankingu WTA jest aż dziewięć tenisistek z Czech. Z Polski - tylko dwie.

Sukces inspiruje do kolejnych sukcesów. Można sobie wyobrazić, jak ciężko miała Radwańska, przed którą nie było żadnej tak liczącej się tenisistki z Polski, nie licząc Jadwigi Jędrzejowskiej, która jednak rywalizowała w latach 30. XX wieku, czyli czasach zamierzchłych z dzisiejszego punktu widzenia. 

Świątek a Gauff i Anisimova

Świątek jako Amerykanka miałaby o tyle łatwiej, że nie musiałaby się martwić o występy w największych turniejach. Jako nastolatka dostawałaby tzw. dzikie karty do największych imprez. 

Wymowny przykład? Gdy w 2019 roku Polka pierwszy raz pojechała do Indian Wells i Miami, musiała przebijać się przez eliminacje. Nie przeszła ich i wróciła do domu. Z kolei Amerykanka Coco Gauff już w wieku 15 lat dostała dzikie karty m.in. do US Open 2019 i Wimbledonu 2019, a jej rodaczka, 16-letnia wówczas Amanda Anisimova, do Roland Garros 2017. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności i możliwości rozwoju Świątek, skala jej sukcesów to pewnego rodzaju cud. 

Świątek pisze też o tym, jakim impulsem, motywacją było dla niej obcowanie ze światem wielkiego tenisa. "Pamiętam, jak wreszcie to zrozumiałam. Miałam wtedy 15 lat i po raz pierwszy grałam w wielkoszlemowym turnieju juniorów – to było podczas Rolanda Garrosa. Pamiętam, że byłam zdumiona, jak na czas turnieju zmienia się miasto, a ludzie przez 2 tygodnie żyją tenisem. W Paryżu wszyscy świętują. Francuzi stworzyli też świetne warunki dla sportowców. Kiedy jako nastolatka trenowałam w Polsce – zazwyczaj rano, przed szkołą – nikt nie zawracał sobie głowy ogrzewaniem krytych kortów. Czasami treningi odbywały się przy trzech stopniach na plusie wewnątrz hali.

We Francji obiekty były przestronne i naprawdę na poziomie. Rzędy idealnie równych kortów ziemnych. Wspaniale było czuć tę nawierzchnię pod stopami podczas gry. Piłka leciała dokładnie tam, gdzie ją kierowałam. Byłam zachwycona, a zdarza mi się to naprawdę rzadko. Nie chodziło zresztą wyłącznie o korty i atmosferę, ale też o to, jak wyjątkowo się czułam, kiedy otaczali mnie mistrzowie – niesamowicie było widzieć Nadala czy Serenę, być blisko nich… Kiedy wyjeżdżałam wtedy z Paryża, myślałam tylko o tym, że chcę pracować jeszcze ciężej, żeby być coraz lepszą".

I w końcu stała się najlepsza.

Więcej o: