Na początku grudnia Polski Związek Tenisowy powołał komisję, która ma zbadać aferę wokół Mirosława Skrzypczyńskiego. Były prezes PZT jest oskarżany m.in. o molestowanie seksualne i przemoc domową.
Pomysł od początku wzbudzał jednak kontrowersje. Mec. Jacek Dubois w rozmowie ze Sport.pl mówił, że sprawą powinna zająć się prokuratura. - Zarzuty wobec byłego już prezesa są zarzutami karnymi. Zachodzi więc kolizja organizacyjna, bo komisja PZT wchodzi w buty prokuratury. Prokuratura powinna wydać jasny komunikat: tego typu działania są sprzeczne z interesem wymiaru sprawiedliwości i mogą stanowić zagrożenie dla dobra ofiar - mówił Dubois.
Komisja ma pracować sześć miesięcy, a na końcu sporządzi raport, który trafi do władz związku - także do zarządu. W składzie znalazły się trzy kobiety, do których Sport.pl odezwał się z prośbą o rozmowę. Jedyną, która zdecydowała się rozmawiać, była adwokat i doktor nauk prawnych Monika Strus-Wołos.
- Udział w komisji PZT to zlecenie związane z moimi kompetencjami zawodowymi, jedno z pewnie kilku tysięcy zleceń, które moja kancelaria przyjęła przez ponad ćwierćwiecze swojego istnienia - mówi Sport.pl mecenas Strus-Wołos.
- Kilka dni przed powołaniem składu osobowego komisji skontaktowała się ze mną kancelaria prawna, z którą zresztą nie miałam nigdy wcześniej żadnych relacji osobistych albo zawodowych. Nikt z członków zarządu PZT ani członków innych organów lub komisji PZT nie kontaktował się ze mną w żadnej formie. Do dziś nie rozmawiałam osobiście, telefonicznie ani mailowo z żadnym członkiem władz PZT. Przyjęliśmy założenie, że ewentualny pierwszy kontakt nastąpi, jeżeli osoby te będą składać wyjaśnienia przed komisją - wskazuje mecenas należąca do komisji.
Strus-Wołos zapewnia, że nigdy nie świadczyła pomocy prawnej żadnej z osób związanych z PZT, ich rodzinom ani na rzecz związku lub podmiotów z nimi zrzeszonych. - Nie znam środowiska tenisowego, nie uprawiałam tego sportu. Nie miałam wpływu na wybór pozostałych członków komisji, a personalia osób powołanych do komisji poznałam na kilka godzin przed ogłoszeniem jej składu - przekazała nam mecenas.
Oprócz dr Strus-Wołos w komisji znalazły się dr nauk prawnych, adwokat Monika Pasieka-Brzozowska oraz psycholog dr Ewa Tokarczyk. Zarząd PZT ogłosił jej skład 30 listopada. Jeszcze dzień wcześniej w zarządzie oficjalnie figurował zaś były już prezes Mirosław Skrzypczyński.
Zarówno PZT jak i nasza rozmówczyni podkreślają pełną niezależność komisji od związku. Zapytaliśmy, czy członkowie komisji wykonują swoje obowiązki w ramach pracy społecznej, bez wynagrodzenia?
- Członkowie komisji pracują na podstawie odpłatnych umów zleceń zawartych z PZT - mówi mec. Strus-Wołos. Ale dodaje: - Podobne komisje powoływane w zakładach pracy składają się na ogół z pracowników zakładu, którzy nie tylko otrzymują wynagrodzenie od tego pracodawcy, ale nadto są podporządkowani mu służbowo. Natomiast komisja powołana przez PZT jest całkowicie niezależna od PZT i jakiegokolwiek jego organu; nie podlega żadnym wskazówkom czy nadzorowi, będzie samodzielnie podejmować decyzje zarówno proceduralne, jak i merytoryczne - wskazuje mecenas Strus - Wołos.
- Trzeba rozróżnić sytuację, kiedy zakład pracy posiada własną komisję, która bada i weryfikuje sygnały dotyczące choćby mobbingu w pracy, od komisji, która została powołana przez PZT. Nawet takie komisje w zakładach pracy w pewnym momencie, po wstępnej weryfikacji prawdziwości zgłoszeń, przekazują sprawę odpowiednim organom - mówi nam anonimowo jeden z prawników ze środowiska tenisowego.
