Z jednej strony 41 zwycięstw w singlu, czyli najlepszy wynik w karierze. A do tego miejsce w TOP 10 światowego rankingu. Z drugiej - więcej sukcesów deblowych niż singlowych i mnóstwo niewykorzystanych szans. To one sprawiły, że na ATP Finals jechał jako rezerwowy i przyglądał się rywalizacji najlepszych.
Dla Huberta Hurkacza to był dziwny, pełen bolesnych lekcji sezon. O nim - a także o aferze dotyczącej Mirosława Skrzypczyńskiego, czy o wspólnej inicjatywie z Igą Świątek - mówi w wywiadzie ze Sport.pl.
Hubert Hurkacz: Dobrze, że do nich doszło. Sprawy społeczne są dla mnie bardzo ważne i cieszę się, gdy mogę dodać coś od siebie. Warto wspierać tych, którzy tego potrzebują. Mówić głośno, co się uważa i jakie działania powinny zostać podjęte. Tym bardziej, jeśli można zrobić dzięki temu coś dobrego, wykorzystując swoje zasięgi.
Nie wiem. Na pewno zmiana, która już zaszła, była konieczna. Tak naprawdę ważne jest, aby zawodnicy, którzy tego potrzebują - dzieci, młodzież i inni - mieli zapewnioną pomoc. Bardzo istotne jest też wsparcie ministerstwa i sponsorów. Oraz to, żeby właściwe osoby znajdowały się we władzach związku. Takie, które rzeczywiście chcą pomóc i rozwinąć tenis, a nie kierują się własnymi interesami.
Myślę, że tak. Na pewno nie będzie to łatwe spotkanie, ale wierzę, że Polacy dobrze zagrają i będą mieli swoje szanse. Oglądałem oba wcześniejsze mecze. Wyniki były dobre, a to najważniejsze. A co ze stylem? Kluczowe jest to, by strzelać bramki, samemu ich nie tracić i zdobywać punkty.
Polska!
Teraz mam trochę czasu między treningami i oglądam mistrzostwa. Bo poza tym, podczas sezonu, nie mam go aż tak dużo, by zerkać na mecze piłkarskie. Zdecydowanie więc skorzystałem na tym przesunięciu terminu mundialu na przełom listopada i grudnia. Mecze są między treningami, więc korzystam.
Mamy trzy treningi dziennie. Codziennie od siódmej do 21-22 coś się robi. Rano biegamy po górach, później wykonujemy trochę ćwiczeń stabilizujących, jemy śniadanie, potem trening na siłowni, chwila przerwy, kolejne dwugodzinne zajęcia z ćwiczeniami sprawnościowymi i stabilizacją, taki trening ukierunkowany na pracę nóg. W niektóre dni chodzimy też trochę po górach.
Z roku na rok wchodzimy na wyższy poziom. Intensywność rośnie, wszystko idzie do przodu. Trenujemy naprawdę dużo. Człowiek fajnie się po tym czuje, ale na pewno energii nie ma potem zbyt dużo (śmiech).
O ich medalach słyszałem, ale o treningach niekoniecznie. Dla mnie takie treningi to coś zupełnie innego niż standardowe zajęcia tenisisty. Można się naprawdę zmęczyć, bo przygotowania są bardzo intensywne. Czasu do rozpoczęcia rywalizacji jest jeszcze sporo, więc to okres, żeby zbudować wytrzymałość na cały kolejny sezon.
Tak naprawdę tydzień, zaraz po turnieju w Paryżu. Potem musiałem pojechać do Turynu na ATP Finals, gdzie zacząłem już ćwiczyć pod kątem nowego sezonu. Czy siedem dni to wystarczająco czasu na odpoczynek dla głowy i ciała? Musi wystarczyć. Nie ma innej opcji.
Na pewno nie było to przyjemne. Wiedziałem, że tak naprawdę tam nie zagram, więc przygotowywałem się już do sezonu. Kilka razy graliśmy w tenisa, był też trening fizyczny, by przygotować się do wyjazdu do Zakopanego. Celem jest przygotowanie się do kolejnego sezonu, by nigdy więcej nie być tam rezerwowym, tylko zakwalifikować się bezpośrednio.
