Po ostatnim meczu Igi Świątek w turnieju WTA Finals w Fort Worth umówiliśmy się na rozmowę z Darią Abramowicz, psycholog najlepszej tenisistki świata. Spotykaliśmy się w centrum medialnym w Dickies Arena, gdzie rozgrywana była impreza dla ośmiu najlepszych zawodniczek rankingu WTA.
Daria Abramowicz: Wiemy doskonale, że nie powinny wpływać. Najlepiej kiedy zawodnik skupiony jest na tym, na co ma wpływ. Natomiast rzeczywistość jest taka, że tego typu sytuacje stosunkowo często w jakimś stopniu wpływają na sportowców. Zapewne w różnych dyscyplinach sportu wyglada to inaczej. My pracujemy nieustannie nad tym, żeby być blisko siebie i tego, na co mamy wpływ.
Myślę natomiast, że wieńczący sezon turniej dla ośmiu najlepszych tenisistek świata, stanowiących o sile tego sportu, powinien doceniać te zawodniczki i być pewnego rodzaju celebracją sportu i rywalizacji. Mam tu na myśli oczywiście poziom organizacji, logistykę, atmosferę, poziom wsparcia czy aspekt finansowy.
- Warto zaczynać od poziomu definicyjnego - czym jest porażka w sensie emocji dla człowieka, zawodnika oraz czym jest niepowodzenie w sensie wyniku, przegranego meczu tenisa w tym konkretnym przypadku.
Wszystko po to, by wiedzieć, co znaczy przegranie meczu tenisowego i czy w ogóle coś znaczy dla poziomu samooceny, poczucia własnej wartości. Można zaakceptować to, że popełniło się błędy albo przeciwniczka zagrała wspaniale - albo jedno i drugie. Mogły też pojawić się inne okoliczności, które przyczyniły się do takiego wyniku.
Natomiast nie musi to oznaczać, że nie potrafimy grać w tenisa albo tym bardziej, że jesteśmy słabymi ludźmi. Często dochodzi bowiem do myślenia: jeśli wygrywam, czuję się wartościowym człowiekiem, a jeśli przegrywam, czuję się słabym. To bardzo obciążające i niekonstruktywne, a takie podejście szczególnie często występuje w niektórych kontekstach kulturowych czy krajach.
To nie znaczy, że niepowodzenia na korcie przechodzą bez echa. To coś zupełnie odwrotnego. Pracujemy nad tym, by mobilizowały do pracy, by korygować błędy. Tak jak powiedział Tomek Wiktorowski po meczu z Aryną Sabalenką: aby przeanalizować błędy, które się pojawiły i wdrożyć odpowiednie poprawki.
- To model idealny. Dobrze jak niepowodzeniu towarzyszą pewne emocje. One pozwalają utrzymać pewien napęd do pracy, dążenie do doskonalenia się w sporcie. Nie ma w tym absolutnie nic złego. Ważne jest to - o czym mówimy intensywnie w psychologii wykonania - by po niepowodzeniu nie blokować emocji, nie zamykać ich w szufladzie. Pozwolić im być z nami, zaakceptować je.
Jeśli zaś mówimy o tym kole, w tenisie, a więc dyscyplinie sportu, w której rywalizuje się prawie co tydzień, w której porażek jest więcej niż w innych sportach w tym samym czasie, umiejętność godzenia się z niepowodzeniem jest jeszcze ważniejsza. Łatwiej wtedy zachować równowagę emocjonalną, która ułatwia rozwój.
- Zacznijmy od samego poziomu sportowego, bo Iga weszła wtedy do czołowej "10" rankingu WTA. To pozwoliło osadzić się w innych okolicznościach sportowych, w zakresie zarządzania napięciem, presją, w komponencie porządkowania celów, priorytetów, także aspektu funkcjonowania w obszarze zarządzania finansami, czego nie widać na ekranie, podczas rywalizacji sportowej.