Tuż po powołaniu komisji pojawiło się wiele pytań, jak będą chronione informacje ujawnione w trakcie przesłuchań. - Rozpowszechnianie informacji z postępowania prokuratorskiego jest zagrożone karą, ale w przypadku działań takiej komisji PZT nie ma żadnego zabezpieczenia przed wypłynięciem informacji - mówi nam mecenas Dubois.
Tymczasem powołane do komisji adwokatki łączy z PZT umowa. Czy w związku z tym chroni je tajemnica adwokacka w stosunku do związku jako zleceniodawcy? - W zakresie zawodu adwokata nie jest zasiadanie w komisjach tylko udzielanie pomocy prawnej. To, co robią panie mecenas wybrane do komisji PZT, jest absolutnie dopuszczalne, ale nie ma nic wspólnego z adwokaturą. Ich umiejętności adwokackie są jedynie ich kwalifikacjami. Nie chroni je tutaj w żaden sposób tajemnica adwokacka - przekonuje Dubois.
I dodaje: - Wchodzimy w bardzo wrażliwą tematykę, intymne relacje kobiet, które miały ucierpieć w dzieciństwie w drodze molestowania. Przesłuchanie w ramach procedury karnej zapewnia im ochronę. W przypadku komisji mamy do czynienia z organem towarzyskim, który takim ofiarom nie zapewnia żadnej realnej ochrony. Można oczywiście wpisać w regulamin, że działania komisji będą oparte na zachowaniu tajemnicy, tyle że w procedurze karnej przepisy są jasne - nie można ujawniać informacji z postępowania prokuratorskiego pod groźbą kary. W przypadku komisji nie ma takich przepisów, bo to organ powołany przez PZT.
- Obawiam się sytuacji, że jeśli komisja sporządzi raport, przekaże go władzom związku, a te postanowią go w jakimś zakresie upublicznić, to dojdziemy do sytuacji absolutnie patologicznej: intymne życie kobiet może być znane opinii publicznej - przyznaje Dubois.
W środowisku wiele wątpliwości wywołuje fragment komunikatu PZT o komisji, która "będzie miała charakter zbliżony zakresem działania do komisji śledczych" oraz "będzie uprawniona do żądania złożenia wyjaśnień, przesłuchiwania świadków oraz osób pokrzywdzonych, analizy dokumentów i wszelkich innych materiałów niezbędnych do prawidłowego wyjaśnienia sprawy".
- Komunikat wprowadza w błąd. Związek informuje, że będzie powołana komisja zbliżona do komisji śledczej. A takie komisje kojarzą się z komisjami sejmowymi, które mają podstawę ustawową. Dochodzi do zupełnego nieporozumienia i pomieszania pojęć - mówił Dubois.
- Sformułowanie "charakter zbliżony do komisji śledczej" należy uznać za nieco niefortunny skrót myślowy, jakim rządzą się komunikaty prasowe, nie oddający charakteru i celu komisji. Została ona powołana do wyjaśnienia okoliczności związanych z doniesieniami medialnymi zawartymi w publikacjach dotyczących p. M. Skrzypczyńskiego, w tym zbadania doniesień o mobbingu lub molestowaniu seksualnym. Ponadto jej zadaniem jest wypracowanie założeń do metod (procedur) działania PZT mających zapobiegać i przeciwdziałać w przyszłości potencjalnym nadużyciom o charakterze mobbingu lub molestowania - mówi nam mecenas Strus - Wołos.
I dodaje: - Komisja może również wydać zalecenia co do ewentualnych konsekwencji dyscyplinarnych wobec poszczególnych osób w razie stwierdzenia zaistnienia czynów o charakterze mobbingu lub molestowania albo próby ich zatajenia przed właściwymi organami PZT albo organami państwowymi. Jak więc widać, komisja ma charakter zbliżony do tzw. komisji antymobbingowych powoływanych w instytucjach, organizacjach czy zakładach pracy (PZT i zrzeszone w nim kluby są przecież także pracodawcą).