Tylko z Daniiłem Miedwiediewem. Inni też pytali mnie, ale miałem inne plany. Każdego dnia musiałem być przez 50 minut każdego meczu singlowego w pobliżu. Planowałem więc swoje zajęcia i treningi tak, by móc w tym czasie być na kortach. Na żywo nie obejrzałem żadnego spotkania. Zwykle oglądałem je w telewizji, będąc w turniejowej restauracji.
To było dla mnie cenne doświadczenie. Wykonałem też wiele pracy poza kortem. Nie było takich wyników, jakie bym chciał, ale czuję, że bardzo dużo dowiedziałem się o sobie. Również poza kortem. A to bardzo zaprocentuje w przyszłym sezonie.
Sporo pracowałem nad stroną mentalną. To było bardzo ważne. Chodzi m.in. o samoświadomość, kontrolę emocji, koncentrację.
W przypadku kilku ostatnich turniejów - może poza Paryżem - gdyby zmienić jedną piłkę w danym meczu, to wygrywałbym. Tak było w Astanie, Antwerpii czy Wiedniu. Tak naprawdę wtedy mój poziom gry był całkiem wysoki, a minimalnie zabrakło czegoś na samym końcu.
Trudno kłaść to na karb pecha. Na pewno kilka piłek mogłem lepiej zagrać. Teraz chcę wejść na wyższy poziom, by o losach meczu nie decydowała jedna piłka, tylko żebym miał większą przewagę.
Uważam, że w pierwszej części tego sezonu debel bardzo mi pomógł. Ale myślę, że w przyszłym sezonie będzie go trochę mniej.
Niestety, nie mogłem obejrzeć całego, bo następnego dnia sam grałem. Widziałem więc tylko kilka gemów.
Mam nadzieję, że zostanę zapamiętany także z powodu innych własnych dokonań (śmiech). Ale fajnie było z nim zagrać dwa razy. Szkoda, że nie było więcej okazji. Z wielkiej trójki grałem też z Novakiem Djokovicem, a z Rafaelem Nadalem tylko trenowałem. Na pewno chciałbym jeszcze zmierzyć się z Hiszpanem.
Tak, zdecydowanie.
Biorąc pod uwagę to, ile Roger wniósł do sportu oraz to, ile osób było na tym turnieju, to na pewno atmosfera była niesamowita i bardzo emocjonalna dla wszystkich. Jak rozmawiałem z kolegami lubiącymi tenis, to dla nich też Roger zawsze w jakimś stopniu był idolem.
W dniach 8-10 grudnia zagram pokazówkę w Arabii Saudyjskiej, potem przeniosę się do Monte Carlo, a następnie czeka mnie pokazówka w Święta w Hongkongu. To będzie po drodze do Australii.
Takie imprezy są bardzo fajne. ATP Cup wspominam super. Mieliśmy świetną atmosferę w drużynie i liczę, że z nowymi rozgrywkami będzie podobnie. Będzie duża ekipa i mam nadzieję, że będzie to coś, co da dużo energii na początek sezonu. Dochodzi też radość z reprezentowania Polski w tak dużym turnieju.
Tak, to świetna okazja. Co tu dużo mówić - Iga jest teraz najlepsza na świecie. A będą też m.in. Magda Linette i Kamil Majchrzak. Szykuje się coś niewątpliwie wyjątkowego i ciekawego. I kolejne doświadczenie, bo w tego typu turnieju jeszcze nie graliśmy.
Tak. Choć byłem trochę zmęczony jeszcze przed weselem (śmiech). Przyleciałem w dniu ślubu. Poprzedniej nocy dopiero wróciłem późno z Turynu, a musiałem jeszcze wcześniej zajrzeć do Monako.
Za dużo tam może nie powiedziałem (śmiech). Ale było bardzo fajnie. To było coś innego, ciekawego. Bardzo miło to wspominam. Czy planuję więcej takich występów? Jeżeli pozwoli mi na to czas, choć z tym jest przeważnie problem. Na pewno tamten występ mnie nie zraził, a bardziej zachęcił.