Był to bardzo ważny rok właściwie w każdym elemencie funkcjonowania - relacyjnym, emocjonalnym, fizycznym, o czym pewnie więcej powiedziałby Maciek (Maciej Ryszczuk, trener przygotowania fizycznego - red.). Praca w sporcie, gdy zakładamy dłuższą karierę, jest procesem. Nie da się skokowo ominąć żadnych etapów na drodze do sukcesu.
- Przed chwilą rozmawialiśmy o zarządzaniu porażką. O tym, by stanowiła kapitał do pracy. Bez tych momentów, bez przeanalizowania, jakie zyski i jakie koszty przynoszą takie reakcje, skąd one się biorą, jak nimi zarządzać, absolutnie nie byłoby takiej możliwości, by w kontekście rozwoju na tej płaszczyźnie pójść do przodu.
- Nie mam szklanej kuli, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Mogę powiedzieć jedno - ważna jest budowa stabilnej, zdrowej, zrównoważonej kariery. Konieczne jest koncentrowanie się na sobie, na tym, na co mamy wpływ.
Mamy wpływ na to, by wykorzystywać umiejętności, korygować błędy, korzystać z wiedzy zespołu, wykorzystywać potencjał. Kluczem będzie "robienie swojego" i koncentrowanie się na pracy. Takie dążenie skutkuje tym, że oczekiwania oczekiwaniami, ale zawodnik zdaje sobie sprawę z tego, na co warto położyć nacisk.
- Z mojej perspektywy mogę powiedzieć tylko, że w dyscyplinie, w której zawodnicy dysponują bardzo dużą platformą społeczną - czy to w mediach społecznościowych, w mediach tradycyjnych, w środowisku, w świecie sportu - funkcjonowanie może wiązać się z dużą odpowiedzialnością. Jeśli zawodnik ją przyjmuje, to możemy sobie odpowiedzieć na pytanie, z jakim ładunkiem emocjonalnym to się wiąże. I tu pojawia się kolejne pytanie, na które już nie mogę odpowiedzieć: czy dany sportowiec czuje się mniej czy bardziej komfortowo w takiej roli?
- Ojjj... (krótka pauza). To trudne pytanie na dyskusję akademicką, wielogodzinną.
Może warto odwołać się do znanych w psychologii badań prowadzonych z udziałem bliźniąt jednojajowych, rozdzielanych w dzieciństwie i wychowywanych w innych rodzinach? Dojrzewali jako ludzie z różnymi predyspozycjami, postawami, wzorcami reakcji czy umiejętnościami społecznymi.
Środowisko kształtuje nas w bardzo dużym stopniu, dlatego też zestaw zasobów, które stanowią o mentalnej sile można wypracować i rozwijać. Podkreślam - zestaw. Siła i odporność psychiczna to nie jest pojedyncza cecha.
- Oczywiście.
- Tutaj na pewno warto pracować nad budowaniem tzw. zdrowej pasji. Często używam tego konstruktu w pracy z rożnymi sportowcami, trenerami czy rodzicami. Chodzi o dążenie do sportowej doskonałości, ale nie do perfekcji. Perfekcjonizm jako cecha nie toleruje błędów, nie wybacza, nakazuje "coraz więcej, coraz mocniej", obraca się w świecie powinności, niepokoju i lęku. A także wstydu, że jesteśmy niewystarczający jako ludzie. Nie znajduje tak naprawdę mety. Perfekcjonizm sprzyja także powstawaniu nierealistycznych standardów naszej pracy.
- Zdecydowanie. Ogranicza pozytywne doznania, pozytywne emocje. Dlatego, bo ciągle pojawia się niedosyt, pokusa pójścia po coraz więcej. Jeśli więc ktoś teraz czyta, co powiedziałam, to prawdopodobnie pomyśli, że to gotowa recepta na bardzo trudne doznania, wymagające reakcje. A te, szczególnie nagromadzone w dłuższej perspektywie czasu - delikatnie mówiąc - nie pomagają w konstruktywnym funkcjonowaniu. Dlatego w mojej pracy staram się nakierowywać tych, z którymi pracuję na to, by pójść w inną stronę.