- Z tego względu do procedury stosowanej przez komisję będzie miał zastosowanie nie Kodeks postępowania karnego, lecz Kodeks postępowania cywilnego, który w sądowej procedurze cywilnej ma zastosowanie m.in. do spraw pracowniczych i podobnych stosunków prawnych. Kodeks postępowania cywilnego reguluje między innymi zasady przesłuchań uczestników postępowania oraz świadków i przeprowadzanie dowodów - kończy nasza rozmówczyni.
- To nie tak, że gdy tylko w mediach pojawiają się informacje o możliwości popełnienia czynu zabronionego, to każdy może sobie powołać komisje do zbadania takiej sprawy. Organ, który jest powołany do działania w tej sytuacji - prokuratura - milczy, a ludzie, którzy mają interes w działaniu komisji decydują o jej powołaniu i składzie. Jeśli prokuratura ustali, że zarząd miał świadomość pewnych działań, może mieć to konsekwencje nie karne, ale moralne czy etyczne, łączyć się z odwołaniem ich z obecnych stanowisk w związku. PZT powołuje organ, który ma rozstrzygać w sprawie ich prywatnych interesów - uważa mecenas Dubois.
Po publikacjach Onetu i wyznaniu posłanki Katarzyny Kotuli na temat ataków seksualnych ze strony byłego prezesa PZT Prokuratura Okręgowa w Szczecinie wszczęła postępowanie wyjaśniające w sprawie. Prokuratura nie zabrała jednak żadnego głosu w sprawie komisji powołanej przez związek.
- Gdyby taką komisję powołał np. minister sportu, nadał jej ramy proceduralne, to można byłoby dyskutować. To byłoby ponad kręgiem zainteresowanych. Tu niestety mamy sytuację, że osoby bezpośrednio zainteresowane wynikiem pracy komisji - bo to przecież nie tylko sam były prezes Mirosław Skrzypczyński - stają się de facto wyborcami sędziów w ich sprawie. Trudno mówić o organie niezależnym w przypadku, gdy zainteresowani w utrzymaniu pewnych stanowisk wybierają członków komisji, która ma decydować o ich przyszłości. To trochę komiczne - przekonuje mecenas Dubois.
- Powołanie komisji służy wyłącznie interesom PZT - nie tylko Skrzypczyńskiego, ale i całego zarządu. Nie pomoże ani potencjalnym ofiarom, ani opinii publicznej. Może jedynie zaszkodzić. To oczywiste posunięcie taktyczne PZT. Pytanie tylko dlaczego ani prokuratura, ani ministerstwo nie wydały żadnego oświadczenia w tym zakresie - podkreśla inny z prawników, który wypowiada się dla nas anonimowo.
Mecenas Dubois nie chce podważać intencji członkiń komisji. - Bardzo możliwe, że postępują w dobrej wierze. Jednak już samo pytanie o niezawisłość zadawane przez dziennikarzy świadczy o jej braku. Samo to, że członkinie komisji są związane odpłatnymi umowami z organem zainteresowanym, który ma nad nimi w ten sposób władzę, nadaje tej komisji charakter bardziej humorystyczny niż taki, który by zasługiwał na wiarygodność. Praworządność polega na tym, by nie było elementów, które budzą niepokój. Tutaj związek jest jasny: zainteresowane osoby wybierają, kto ma w ich sprawie orzekać, płacą im, a na końcu otrzymają od nich raport z działań komisji. Na tym tle powstaje olbrzymia wątpliwość - uważa mecenas.
Dubois uważa, że komisja może chcieć działać szybciej od prokuratury. - Pojawia się obawa, że komisja chce działać przed prokuraturą, zamiast prokuratury i kontrolować prokuraturę. To pomysł chory z punktu widzenia uzyskania określonego skutku. To nie jest personalny przytyk co do poszczególnych osób wybranych do komisji, ale co do całej koncepcji działania tego organu - mówi nam mecenas.
- Problem nie do końca leży w PZT. Związek chce się oczyścić, stąd pomysł na ucieczkę w postaci komisji. Kłopot w tym, że ci, którzy oceniają związek, chowają głowę w piasek. Nie mówimy tylko o prokuraturze, ale także o ministerstwie sportu. Minister działa zdecydowanie zbyt mało aktywnie - kończy Dubois.