- Użyję tu ulubionej odpowiedzi psychologów czyli: "To zależy". Takie komunikaty mogą być bardzo motywujące, zachęcać do dalszej pracy. Mogą też stanowić obciążenie, generować poczucie potrzeby zaspokojenia oczekiwań własnych czy innych osób. Maria Sakkari wspominała w wywiadzie dla Eurosportu, że po zakończeniu poprzedniego sezonu, gdy pierwszy raz weszła do top 10, Angelika Kerber powiedziała jej: "To teraz będziesz miała najcięższy sezon. Jesteś już w top 10. To zupełnie inny rodzaj funkcjonowania". Sakkari przyznała, że Kerber miała rację, jak wiele ma teraz obciążeń mentalnych.
Różne komunikaty mogą docierać do zawodników, ale najważniejsze, by posiadać rdzeń - pewnie będę monotonna - zakładający koncentrację na własnych zasobach, na ich budowaniu i korygowaniu tego, co jest do poprawy.
- Jeśli pojawiają się w określonych sytuacjach czy przy wykonaniu określonego ruchu, to stosuje się między innymi narzędzia treningu wyobrażeniowego, które pozwalają na wypracowanie konstruktywnych reakcji.
- Między innymi wizualizacja. Konstruowanie wyobrażeń, kontekstu całej sytuacji, a później zastępowanie stanu faktycznego reakcją, wzorcem ruchowym, który po prostu jest optymalny w danym momencie. Do tego oczywiście przyglądamy się też zarządzaniu napięciem oraz poszukiwaniu źródeł impulsu, który się pojawia.
- Starać się znaleźć przestrzeń, w której ten wpływ jest. Jeśli nie mamy na coś wpływu, pozostaje poza naszą kontrolą, to wtedy warto przeformułować, czy komunikaty, które do nas docierają, są adekwatne. Jeśli zaś wpływ mamy, to warto się zastanowić, jak go wykorzystać.
- Pojawiła się ostatnio taka dyskusja, czy jeśli tenisista doświadczy ataku paniki, to czy może skorzystać z przerwy medycznej. Nie wiem, na jakim etapie jest to procedowane.
Myślę, że będzie to - to niestety smutna prognoza - wyzwanie, które pojawi się coraz częściej w zawodowym tenisie. Ma to związek z odsetkiem zaburzeń nastroju, jaki pojawia się w populacji oraz wielu sytuacji, gdy sportowcy odczuwają niepokój, lęk, wiele innych trudnych emocji i napięcie.
Natomiast tu i teraz warto rozumieć, co się dzieje z ciałem, ze sferą emocji. Optymalnym byłoby skorzystanie z przerwy medycznej, w czasie której stosuje się m.in. ćwiczenia oddechowe i również trening wyobrażeniowy, który nakierowuje się w kierunku zmiany perspektywy. To jednak wymaga systematycznej i dosyć pogłębionej pracy nad sobą.
- Nie odpowiem konkretnie, bo to dosyć bliskie sfery objętej tajemnicą zawodową. Natomiast zdecydowanie mogę wzmocnić przekaz - o którym mówi sama Iga - o dostosowaniu się do wszystkich nowych sytuacji, które pojawiły się w tym roku. Za sprawą wykonania sportowego, decyzji Ash Barty o zakończeniu kariery i różnych następstw z tym związanych, a także za sprawą sytuacji geopolitycznej, a więc wybuchu wojny w Ukrainie.
- Może nie odpowiem na to pytanie, bo wyjdę na arogancką (śmiech).
- Mieliśmy cele, ja także, dotyczące naszej pracy w obszarze przygotowania mentalnego i dbania o zdrowie psychiczne. Ciągle je weryfikujemy. Natomiast na pewno skala rezultatów w tym sezonie jest imponująca. Myślę, że jesteśmy z tego wszyscy bardzo dumni.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!